Tydzień minął
szybko. Był ostatni poniedziałek listopada czyli dzień wycieczki 3- dniowej.
Niby normalna sprawa, bo to miała być wycieczka integracyjna, ale poprzednim
razem, jak wyjechaliśmy na wycieczkę 3-dniowa, zmieniła się na półtora
tygodniową. Na razie wszystko wyglądało w porządku. Wycieczka była zaplanowana
miesiąc przed, rodzice powiadomieni wcześniej, wszyscy wyrazili zgodę. Mimo
wszystko, jednak każdy z nas czuł nieprzyjemne uczucie, kiedy wsiadaliśmy do
autokaru. Jechała tylko nasza klasa, więc w autokarze było dużo miejsca.
Weszłam jako pierwsza i już zajęłam miejsca z tyłu. Koło mnie usiadła Rose.
Theresa usiadła od okna po przeciwnej stronie, a na pozostałych dwóch
siedzeniach w środku miejsca zajęli sobie Victor i Lucas. Will wchodził za nimi,
więc nie załapał się za miejsca z tyłu. Usiadł więc wraz z Mike'iem przed
Lucasem i Theresą. Ciemnoskóry usiadł koło okna, żeby blondyn mógł łatwiej z
nami rozmawiać. Davida siłą usadowiłam na miejscu przede mną. Fotel koło niego
pozostał pusty. Pozostała część klasy zajmowała swoje miejsca, starając się
siadać jak najdalej od nauczycieli, siedzących z przodu autokaru. Strategiczne
miejsce zajęła Martha, usiadła bowiem przed Davidem, żeby mieć łatwy kontakt z
Willem. Chłopak starał się ją ignorować, ale z grzeczności odpowiadał na jej
próby zagadania do jego. Widać było, że nie podobała mu się nachalność Marthy.
Rose się wreszcie wściekła.
- Czy możesz
wreszcie zostawić go w spokoju. Nie widzisz, że jest zainteresowany rozmową ze
mną, a nie z tobą?
Will podłapał
temat. Czasami wykazuje się taką głupotą, że zaczynam w niego wątpić. Żeby
zrobić na złość mojej przyjaciółce, powiedział, żeby nie mówiła za niego i
zaczął energicznie rozmawiać z Marthą. Sam sobie gwóźdź do trumny wbija. Pięć
minut później żałował swojej decyzji. Will musi się naprawdę jej podobać, bo
Martha wróciła do dawnej nieśmiałej siebie i zaczęła się trochę zacinać w
rozmowie. Zastanawiałam się, czemu tak strasznie chce udawać inną osobę niż jest?
Zabrzęczał mi
telefon w kieszeni. Dostałam smsa od Willa o treści "Uratuj mnie od
dalszej rozmowy".
Spojrzałam w
jego stronę. Martha uparcie starała się utrzymać rozmowę, a Will właściwie
tylko z grzeczności potakiwał i coś tam odpowiadał, zerkając co chwila w moją
stronę.
- Nawet się
nie wasz - Rose złapała mój telefon. Wiedziała jak to się skończy. Uniosłam
ręce do góry, żeby pokazać Willowi moją bezradność.
Podróż miała
trwać 7 godzin. Jechaliśmy na północny zachód sektora pierwszego, gdzie niegdyś znajdowały się tereny Niemiec. Po około godzinie jazdy usłyszeliśmy w głośnikach głos Stokrotki. Wszyscy
skierowali wzrok na początek autokaru gdzie stał pan Daisy z mikrofonem.
- Czeka nas
długa droga moi drodzy, ale już teraz chciałbym was poinformować o jednym
fakcie, o którym nie mieliście pojęcia, a wasi rodzice widzieli od początku
ogłoszenia pomysłu na tą wycieczkę.
Super. Kolejna
dziwna wycieczka się szykuje? Niby nikt o poprzedniej "wycieczce" tak
naprawdę nie wiedział, ale mimo że ta wycieczka była zaplanowana i wiedzieliśmy
wszystko (choć jak się okazuje teraz to jednak nie wiedzieliśmy), to i tak
każdy do niej podchodził sceptycznie.
Zaczęły się
szepty w autokarze. Stokrotka szybko zaczął wszystkich uciszać.
- W całym
autokarze zostały założone runy. Czy ktoś mi powie jak można to sprawdzić?
- Za pomocą
jednego z czterech głównych żywiołów - powiedział ktoś z przodu.
- Bardzo
dobrze. Możecie chuchnąć na szybę i powiecie mi, czy rozumiecie ten układ run.
Akurat
siedziałam przy oknie, więc zrobiłam to o co prosił Stokrotka. Na szybie
pojawiła się para, ale nie pokryła ona całej jej powierzchni. Na oknie pojawiły
się niezaparowane znaki runiczne. Nie znałam kilku z nich, co mnie zdziwiło, bo
byłam pewna, że opanowałam cały alfabet runiczny.
Kiedy wszyscy
wpatrywali się w szyby, Stokrotka znowu zaczął mówić;
- Jak
widzicie, nie świecą się, co oznacza, że nie są jeszcze aktywne, ale to już
powinniście wiedzieć z lekcji. Przejdę do sedna. Runy, które widzicie stworzą
specjalną atmosferę w autokarze, gdzie żaden z was nie będzie mógł używać
magii. Runy uaktywnię godzinę przed dojazdem na docelowe miejsce, żebyście
mogli się zaaklimatyzować.
No i wybuchł
raban na cały autokar. Uczniowie zaczęli krzyczeć, że tak nie można, że
zabranie magii to jak śmierć dla maga... Ja też w tym brałam udział. Nie wiem,
jak kierowca mógł spokojnie prowadzić w takich warunkach. Pan Daisy na początku
próbował nas uciszyć słownie, ale nie przyniosło to żadnych efektów.
Poirytowany mężczyzna wyciągnął rękę przed siebie i dwoma palcami narysował w
powietrzu runę, która rozświetliła się na srebrny kolor i znikła. Stokrotka ma
specyficzną metodę kreślenia zaklęć. Zawsze używa do tego dwóch palców;
wskazującego i serdecznego. Nas uczono, że żeby poprawnie nakreślić runę czy
krąg magiczny używa się albo całej dłoni, albo palca wskazującego, bo wtedy
zaklęcia są precyzyjne.
Cały autokar
nagle zamilkł. Ale nie, nie przestali mówić. Cały czas wszyscy ruszali ustami
jakby coś mówili, ale panowała błoga cisza. Słuchać było tylko krople deszczu
uderzające o szyby, nic więcej. Wszyscy zaczęli się orientować co się dzieje i
mimowolnie łapali się za gardło, próbując krzyczeć.
- Daremne są
wasze próby, moi drodzy. Rzuciłem na was zaklęcie ciszy. Zapobiega ono drganiu
powietrza przy waszych strunach głosowych. Powinniście zachowywać się, jak na
wasz wiek przystało. Jesteście już prawie dorośli, a czasem zachowujecie się
jak dzieci z pierwszej klasy podstawówki - pokręcił głową z dezaprobatą.
Siedząca obok
mnie Rose, wyjęła telefon z kieszeni i zaczęła coś szybko wstukiwać. Po chwili
uniosła przed siebie komórkę, z której wszyscy usłyszeliśmy zrobotyzowany głos:
- Czemu ja też
zostałam ukarana? Nic przecież nie mówiłam.
Stokrotka
uśmiechnął się pod nosem.
- Ciekawe
rozwiązanie Rose, ale spodziewałem się tego po tobie. Zawsze znajdziesz otwarte
okienko. Odpowiedź na twoje pytanie jest prosta... Odpowiedzialność zbiorowa.
Wracając do tego, co chciałem wam powiedzieć. Otóż wycieczka ma za zadanie
pokazać wam, jak wygląda życie bez magii. Wasi rodzice byli niebywale
zadowoleni tym pomysłem. Doszły mnie w dodatku słuchy, że wszyscy używacie
magii w miejscach, gdzie jest to zabronione - jego wzrok skierował się prosto
na mnie. Schowałam się za fotelem, na którym siedział David, żeby uniknąć wzroku mężczyzny. Czemu
akurat ja?
Stokrotka
wreszcie odwrócił wzrok i kontynuował swój monolog:
- Używacie
magii w codziennych czynnościach, które doskonale możecie zrobić bez niej. Nie
wiecie jak wasze życie się potoczy. A co jeśli z jakiś powodów stracicie
energię magiczną? Co wtedy? Wszystko jest możliwe.
Wszyscy
zamarli, słysząc o utracie magii. Każdy mag kojarzy utratę magii ze śmiercią. Taki
scenariusz był nawet gorszy od śmierci.
- Musicie się
zaaklimatyzować z odczuciem braku magii, dlatego antymagiczna atmosfera
powstanie najpierw w autokarze. Możecie się wtedy poczuć osłabieni, może boleć
was głowa, mięśnie możecie mieć
gorączkę. Przyjemniej jeden z wymienionych poprzednio objawów na pewno się
pojawi u każdego z was. Ale nie martwcie się, aklimatyzacja nie trwa zbyt długo
Ta, niezłe
pocieszenie. Będziemy bez magii przez trzy dni! To jest coś niewyobrażalnego.
Co innego nie używać magii, ale mieć tą pewność, że w każdej chwili jednak
możemy ją umyć, a co innego, kiedy nie mamy takiej możliwości. Jeszcze wszyscy
rodzice się na to zgodzili. No nie do wiary!
- Mam
nadzieję, że jak zdejmę zaklęcie, to już będziecie spokojni - powiedział
wreszcie Stokrotka i wyciągnął prawą rękę do przodu. Zamachnął się i wszyscy
poczuliśmy podmuch chłodnego powietrza. Wszyscy już mogli mówić. Głównym
tematem rozmów była oczywiście wycieczka i brak magii, ale już nikt nie
krzyczał na Stokrotkę. Rzadko się zdarza, żeby nasz wychowawca tak się
zdenerwował. Zawsze jest spokojny, wyrozumiały, rzadko krzyczy, ale chyba
właśnie przez to zaczęliśmy go lekceważyć. W pierwszej klasie nikt by nawet nie
pomyślał, żeby na niego krzyknąć, tak jak się to stało przed chwilą.
- Powiem od
razu. Jestem naprawdę wyrozumiałym facetem i chcę was traktować jak partnerów w
pracy, ale to wy musicie na to zapracować. Będę was szanował, ale wy też
musicie szanować mnie - to były pierwsze słowa naszego wychowawcy, pierwszego
dnia szkoły w pierwszej klasie. Nikt z nas nie wziął sobie tego do serca.
Byliśmy najtrudniejszą klasą, więc słysząc "jestem wyrozumiały",
zrozumieliśmy "macie całkowity luz". Niestety bardzo się myliliśmy.
Miesiąc po rozpoczęciu roku zrobiliśmy (głównie ja i chłopcy) pewien numer i
jego wyrozumiałość się skończyła. Przez następny miesiąc mieliśmy pod górkę i
to bardzo... Więcej już nie zrobiliśmy żadnego wielkiego żartu, więc
zapomnieliśmy, że Stokrotka potrafi się wściec.
- Nadal nie
łączysz faktów? - spytała mnie nagle Rose. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Nadal? I o
jakie fakty znowu ci chodzi?
Czarnowłosa
podirytowana wywróciła oczami i westchnęła ciężko, nie dając mi odpowiedzi.
Zamieniłyśmy się miejscami bo moja przyjaciółka chciała sobie uciąć drzemkę, a
ja miałam łatwiejszy kontakt z chłopakami.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ha! Pewnie myśleliście, że znowu nie dodam rozdziału na czas. A jednak! Co do sektorów to niedługo dorzucę do zakładek na górze bloga "mapa" czy coś w tym stylu. Będzie ona ciągle aktualizowana, bo gdybym miała na niej zrobić wszystko, co powinno na niej być, to by był jeden, wielki spoiler :v Sorry, not sorry. No to tyle miałam do przekazania ^^ Mam nadzieję, że rozdział był w miarę przyjemny i będziecie wyczekiwać następnego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz