piątek, 20 marca 2015

Mercy i lekcja wychowania fizycznego

Wychowanie fizyczne mamy podzielone na chłopaków i dziewczyny, ale od trzeciej gimnazjum ćwiczę razem z przedstawicielami płci męskiej. Pan, który wtedy prowadził tą lekcje z nami, powiedział, że się marnuje i mam ćwiczyć z chłopakami. To prawda, jestem silniejsza i oczywiście zwinniejsza, od kilku chłopaków z naszej klasy, a przecież ta szkoła właśnie stawia duży nacisk na wychowanie fizyczne, więc nie ma tutaj jakiegoś grubaska, albo chuderlaka. Nie jestem też jakąś kulturystką, czy coś... Korzystam po prostu ze swojej magii, czyli ze swojego potencjału. Nadrabiam siłę wpisaną w genach u chłopaków, magią. Bo mogę, prawda? Nikt mi nie zabroni.

Założyłam strój, wszystkie dziewczyny miały taki sam, różniły się tylko kolorem. My drugoklasistki mamy granatowe, krótkie spodenki i białe bluzki z krótkimi rękawkami tego samego koloru.
Związałam włosy w kucyk, grzywkę zaczesałam do tyłu i spięłam spinką. Usiadłam na ławce, czekając na dzwonek. Sporo dziewczyn już po przychodziło. Nie tylko z mojej klasy. Oprócz mojej drugiej B wychowanie fizyczne miały jeszcze trzy pierwsze klasy liceum i chyba trzecia gimnazjum. Usłyszałam rozmowę dwóch dziewczyn, chyba były właśnie z trzeciej gimnazjum:

- Ty wiesz, że w tym roku będzie nowy trener? - trajkotała jedna.

- Nooo, on jest taki przystojny. Może dziś będzie miał z nami! - odpowiedziała jej druga.

- Nieee, pewnie będzie miał z nami za tydzień. Podobno ma mieć dziś z drugą... - rzuciła w moją stronę zabójczy wzrok. Aż dreszcz mnie przeszedł. Co te dziewczyny sobie myślą? Nowy facet i od razu by za niego zabiły! Gimnazjalistki ściszyły ton i zaczęły się z czegoś śmiać, co chwila zerkając na mnie. Nie podejdę do nich, bo nic nie usłyszałam, ale jestem pewna, że to nie były żadne pochlebne komentarze. Nie rozumiem takich dziewczyn. Tylko faceci im w głowach. Ja nie miałam nigdy chłopaka i dobrze mi z tym! Nie, żebym nie chciała mieć. Znalezienie sobie drugiej połówki, po prostu nie jest moim priorytetem.

Pod koniec przerwy, kiedy już wszystkie dziewczyny z naszej klasy się przebrały, do szatni weszła Rose i oświadczyła mi, że nie mam zamiaru ćwiczyć. Zmusiłam ją, mówiąc, że nie będzie miała wstępu do cukierni mojej ciotki przez miesiąc. Wiedziała, że nie blefuje, bo już raz dotrzymałam takiej obietnicy. Moja przyjaciółka jest miłośnikiem wyrobów cioci Judy. Od zwykłych drożdżówek, po torty najróżniejszej maści. Jest strasznym łasuchem. Jedna rzecz mnie niepokoi, a mianowicie, że Rose je na potęgę różnych słodkości, a i tak ma idealną figurę. Niesamowita przemiana materii.

Po dzwonku wyszłyśmy z szatni na boisko. Miałyśmy mieć zbiórkę, razem z chłopakami. Wychodząc, rozejrzałam się szukając, jednego wyróżniającego się osobnika. W końcu w tej szkole jest mało dwumetrowych afro-amerykanów, prawda? Mam go! Mike i reszta chłopaków stoją przed boiskiem do piłki nożnej.

- Dziewczyny tam! - zawołałam i ruszyłam w stronę chłopaków. Mamy wiele boisk na terenie szkoły, więc trzeba się trochę rozejrzeć. Nasza szkoła w ogóle, ma duży teren, ale o tym kiedy indziej.

Ustawiłyśmy się w rzędzie, od najwyższej do najniższej, koło chłopaków. Po chwili przyszedł pan Evans, który prowadzi zajęcia z chłopakami (i mną), pani Candelaria, która prowadzi zajęcia z dziewczynami. Razem z nimi szedł jeszcze ktoś. Mężczyzna, miał może z dwadzieścia pięć lat, był bardzo podobny do Candelarii. To pewnie ten nowy wuefista. Przywitaliśmy się z trenerami. Tak jak myślałam, był młodszym bratem pani Candelarii i na imię miał Celio.

- Pan Celio, będzie prowadził wychowanie fizyczne u chłopaków, więc dziewczyny, wy już idźcie z panią Candelarią - powiedział Evans i odprowadził je wzrokiem. Ja oczywiście zostłąm Kiedy już opuściły boisko, zwrócił się do pana Celio:

- Oddaję ich w twoje ręce - i usiadł wygodnie na ławce.

- No dobrze - zaczął Celio z lekkim hiszpańskim akcentem. Dokładnie takim jak pani Candaleria. Przeszedł się przed wszystkimi i oczywiście swój wzrok zatrzymał na mnie

- Czy pan Evans, nie powiedział, że dziewczęta mają iść z panią Candalerią?

 Tak jak myślałam. Trzeba będzie mu wytłumaczyć... Z szeregu wyjrzał zdziwiony Will. Pewnie nie zauważył wcześniej, że zostałam...

- Słyszałam, co pan Evans powiedział, ale ja nie mam wu-efu z panią Candalerią.

- Chcesz mi wmówić, że taka dziewczyna jak ty, ćwiczy razem z chłopakami?

Taka jak ja?

- Wolne żarty. Chciałaś mnie prze testować, czy co? Dziewczęta są za słabe, żeby ćwiczyć z chłopcami, dlatego właśnie wu-ef jest rozdzielony. No już zmykaj!

Więc taki trener szowinista mi się trafił?! Czułam jak robi mi się coraz goręcej... No dobrze, skoro ma zamiar tak ze mną rozmawiać proszę bardzo. Wzięłam głęboki oddech, by wypowiedzieć wiele wyszukanych obelg w jego kierunku, ale uprzedził pan Evans:

- Spokojnie Celio. Mercy jest wyjątkowa, z reszta sam się przekonasz.

Celio spojrzał na mnie, potem się delikatnie uśmiechnął:

- Dobrze, więc panienka Mercy poprowadzi dziś rozgrzewkę!

Okej, skoro tak, to niech mu będzie!

- Chłopaki! Dyszka wokół boiska! - krzyknęłam i zaczęłam biec. Oczywiście, żaden nie był zadowolony, ale tak zawsze jest, kiedy to ja mam rozgrzewkę. Musiałam im tym razem dać trochę w kość, bo trzeba było pokazać temu trenerowi co potrafię. Przebiegałam właśnie ósme kółko, kiedy zaczepił mnie Will.

- Dziesięć, to nie przesada? - spytał lekko dysząc.

- Nie, a i tak rzadko prowadzę rozgrzewkę, więc jak trochę pobiegacie, nic wam nie będzie. -odwróciłam się i zaczęłam biec tyłem, żeby móc mu patrzeć twarzą w twarz.

- Popisówa?

- Dokładnie! Muszę pokazać temu Celio, żeby lepiej ze mną nie zadzierał.

- Szczerze nie spodziewałem się, że możesz ćwiczyć razem z nami.

- Co ty też uważasz, że - zaczęłam udawać hiszpański akcent - taka dziewczyna nie może ćwiczyć z chłopcami?

Zaśmiał się:

- Nie, to po prostu była niespodzianka. Które kółko?

- Ósme.

- Serio? Ja dopiero siódme kończę.

- Dobra ja lecę już dalej swoim tempem - Odwróciłam się i przyśpieszyłam. Rozgrzewkę przeciągałam, tak, żeby trwała całą pierwszą godzinę. Cały czas czułam wzrok Celio na sobie, więc dawałam chłopcom cięższe ćwiczenia. Pewnie będą na mnie  Na przerwie poszłam do łazienki obmyć twarz razem z Rose.

- Niezłe ćwiczenia nawymyślałaś. Chciałaś zaimponować nowemu trenerowi? - spytała wycierając twarz swoim ręcznikiem.

- Ha! Zaimponować? Może, ale nie z własnej woli. On mnie do tego zmusił! Dziewczyny są słabsze od chłopaków – znów udawałam hiszpański akcent i pokazałam jej język.

- Widzę, że już ci zaszedł za skórę, co?

- Mhm. Pieprzony szowinista...

- Uhuhuhu! Mercy jest zła.

- No tak! Mam nadzieję, że tylko jedną lekcje będziemy z nim mieli...

- Mercy? - Rose oparła się o ścianę i spojrzała mi prosto w oczy - Co zrobimy z Davidem?

- O co ci znowu chodzi? - spytałam lekko poddenerwowana.

- Dobrze, wiesz o co. On znajduje się w podobnej sytuacji, jak ty się znajdowałaś...

- Przejdź do rzeczy...

- Wiesz, że on nie ma przyjaciół, co nie?

- Ha! Jak nie ma, jak ma?! A cała zgraja, która się koło niego kręci?

- Mercy, dobrze wiesz, że to nie są prawdziwi przyjaciele - powiedziała naciskając na przedostanie słowo. - Ty miałaś mnie, Luka, a on został zupełnie sam...

- Sam sobie taki los zgotował. I nie został zupełnie sam. Ma Alex...

- A ty masz ciotkę... Rodzice nie żyją...

- Moi też..

- Mercy, nie żyje TYLKO twoja mama.

- Ojciec też jest dla mnie martwy, i dobrze o tym wiesz...

- Dobra, nie ważne. Jednak coś będziesz musiała zrobić. David jest w naszej drużynie i wiesz, że teraz wszystko będziemy musieli robić razem. A ja nie chcę żadnych spięć. Wystarczy, że ty i Theresa już zalazłyście mi za skórę.

- Dobra, nie będę wszczynać kłótni, jeżeli o to ci chodzi. Ale też nie będę się jakoś z nim spoufalać... – Ruszyłam w stronę drzwi, ale usłyszałam, jak moja przyjaciółka mówi pod nosem:

- Jesteś taka dziecinna -  Lekko się zaśmiała.

- Dziecinna? - odwróciłam się w jej stronę.

- No tak, a jak inaczej nazwiesz swoje zachowanie. Nic konkretnego ci nie zrobił, a ty jesteś na niego tak cięta...

- Bo nie byłaś z nim tak zaprzyjaźniona jak ja. Był mi tak bliski jak ty, Rose, a tu nagle bum! I go nie ma. Na listy nie odpisywał, a jak przyjechał miał mnie kompletnie w dupie...

-Właściwie... - próbowała wciąć coś brunetka.

- Nie uważasz, że to jego zachowanie jest dziecinne? Schodzić na złą drogę, żeby zwrócić na siebie uwagę? To jest dopiero dziecinne! Powinnyśmy iść, za chwilę będzie dzwonek...

Rose tylko westchnęła i poszła za mną. Wiedziałam, że kiedyś do tego wrócimy, bo nie doprowadziła do momentu, kiedy nie wiem co powiedzieć, a to w jej stylu.

***

- Ze względu na to, że jest to wasz pierwszy wu-ef po wakacjach, to zagramy w coś przyjemnego. -zaczął pan Celio, kiedy zebraliśmy się na zbiórkę. Przez chwilę się zastanawiał, a potem rzucił;

 - W zbijaka! - zatarł dłonie i wskazał na niskiego blondyna, pytając jak się nazywa.

- Victor – odpowiedział chłopak

- Ty będziesz wybierać jedną drużynę, a drugą będzie wybierać Mike.

Nie dziwię się, że zapamiętał Mike'a. W końcu bardzo się wyróżnia na tle klasy. Chłopcy jak zwykle rozstrzygnęli, kto ma wybierać pierwszy za pomocą gry w kamień, nożyce, kamień. Mike wygrał. Rzucił na wszystkich wzrokiem.

- Mercy chodź do mnie - zawołał. Wiedziałam, że mnie wybierze. Zawsze jestem wybierana jako pierwsza, albo druga... Zależy jeszcze kto wybiera i do czego. Czasem zdarza mi się być trzecią, ale to rzadko. Podeszłam do niego i przybiłam mu piątkę.

- To w takim razie ja biorę Lucasa - odezwał się Victor.

Na końcu został Tobias i doszedł do grupy Victora. Ja byłam z oczywiście Mike'm, Nathanielem, Leonem, Marcusem i Thomasem. Victor był z Lucasem, Tobiasem, Jeremim, Luisem i Willem. Ustawiliśmy się na boisku. Mike był matką, w końcu tak wielkiego kolesia jak on, bardzo łatwo jest zbić i by się tylko zmarnował, a cela ma bardzo dobrego, więc matka to zadanie dla niego idealne. Matką w drugiej grupie był Jeremi. Celio odbił piłką od ziemi, rozpoczynając grę. Złapał ją Victor.

- No może się odwdzięczę Mercy, za ten mój złamany nos. Co ty na to? - zaśmiał się do mnie. Już się na mnie nie gniewa za ten nos, ale i tak często mi to wypomina...

- Najpierw musisz mnie trafić. - krzyknęłam do niego. Stanęłam na środku boiska, rozłożyłam ramiona i krzyknęłam:

- Bierz mię, ah, całą!
Chłopak się zaśmiał. W zeszłym roku mieliśmy parami przedstawić scenę balkonową z „Romeo i Julii”. Mieliśmy się dobrać w pary chłopak-dziewczyna, ale ze względu na to, że chłopaków było mniej, to ja byłam z Rose. Victor zamachnął się piłką i rzucił w moją stronę. Bez problemu ją złapałam.

- Chyba nie tym razem mi się odpłacisz. Musisz zejść z boiska - i za nim się zdążył zorientować, został przeze mnie zbity.

- Nie, no! Dzięki Mercy! Mogłabyś czasem dać trochę pograć - powiedział schodząc z boiska. Celio kazał mu obiec boisko pięć razy, żeby się przypadkiem nie nudził. Każdy kto został zbity, musiał to zrobić.
Teraz piłkę złapał William. Jestem ciekawa jak on gra. Popatrzył na piłkę, obrócił ją w rękach, podrzucił, znowu obrócił w rękach i rzucił. Od dawna nie mogłam złapać jakiejś piłki. Gdybym spróbowała odbiłaby mi się od dłoni i zostałabym zbita. Leciała bardzo szybko, więc i ja zrobiłam szybki unik. Udało mi się zejść z drogi piłce, ale niestety za mną stał Leon, który zaskoczony oberwał piłką w brzuch. Pewnie schował się za mną, bo myślał, że tam będzie bezpieczny. Niestety nie tym razem. Nie mogłam też zacząć atakować, bo piłka poleciała z powrotem na drugą stronę boiska.

- A myślałem, że uda mi się ciebie zbić. No niestety, jak widać jesteś też dobra w unikach – zaśmiał się Will. Wydawał się lekko zawiedziony. Chłopaki z jego drużyny zaczęli przybijać mu piątki. Zaczęło się we mnie gotować. Nie byłam przyzwyczajona do porażek, a nagle taka opcja się pojawiła. Blondyn znowu miał piłkę. Tym razem nie wycelował we mnie, a w Nathaniela. Na szczęście chłopak zrobił unik. Piłek Willa nie dało się złapać. Rzucał z taką szybkością, albo pod takim kontem, że było to niemożliwe. Kiedy piłka niefortunnie uderzyła o ziemie i zaczęła się turlać, Nathaniel szybko to zauważył i pobiegł po nią, żeby przypadkiem nie doturlała się do matki przeciwnej drużyny. Sekundę potem zbił Lucasa.

Piła przelatywała z jednej strony na drugą. Czasem zbijając kogoś, czasem nie. W ciągu ponad dwudziestu minut na boisku został Will i ja. Blondyn był przy piłce, a ja za cholerę, nie mogłam jej przechwycić. Jedyne co mogłam robić to uniki.

- Jeszcze się nie zmęczyłaś? - spytał rozbawiony.

- J-Jeszcze nie.... - opowiedziałam lekko zdyszana. Chłopak rzucił piłkę, a ja zanurkowałam w powierzchnię boiska. Wszystko, byle by mnie nie trafił. Piłka doleciała do Jeremiego. Gdyby tylko on spróbował we mnie trafić to bym miała już piłkę, ale niestety nie. Już raz zobaczył, że mogę złapać jego piłkę, więc podaje górą do Willa, który we mnie celuje. Miałam już po obcierane nogi, ale zbytnio się tym nie przejmowałam, bo po w-fie się tym zajmę. Gorzej było z tym, że jestem już zmęczona tymi ciągłymi unikami. Blondyn znowu we mnie rzucił. Tym razem w nogi, więc musiałam podskoczyć. Byłam już naprawdę zmęczona, ale nie chciałam się poddać, bo czegoś takiego nie uznaję. Walczyłam dalej. Unikałam jeszcze jakieś dziesięć minut i wpadłam na pewien pomysł. Jedynym sposobem żeby dostać piłkę, było dać się nią trafić. William ciągle się do mnie uśmiechał z pożałowaniem. Ha! Za chwilę wygram! Czas wyciągnąć mojego asa z rękawa.

- Chyba wystarczy tego, co Mercy? - spytał.

- Wiesz co? Masz racje... - odpowiedziałam mu z uśmiechem, co go chyba zaskoczyło. Blondyn wycelował i rzucił we mnie. Wychyliłam się w tak, żeby piłka uderzyła mnie... w twarz! Tak, w twarz. Nagle zgasło światło, a cała twarz zaczęła mnie mrowić. Leżałam i zaczęłam się śmiać. Wszyscy do mnie podeszli i pytali czy wszystko w porządku, a ja się śmiałam. W dodatku nie wiedziałam co mnie tak rozśmieszyło. Celio uznał to za faul i kiedy wstałam, dał mi piłkę.

- Nie myślałem, że dasz się specjalnie uderzyć w twarz... - zaczął Will.

- Nie mogłam przecież pozwolić, żeby nowy mnie pokonał, prawda?

Dziwnie się mówi z całą odrętwiałą twarzą. Cholera, strasznie mocno rzucił tą piłką...

- Zawsze musi być ten pierwszy...

- Cicho tam... - przerwałam mu. - Słuchaj Mike! Ja ci rzucę piłkę a ty go zbijesz - wskazałam na blondyna. - Okej?

- Okej – odparł.

Miałam tylko nadzieje, że załapał, że mówiłam prawdę. Specjalnie powiedziałam to tak, żeby Will słyszał. Pewnie pomyślał, że tak nie zrobię i będzie czekał na piłkę ode mnie. Wycelowałam najpierw niego, a potem zamachnęłam się i rzuciłam górą do Mike'a. Will zdezorientowany chciał się obrócić, ale został już zbity piłką w dłoń przez ciemnoskórego. Chłopaki z mojej drużyny ruszyli w moją stronę i zaczęli wiwatować, przybijać piątki mi i Mike’owi. Niby to tylko zbijak, ale każdy mag poważnie traktuje rywalizacje. Za chwilę zawołał nas Celio. Powiedział, że podobała mu się lekcja z nami oraz, że ma nadzieję na kolejną lekcje. Ja jakoś sceptycznie do tego podeszłam. Nie specjalnie go polubiłam, nie wniósł niczego ciekawego w naszej lekcji. Wysłał nas wcześniej do szatni, żebyśmy mogli wziąć prysznic. Tak, mamy w naszej szkole prysznice i nie, nie chodzę pod prysznic z chłopakami. Idę do damskiej szatni.

***

Po w-fie na przerwie szłam do sali razem z Rose. Kiedy przekroczyłyśmy próg klasowych drzwi, z krzesła poderwał się William.

- Ty! - wskazał na mnie palcem - Chodź tu, ale to natychmiast!

Spojrzałyśmy zaskoczone na siebie z Rose, zaśmiałyśmy się i podeszłyśmy do niego.

- Nie pozwolę, żeby dziewczyna mnie pokonała. Rewanż? - spytał. Chyba nie mógł się pogodzić z porażką. Biedy Will.

- No dobra, ale w czym? - spytałam gotowa na wszystko.

- Dawaj, siłujemy się na rękę - zaproponował.

- Na rękę…? - spytałam zawiedziona. Miałam nadzieję, że będę mogła się bardziej wykazać.

- Boisz się, że przegrasz?

- Oczywiście, że nie! - podwinęłam rękaw od marynarki. Oparłam łokieć o blat ławki. Blondyn zrobił to samo. Złapaliśmy się za dłonie. Rose sprawdziła, czy wszystko jest równo, złapała za nasze splecione dłonie i odliczyła do trzech:

- Jeden... Dwa... Trzy... Start! - i puściła. Postanowiłam dać mu fory i pozwolić do połowy obniżyć moją rękę. W końcu miałam nad nim dużą przewagę. Kiedy moja ręka była już w połowie drogi do blatu skoncentrowałam energię magiczną w całej prawej ręce. Chłopak wydał się zaskoczony, że nagle moja ręka z łatwością przechylała jego rękę w stronę blatu. Jeszcze chwilka.... Jeszcze momencik...

- Jest! - krzyknęłam puszczając jego rękę, która dotykała ławki - W ogóle to, ty wiesz, że wcześniej nie przegrałeś ze mną, tylko z Mike'm? To on cię zbił - wskazałam kciukiem na stojącego za mną chłopaka - Więc teraz sam się wkopałeś i przegrałeś ze mną z własnej woli - Pokazałam mu zadziornie język. Rose podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.

- Nie martw się. Wiem w czym jest kiepska...

- I ty się śmiesz nazywać moją przyjaciółką? - teatralnie odwróciłam się do niej plecami. Po chwili Rose mnie objęła.

- Oj daj spokój... Trzeba dać mu fory... - zerknęła na Willa.

- Wy wiecie, że ja to wszystko słyszę? - spytał.

- Ależ oczywiście, że wiemy – powiedziałyśmy równo i poszłyśmy do naszych ławek, bo zadzwonił dzwonek.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No i już koleiny rozdział, a na blogu 300 wyświetleń! Oczekuję na wytknięcie mi wszystkich błędów, które popełniłam c: W następnym rozdziale zacznie się już trochę dziać c: Mogę Wam powiedzieć, że będzie bliższe spotkanie z Davidem :3 Piszcie co myślicie o tym rozdziale, bo komentarze są dla mnie bardzo ważne i zachęcają do dalszego pisania <3 Zapraszam też do zaobserwowania mojego bloga ;)

EDIT 01.02.2016

Zredagowałam rozdział, więc nie powinno być już błędów, czy powtórzeń.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz