niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 24: Jak to trzy dni bez magii?!

Tydzień minął szybko. Był ostatni poniedziałek listopada czyli dzień wycieczki 3- dniowej. Niby normalna sprawa, bo to miała być wycieczka integracyjna, ale poprzednim razem, jak wyjechaliśmy na wycieczkę 3-dniowa, zmieniła się na półtora tygodniową. Na razie wszystko wyglądało w porządku. Wycieczka była zaplanowana miesiąc przed, rodzice powiadomieni wcześniej, wszyscy wyrazili zgodę. Mimo wszystko, jednak każdy z nas czuł nieprzyjemne uczucie, kiedy wsiadaliśmy do autokaru. Jechała tylko nasza klasa, więc w autokarze było dużo miejsca. Weszłam jako pierwsza i już zajęłam miejsca z tyłu. Koło mnie usiadła Rose. Theresa usiadła od okna po przeciwnej stronie, a na pozostałych dwóch siedzeniach w środku miejsca zajęli sobie Victor i Lucas. Will wchodził za nimi, więc nie załapał się za miejsca z tyłu. Usiadł więc wraz z Mike'iem przed Lucasem i Theresą. Ciemnoskóry usiadł koło okna, żeby blondyn mógł łatwiej z nami rozmawiać. Davida siłą usadowiłam na miejscu przede mną. Fotel koło niego pozostał pusty. Pozostała część klasy zajmowała swoje miejsca, starając się siadać jak najdalej od nauczycieli, siedzących z przodu autokaru. Strategiczne miejsce zajęła Martha, usiadła bowiem przed Davidem, żeby mieć łatwy kontakt z Willem. Chłopak starał się ją ignorować, ale z grzeczności odpowiadał na jej próby zagadania do jego. Widać było, że nie podobała mu się nachalność Marthy. Rose się wreszcie wściekła.

- Czy możesz wreszcie zostawić go w spokoju. Nie widzisz, że jest zainteresowany rozmową ze mną, a nie z tobą?

Will podłapał temat. Czasami wykazuje się taką głupotą, że zaczynam w niego wątpić. Żeby zrobić na złość mojej przyjaciółce, powiedział, żeby nie mówiła za niego i zaczął energicznie rozmawiać z Marthą. Sam sobie gwóźdź do trumny wbija. Pięć minut później żałował swojej decyzji. Will musi się naprawdę jej podobać, bo Martha wróciła do dawnej nieśmiałej siebie i zaczęła się trochę zacinać w rozmowie. Zastanawiałam się, czemu tak strasznie chce udawać inną osobę niż jest?
Zabrzęczał mi telefon w kieszeni. Dostałam smsa od Willa o treści "Uratuj mnie od dalszej rozmowy".
Spojrzałam w jego stronę. Martha uparcie starała się utrzymać rozmowę, a Will właściwie tylko z grzeczności potakiwał i coś tam odpowiadał, zerkając co chwila w moją stronę.

- Nawet się nie wasz - Rose złapała mój telefon. Wiedziała jak to się skończy. Uniosłam ręce do góry, żeby pokazać Willowi moją bezradność.

Podróż miała trwać 7 godzin. Jechaliśmy na północny zachód sektora pierwszego, gdzie niegdyś znajdowały się tereny Niemiec. Po około godzinie jazdy usłyszeliśmy w głośnikach głos Stokrotki. Wszyscy skierowali wzrok na początek autokaru gdzie stał pan Daisy z mikrofonem.

- Czeka nas długa droga moi drodzy, ale już teraz chciałbym was poinformować o jednym fakcie, o którym nie mieliście pojęcia, a wasi rodzice widzieli od początku ogłoszenia pomysłu na tą wycieczkę.

Super. Kolejna dziwna wycieczka się szykuje? Niby nikt o poprzedniej "wycieczce" tak naprawdę nie wiedział, ale mimo że ta wycieczka była zaplanowana i wiedzieliśmy wszystko (choć jak się okazuje teraz to jednak nie wiedzieliśmy), to i tak każdy do niej podchodził sceptycznie.
Zaczęły się szepty w autokarze. Stokrotka szybko zaczął wszystkich uciszać.

- W całym autokarze zostały założone runy. Czy ktoś mi powie jak można to sprawdzić?

- Za pomocą jednego z czterech głównych żywiołów - powiedział ktoś z przodu.

- Bardzo dobrze. Możecie chuchnąć na szybę i powiecie mi, czy rozumiecie ten układ run.

Akurat siedziałam przy oknie, więc zrobiłam to o co prosił Stokrotka. Na szybie pojawiła się para, ale nie pokryła ona całej jej powierzchni. Na oknie pojawiły się niezaparowane znaki runiczne. Nie znałam kilku z nich, co mnie zdziwiło, bo byłam pewna, że opanowałam cały alfabet runiczny.

Kiedy wszyscy wpatrywali się w szyby, Stokrotka znowu zaczął mówić;
- Jak widzicie, nie świecą się, co oznacza, że nie są jeszcze aktywne, ale to już powinniście wiedzieć z lekcji. Przejdę do sedna. Runy, które widzicie stworzą specjalną atmosferę w autokarze, gdzie żaden z was nie będzie mógł używać magii. Runy uaktywnię godzinę przed dojazdem na docelowe miejsce, żebyście mogli się zaaklimatyzować.

No i wybuchł raban na cały autokar. Uczniowie zaczęli krzyczeć, że tak nie można, że zabranie magii to jak śmierć dla maga... Ja też w tym brałam udział. Nie wiem, jak kierowca mógł spokojnie prowadzić w takich warunkach. Pan Daisy na początku próbował nas uciszyć słownie, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Poirytowany mężczyzna wyciągnął rękę przed siebie i dwoma palcami narysował w powietrzu runę, która rozświetliła się na srebrny kolor i znikła. Stokrotka ma specyficzną metodę kreślenia zaklęć. Zawsze używa do tego dwóch palców; wskazującego i serdecznego. Nas uczono, że żeby poprawnie nakreślić runę czy krąg magiczny używa się albo całej dłoni, albo palca wskazującego, bo wtedy zaklęcia są precyzyjne.

Cały autokar nagle zamilkł. Ale nie, nie przestali mówić. Cały czas wszyscy ruszali ustami jakby coś mówili, ale panowała błoga cisza. Słuchać było tylko krople deszczu uderzające o szyby, nic więcej. Wszyscy zaczęli się orientować co się dzieje i mimowolnie łapali się za gardło, próbując krzyczeć.

- Daremne są wasze próby, moi drodzy. Rzuciłem na was zaklęcie ciszy. Zapobiega ono drganiu powietrza przy waszych strunach głosowych. Powinniście zachowywać się, jak na wasz wiek przystało. Jesteście już prawie dorośli, a czasem zachowujecie się jak dzieci z pierwszej klasy podstawówki - pokręcił głową z dezaprobatą.

Siedząca obok mnie Rose, wyjęła telefon z kieszeni i zaczęła coś szybko wstukiwać. Po chwili uniosła przed siebie komórkę, z której wszyscy usłyszeliśmy zrobotyzowany głos:

- Czemu ja też zostałam ukarana? Nic przecież nie mówiłam.
Stokrotka uśmiechnął się pod nosem.

- Ciekawe rozwiązanie Rose, ale spodziewałem się tego po tobie. Zawsze znajdziesz otwarte okienko. Odpowiedź na twoje pytanie jest prosta... Odpowiedzialność zbiorowa. Wracając do tego, co chciałem wam powiedzieć. Otóż wycieczka ma za zadanie pokazać wam, jak wygląda życie bez magii. Wasi rodzice byli niebywale zadowoleni tym pomysłem. Doszły mnie w dodatku słuchy, że wszyscy używacie magii w miejscach, gdzie jest to zabronione - jego wzrok skierował się prosto na mnie. Schowałam się za fotelem, na którym siedział  David, żeby uniknąć wzroku mężczyzny. Czemu akurat ja?

Stokrotka wreszcie odwrócił wzrok i kontynuował swój monolog:
- Używacie magii w codziennych czynnościach, które doskonale możecie zrobić bez niej. Nie wiecie jak wasze życie się potoczy. A co jeśli z jakiś powodów stracicie energię magiczną? Co wtedy? Wszystko jest możliwe.

Wszyscy zamarli, słysząc o utracie magii. Każdy mag kojarzy utratę magii ze śmiercią. Taki scenariusz był nawet gorszy od śmierci.

- Musicie się zaaklimatyzować z odczuciem braku magii, dlatego antymagiczna atmosfera powstanie najpierw w autokarze. Możecie się wtedy poczuć osłabieni, może boleć was głowa, mięśnie  możecie mieć gorączkę. Przyjemniej jeden z wymienionych poprzednio objawów na pewno się pojawi u każdego z was. Ale nie martwcie się, aklimatyzacja nie trwa zbyt długo

Ta, niezłe pocieszenie. Będziemy bez magii przez trzy dni! To jest coś niewyobrażalnego. Co innego nie używać magii, ale mieć tą pewność, że w każdej chwili jednak możemy ją umyć, a co innego, kiedy nie mamy takiej możliwości. Jeszcze wszyscy rodzice się na to zgodzili. No nie do wiary!

- Mam nadzieję, że jak zdejmę zaklęcie, to już będziecie spokojni - powiedział wreszcie Stokrotka i wyciągnął prawą rękę do przodu. Zamachnął się i wszyscy poczuliśmy podmuch chłodnego powietrza. Wszyscy już mogli mówić. Głównym tematem rozmów była oczywiście wycieczka i brak magii, ale już nikt nie krzyczał na Stokrotkę. Rzadko się zdarza, żeby nasz wychowawca tak się zdenerwował. Zawsze jest spokojny, wyrozumiały, rzadko krzyczy, ale chyba właśnie przez to zaczęliśmy go lekceważyć. W pierwszej klasie nikt by nawet nie pomyślał, żeby na niego krzyknąć, tak jak się to stało przed chwilą.

- Powiem od razu. Jestem naprawdę wyrozumiałym facetem i chcę was traktować jak partnerów w pracy, ale to wy musicie na to zapracować. Będę was szanował, ale wy też musicie szanować mnie - to były pierwsze słowa naszego wychowawcy, pierwszego dnia szkoły w pierwszej klasie. Nikt z nas nie wziął sobie tego do serca. Byliśmy najtrudniejszą klasą, więc słysząc "jestem wyrozumiały", zrozumieliśmy "macie całkowity luz". Niestety bardzo się myliliśmy. Miesiąc po rozpoczęciu roku zrobiliśmy (głównie ja i chłopcy) pewien numer i jego wyrozumiałość się skończyła. Przez następny miesiąc mieliśmy pod górkę i to bardzo... Więcej już nie zrobiliśmy żadnego wielkiego żartu, więc zapomnieliśmy, że Stokrotka potrafi się wściec.

- Nadal nie łączysz faktów? - spytała mnie nagle Rose. Spojrzałam na nią zaskoczona.

- Nadal? I o jakie fakty znowu ci chodzi?


Czarnowłosa podirytowana wywróciła oczami i westchnęła ciężko, nie dając mi odpowiedzi. Zamieniłyśmy się miejscami bo moja przyjaciółka chciała sobie uciąć drzemkę, a ja miałam łatwiejszy kontakt z chłopakami.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ha! Pewnie myśleliście, że znowu nie dodam rozdziału na czas. A jednak! Co do sektorów to niedługo dorzucę do zakładek na górze bloga "mapa" czy coś w tym stylu. Będzie ona ciągle aktualizowana, bo gdybym miała na niej zrobić wszystko, co powinno na niej być, to by był jeden, wielki spoiler :v Sorry, not sorry. No to tyle miałam do przekazania ^^ Mam nadzieję, że rozdział był w miarę przyjemny i będziecie wyczekiwać następnego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz