Wychowanie
fizyczne mamy podzielone na chłopaków i dziewczyny, ale od trzeciej gimnazjum
ćwiczę razem z przedstawicielami płci męskiej. Pan, który wtedy prowadził tą
lekcje z nami, powiedział, że się marnuje i mam ćwiczyć z chłopakami. To
prawda, jestem silniejsza i oczywiście zwinniejsza, od kilku chłopaków z naszej
klasy, a przecież ta szkoła właśnie stawia duży nacisk na wychowanie fizyczne,
więc nie ma tutaj jakiegoś grubaska, albo chuderlaka. Nie jestem też jakąś
kulturystką, czy coś... Korzystam po prostu ze swojej magii, czyli ze swojego
potencjału. Nadrabiam siłę wpisaną w genach u chłopaków, magią. Bo mogę,
prawda? Nikt mi nie zabroni.
Założyłam strój, wszystkie
dziewczyny miały taki sam, różniły się tylko kolorem. My drugoklasistki mamy
granatowe, krótkie spodenki i białe bluzki z krótkimi rękawkami tego samego
koloru.
Związałam włosy w kucyk,
grzywkę zaczesałam do tyłu i spięłam spinką. Usiadłam na ławce, czekając na
dzwonek. Sporo dziewczyn już po przychodziło. Nie tylko z mojej klasy. Oprócz
mojej drugiej B wychowanie fizyczne miały jeszcze trzy pierwsze klasy liceum i
chyba trzecia gimnazjum. Usłyszałam rozmowę dwóch dziewczyn, chyba były właśnie
z trzeciej gimnazjum:
- Ty wiesz, że w tym roku
będzie nowy trener? - trajkotała jedna.
- Nooo, on jest taki
przystojny. Może dziś będzie miał z nami! - odpowiedziała jej druga.
- Nieee, pewnie będzie miał
z nami za tydzień. Podobno ma mieć dziś z drugą... - rzuciła w moją stronę
zabójczy wzrok. Aż dreszcz mnie przeszedł. Co te dziewczyny sobie myślą? Nowy
facet i od razu by za niego zabiły! Gimnazjalistki ściszyły ton i zaczęły się z
czegoś śmiać, co chwila zerkając na mnie. Nie podejdę do nich, bo nic nie
usłyszałam, ale jestem pewna, że to nie były żadne pochlebne komentarze. Nie
rozumiem takich dziewczyn. Tylko faceci im w głowach. Ja nie miałam nigdy
chłopaka i dobrze mi z tym! Nie, żebym nie chciała mieć. Znalezienie sobie
drugiej połówki, po prostu nie jest moim priorytetem.
Pod
koniec przerwy, kiedy już wszystkie dziewczyny z naszej klasy się przebrały, do
szatni weszła Rose i oświadczyła mi, że nie mam zamiaru ćwiczyć. Zmusiłam ją,
mówiąc, że nie będzie miała wstępu do cukierni mojej ciotki przez miesiąc.
Wiedziała, że nie blefuje, bo już raz dotrzymałam takiej obietnicy. Moja
przyjaciółka jest miłośnikiem wyrobów cioci Judy. Od zwykłych drożdżówek, po
torty najróżniejszej maści. Jest strasznym łasuchem. Jedna rzecz mnie niepokoi,
a mianowicie, że Rose je na potęgę różnych słodkości, a i tak ma idealną
figurę. Niesamowita przemiana materii.
Po
dzwonku wyszłyśmy z szatni na boisko. Miałyśmy mieć zbiórkę, razem z
chłopakami. Wychodząc, rozejrzałam się szukając, jednego wyróżniającego się
osobnika. W końcu w tej szkole jest mało dwumetrowych afro-amerykanów, prawda?
Mam go! Mike i reszta chłopaków stoją przed boiskiem do piłki nożnej.
- Dziewczyny tam! -
zawołałam i ruszyłam w stronę chłopaków. Mamy wiele boisk na terenie szkoły,
więc trzeba się trochę rozejrzeć. Nasza szkoła w ogóle, ma duży teren, ale o
tym kiedy indziej.
Ustawiłyśmy się w rzędzie,
od najwyższej do najniższej, koło chłopaków. Po chwili przyszedł pan Evans,
który prowadzi zajęcia z chłopakami (i mną), pani Candelaria, która prowadzi
zajęcia z dziewczynami. Razem z nimi szedł jeszcze ktoś. Mężczyzna, miał może z
dwadzieścia pięć lat, był bardzo podobny do Candelarii. To pewnie ten nowy
wuefista. Przywitaliśmy się z trenerami. Tak jak myślałam, był młodszym bratem
pani Candelarii i na imię miał Celio.
- Pan Celio, będzie
prowadził wychowanie fizyczne u chłopaków, więc dziewczyny, wy już idźcie z
panią Candelarią - powiedział Evans i odprowadził je wzrokiem. Ja oczywiście zostłąm
Kiedy już opuściły boisko, zwrócił się do pana Celio:
- Oddaję ich w twoje ręce -
i usiadł wygodnie na ławce.
- No dobrze - zaczął Celio
z lekkim hiszpańskim akcentem. Dokładnie takim jak pani Candaleria. Przeszedł
się przed wszystkimi i oczywiście swój wzrok zatrzymał na mnie
- Czy pan Evans, nie
powiedział, że dziewczęta mają iść z panią Candalerią?
Tak jak myślałam. Trzeba
będzie mu wytłumaczyć... Z szeregu wyjrzał zdziwiony
Will. Pewnie nie zauważył wcześniej, że zostałam...
- Słyszałam, co pan Evans
powiedział, ale ja nie mam wu-efu z panią Candalerią.
- Chcesz mi wmówić, że taka
dziewczyna jak ty, ćwiczy razem z chłopakami?
Taka jak ja?
- Wolne żarty. Chciałaś
mnie prze testować, czy co? Dziewczęta są za słabe, żeby ćwiczyć z chłopcami,
dlatego właśnie wu-ef jest rozdzielony. No już zmykaj!
Więc taki trener szowinista
mi się trafił?! Czułam jak robi mi się coraz goręcej... No dobrze, skoro ma
zamiar tak ze mną rozmawiać proszę bardzo. Wzięłam głęboki oddech, by
wypowiedzieć wiele wyszukanych obelg w jego kierunku, ale uprzedził pan Evans:
- Spokojnie Celio. Mercy
jest wyjątkowa, z reszta sam się przekonasz.
Celio spojrzał na mnie,
potem się delikatnie uśmiechnął:
- Dobrze, więc panienka
Mercy poprowadzi dziś rozgrzewkę!
Okej, skoro tak, to niech
mu będzie!
- Chłopaki! Dyszka wokół
boiska! - krzyknęłam i zaczęłam biec. Oczywiście, żaden nie był zadowolony, ale
tak zawsze jest, kiedy to ja mam rozgrzewkę. Musiałam im tym razem dać trochę w
kość, bo trzeba było pokazać temu trenerowi co potrafię. Przebiegałam właśnie
ósme kółko, kiedy zaczepił mnie Will.
- Dziesięć, to nie
przesada? - spytał lekko dysząc.
- Nie, a i tak rzadko
prowadzę rozgrzewkę, więc jak trochę pobiegacie, nic wam nie będzie.
-odwróciłam się i zaczęłam biec tyłem, żeby móc mu patrzeć twarzą w twarz.
- Popisówa?
- Dokładnie! Muszę pokazać
temu Celio, żeby lepiej ze mną nie zadzierał.
- Szczerze nie spodziewałem
się, że możesz ćwiczyć razem z nami.
- Co ty też uważasz, że -
zaczęłam udawać hiszpański akcent - taka dziewczyna nie może ćwiczyć z
chłopcami?
Zaśmiał się:
- Nie, to po prostu była
niespodzianka. Które kółko?
- Ósme.
- Serio? Ja dopiero siódme
kończę.
- Dobra ja lecę już dalej
swoim tempem - Odwróciłam się i przyśpieszyłam. Rozgrzewkę przeciągałam, tak,
żeby trwała całą pierwszą godzinę. Cały czas czułam wzrok Celio na sobie, więc
dawałam chłopcom cięższe ćwiczenia. Pewnie będą na mnie Na przerwie poszłam do łazienki obmyć twarz
razem z Rose.
- Niezłe ćwiczenia
nawymyślałaś. Chciałaś zaimponować nowemu trenerowi? - spytała wycierając twarz
swoim ręcznikiem.
- Ha! Zaimponować? Może,
ale nie z własnej woli. On mnie do tego zmusił! Dziewczyny są słabsze od chłopaków – znów udawałam hiszpański
akcent i pokazałam jej język.
- Widzę, że już ci zaszedł
za skórę, co?
- Mhm. Pieprzony
szowinista...
- Uhuhuhu! Mercy jest
zła.
- No tak! Mam nadzieję, że
tylko jedną lekcje będziemy z nim mieli...
- Mercy? - Rose oparła
się o ścianę i spojrzała mi prosto w oczy - Co zrobimy z Davidem?
- O co ci znowu chodzi? -
spytałam lekko poddenerwowana.
- Dobrze, wiesz o co. On
znajduje się w podobnej sytuacji, jak ty się znajdowałaś...
- Przejdź do rzeczy...
- Wiesz, że on nie ma
przyjaciół, co nie?
- Ha! Jak nie ma, jak ma?!
A cała zgraja, która się koło niego kręci?
- Mercy, dobrze wiesz,
że to nie są prawdziwi przyjaciele - powiedziała naciskając na przedostanie
słowo. - Ty miałaś mnie, Luka, a on został zupełnie sam...
- Sam sobie taki los
zgotował. I nie został zupełnie sam. Ma Alex...
- A ty masz ciotkę... Rodzice
nie żyją...
- Moi też..
- Mercy, nie żyje
TYLKO twoja mama.
- Ojciec też jest dla mnie
martwy, i dobrze o tym wiesz...
- Dobra, nie ważne. Jednak
coś będziesz musiała zrobić. David jest w naszej drużynie i wiesz, że teraz wszystko będziemy musieli robić razem. A ja nie chcę żadnych spięć. Wystarczy,
że ty i Theresa już zalazłyście mi za skórę.
- Dobra, nie będę wszczynać
kłótni, jeżeli o to ci chodzi. Ale też nie będę się jakoś z nim spoufalać... –
Ruszyłam w stronę drzwi, ale usłyszałam, jak moja przyjaciółka mówi pod nosem:
- Jesteś taka dziecinna
- Lekko się zaśmiała.
- Dziecinna? - odwróciłam
się w jej stronę.
- No tak, a jak inaczej
nazwiesz swoje zachowanie. Nic konkretnego ci nie zrobił, a ty jesteś na niego
tak cięta...
- Bo nie byłaś z nim tak
zaprzyjaźniona jak ja. Był mi tak bliski jak ty, Rose, a tu nagle bum! I go nie
ma. Na listy nie odpisywał, a jak przyjechał miał mnie kompletnie w dupie...
-Właściwie... - próbowała
wciąć coś brunetka.
- Nie uważasz, że to jego zachowanie jest dziecinne? Schodzić
na złą drogę, żeby zwrócić na siebie uwagę? To jest dopiero dziecinne!
Powinnyśmy iść, za chwilę będzie dzwonek...
Rose tylko westchnęła i
poszła za mną. Wiedziałam, że kiedyś do tego wrócimy, bo nie doprowadziła do
momentu, kiedy nie wiem co powiedzieć, a to w jej stylu.
***
- Ze względu na to, że jest
to wasz pierwszy wu-ef po wakacjach, to zagramy w coś przyjemnego. -zaczął pan
Celio, kiedy zebraliśmy się na zbiórkę. Przez chwilę się zastanawiał, a potem
rzucił;
- W zbijaka! - zatarł dłonie i wskazał na
niskiego blondyna, pytając jak się nazywa.
- Victor – odpowiedział
chłopak
- Ty będziesz wybierać
jedną drużynę, a drugą będzie wybierać Mike.
Nie dziwię się, że
zapamiętał Mike'a. W końcu bardzo się wyróżnia na tle klasy. Chłopcy jak zwykle
rozstrzygnęli, kto ma wybierać pierwszy za pomocą gry w kamień, nożyce, kamień.
Mike wygrał. Rzucił na wszystkich wzrokiem.
- Mercy chodź do mnie
- zawołał. Wiedziałam, że mnie wybierze. Zawsze jestem wybierana jako pierwsza,
albo druga... Zależy jeszcze kto wybiera i do czego. Czasem zdarza mi się być
trzecią, ale to rzadko. Podeszłam do niego i przybiłam mu piątkę.
- To w takim razie ja biorę
Lucasa - odezwał się Victor.
Na końcu został Tobias i doszedł
do grupy Victora. Ja byłam z oczywiście Mike'm, Nathanielem, Leonem, Marcusem i
Thomasem. Victor był z Lucasem, Tobiasem, Jeremim, Luisem i Willem. Ustawiliśmy
się na boisku. Mike był matką, w końcu tak wielkiego kolesia jak on, bardzo
łatwo jest zbić i by się tylko zmarnował, a cela ma bardzo dobrego, więc matka
to zadanie dla niego idealne. Matką w drugiej grupie był Jeremi. Celio odbił
piłką od ziemi, rozpoczynając grę. Złapał ją Victor.
- No może się odwdzięczę
Mercy, za ten mój złamany nos. Co ty na to? - zaśmiał się do mnie. Już się na
mnie nie gniewa za ten nos, ale i tak często mi to wypomina...
- Najpierw musisz mnie
trafić. - krzyknęłam do niego. Stanęłam na środku boiska, rozłożyłam ramiona i
krzyknęłam:
- Bierz mię, ah, całą!
Chłopak się zaśmiał. W
zeszłym roku mieliśmy parami przedstawić scenę balkonową z „Romeo i Julii”.
Mieliśmy się dobrać w pary chłopak-dziewczyna, ale ze względu na to, że
chłopaków było mniej, to ja byłam z Rose. Victor zamachnął się piłką i rzucił w
moją stronę. Bez problemu ją złapałam.
- Chyba nie tym razem mi
się odpłacisz. Musisz zejść z boiska - i za nim się zdążył zorientować, został
przeze mnie zbity.
- Nie, no! Dzięki Mercy! Mogłabyś
czasem dać trochę pograć - powiedział schodząc z boiska. Celio kazał mu obiec
boisko pięć razy, żeby się przypadkiem nie nudził. Każdy kto został zbity,
musiał to zrobić.
Teraz
piłkę złapał William. Jestem ciekawa jak on gra. Popatrzył na piłkę, obrócił ją
w rękach, podrzucił, znowu obrócił w rękach i rzucił. Od dawna nie mogłam
złapać jakiejś piłki. Gdybym spróbowała odbiłaby mi się od dłoni i zostałabym
zbita. Leciała bardzo szybko, więc i ja zrobiłam szybki unik. Udało mi się
zejść z drogi piłce, ale niestety za mną stał Leon, który zaskoczony oberwał
piłką w brzuch. Pewnie schował się za mną, bo myślał, że tam będzie bezpieczny.
Niestety nie tym razem. Nie mogłam też zacząć atakować, bo piłka poleciała z
powrotem na drugą stronę boiska.
- A myślałem, że uda mi się
ciebie zbić. No niestety, jak widać jesteś też dobra w unikach – zaśmiał się
Will. Wydawał się lekko zawiedziony. Chłopaki z jego drużyny zaczęli przybijać
mu piątki. Zaczęło się we mnie gotować. Nie byłam przyzwyczajona do porażek, a
nagle taka opcja się pojawiła. Blondyn znowu miał piłkę. Tym razem nie
wycelował we mnie, a w Nathaniela. Na szczęście chłopak zrobił unik. Piłek
Willa nie dało się złapać. Rzucał z taką szybkością, albo pod takim kontem, że
było to niemożliwe. Kiedy piłka niefortunnie uderzyła o ziemie i zaczęła się
turlać, Nathaniel szybko to zauważył i pobiegł po nią, żeby przypadkiem nie
doturlała się do matki przeciwnej drużyny. Sekundę potem zbił Lucasa.
Piła przelatywała z jednej
strony na drugą. Czasem zbijając kogoś, czasem nie. W ciągu ponad dwudziestu
minut na boisku został Will i ja. Blondyn był przy piłce, a ja za cholerę, nie
mogłam jej przechwycić. Jedyne co mogłam robić to uniki.
- Jeszcze się nie
zmęczyłaś? - spytał rozbawiony.
- J-Jeszcze nie.... -
opowiedziałam lekko zdyszana. Chłopak rzucił piłkę, a ja zanurkowałam w
powierzchnię boiska. Wszystko, byle by mnie nie trafił. Piłka doleciała do
Jeremiego. Gdyby tylko on spróbował we mnie trafić to bym miała już piłkę, ale
niestety nie. Już raz zobaczył, że mogę złapać jego piłkę, więc podaje górą do
Willa, który we mnie celuje. Miałam już po obcierane nogi, ale zbytnio się tym
nie przejmowałam, bo po w-fie się tym zajmę. Gorzej było z tym, że jestem już
zmęczona tymi ciągłymi unikami. Blondyn znowu we mnie rzucił. Tym razem w nogi,
więc musiałam podskoczyć. Byłam już naprawdę zmęczona, ale nie chciałam się
poddać, bo czegoś takiego nie uznaję. Walczyłam dalej. Unikałam jeszcze jakieś
dziesięć minut i wpadłam na pewien pomysł. Jedynym sposobem żeby dostać piłkę,
było dać się nią trafić. William ciągle się do mnie uśmiechał z pożałowaniem. Ha! Za chwilę wygram! Czas wyciągnąć mojego
asa z rękawa.
- Chyba wystarczy tego, co
Mercy? - spytał.
- Wiesz co? Masz racje... -
odpowiedziałam mu z uśmiechem, co go chyba zaskoczyło. Blondyn wycelował i
rzucił we mnie. Wychyliłam się w tak, żeby piłka uderzyła mnie... w twarz! Tak,
w twarz. Nagle zgasło światło, a cała twarz zaczęła mnie mrowić. Leżałam i
zaczęłam się śmiać. Wszyscy do mnie podeszli i pytali czy wszystko w porządku,
a ja się śmiałam. W dodatku nie wiedziałam co mnie tak rozśmieszyło. Celio
uznał to za faul i kiedy wstałam, dał mi piłkę.
- Nie myślałem, że dasz się
specjalnie uderzyć w twarz... - zaczął Will.
- Nie mogłam przecież
pozwolić, żeby nowy mnie pokonał, prawda?
Dziwnie się mówi z całą
odrętwiałą twarzą. Cholera, strasznie mocno rzucił tą piłką...
- Zawsze musi być ten
pierwszy...
- Cicho tam... - przerwałam
mu. - Słuchaj Mike! Ja ci rzucę piłkę a ty go zbijesz - wskazałam na blondyna.
- Okej?
- Okej – odparł.
Miałam tylko nadzieje, że
załapał, że mówiłam prawdę. Specjalnie powiedziałam to tak, żeby Will słyszał.
Pewnie pomyślał, że tak nie zrobię i będzie czekał na piłkę ode mnie.
Wycelowałam najpierw niego, a potem zamachnęłam się i rzuciłam górą do Mike'a.
Will zdezorientowany chciał się obrócić, ale został już zbity piłką w dłoń
przez ciemnoskórego. Chłopaki z mojej drużyny ruszyli w moją stronę i zaczęli
wiwatować, przybijać piątki mi i Mike’owi. Niby to tylko zbijak, ale każdy mag
poważnie traktuje rywalizacje. Za chwilę zawołał nas Celio. Powiedział, że
podobała mu się lekcja z nami oraz, że ma nadzieję na kolejną lekcje. Ja jakoś
sceptycznie do tego podeszłam. Nie specjalnie go polubiłam, nie wniósł niczego
ciekawego w naszej lekcji. Wysłał nas wcześniej do szatni, żebyśmy mogli wziąć
prysznic. Tak, mamy w naszej szkole prysznice i nie, nie chodzę pod
prysznic z chłopakami. Idę do damskiej szatni.
***
Po w-fie
na przerwie szłam do sali razem z Rose. Kiedy przekroczyłyśmy próg klasowych
drzwi, z krzesła poderwał się William.
- Ty! - wskazał na mnie
palcem - Chodź tu, ale to natychmiast!
Spojrzałyśmy zaskoczone na
siebie z Rose, zaśmiałyśmy się i podeszłyśmy do niego.
- Nie pozwolę, żeby
dziewczyna mnie pokonała. Rewanż? - spytał. Chyba nie mógł się pogodzić z
porażką. Biedy Will.
- No dobra, ale w czym? -
spytałam gotowa na wszystko.
- Dawaj, siłujemy się na
rękę - zaproponował.
- Na rękę…? - spytałam
zawiedziona. Miałam nadzieję, że będę mogła się bardziej wykazać.
- Boisz się, że przegrasz?
- Oczywiście, że nie! -
podwinęłam rękaw od marynarki. Oparłam łokieć o blat ławki. Blondyn zrobił to
samo. Złapaliśmy się za dłonie. Rose sprawdziła, czy wszystko jest równo,
złapała za nasze splecione dłonie i odliczyła do trzech:
- Jeden... Dwa... Trzy...
Start! - i puściła. Postanowiłam dać mu fory i pozwolić do połowy obniżyć moją
rękę. W końcu miałam nad nim dużą przewagę. Kiedy moja ręka była już w połowie
drogi do blatu skoncentrowałam energię magiczną w całej prawej ręce. Chłopak
wydał się zaskoczony, że nagle moja ręka z łatwością przechylała jego rękę w
stronę blatu. Jeszcze chwilka.... Jeszcze
momencik...
- Jest! - krzyknęłam
puszczając jego rękę, która dotykała ławki - W ogóle to, ty wiesz, że wcześniej
nie przegrałeś ze mną, tylko z Mike'm? To on cię zbił - wskazałam kciukiem na
stojącego za mną chłopaka - Więc teraz sam się wkopałeś i przegrałeś ze mną z
własnej woli - Pokazałam mu zadziornie język. Rose podeszła do niego i położyła
dłoń na jego ramieniu.
- Nie martw się. Wiem w
czym jest kiepska...
- I ty się śmiesz nazywać
moją przyjaciółką? - teatralnie odwróciłam się do niej plecami. Po chwili Rose
mnie objęła.
- Oj daj spokój... Trzeba
dać mu fory... - zerknęła na Willa.
- Wy wiecie, że ja to
wszystko słyszę? - spytał.
- Ależ oczywiście, że wiemy
– powiedziałyśmy równo i poszłyśmy do naszych ławek, bo zadzwonił dzwonek.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i już koleiny rozdział,
a na blogu 300 wyświetleń! Oczekuję na wytknięcie mi wszystkich błędów, które
popełniłam c: W następnym rozdziale zacznie się już trochę dziać c: Mogę Wam
powiedzieć, że będzie bliższe spotkanie z Davidem :3 Piszcie co myślicie o tym
rozdziale, bo komentarze są dla mnie bardzo ważne i zachęcają do dalszego
pisania <3 Zapraszam też do zaobserwowania mojego bloga ;)
EDIT 01.02.2016
Zredagowałam rozdział, więc
nie powinno być już błędów, czy powtórzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz