piątek, 27 marca 2015

Mercy i casanova od siedmiu boleści

W poniedziałek, na pierwszej lekcji pojawił się nie kto inny jak David. Podziwiałam z zachwytem moją robotę. Nikt nie mógłby powiedzieć, że dwa dni temu był w takim stanie. Nawet zadrapania nie było. Miał na sobie szkolny mundurek; białą koszulę, na którą zarzucona była granatowa marynarka z herbem naszej szkoły na piersi po lewej stronie, na sercu i na prawym ramieniu. Na jego szyi wisiał luźno zawiązany krawat w srebrno-granatowe paski, taki jak ma każdy uczeń naszej szkoły. Do tego miał ciemne, długie spodnie z podwiniętymi na końcu nogawkami. Przed lekcją rozmawiał ze S
Stokrotką. Pewnie o jego nie obecności. Ciekawe o czym nakłamał... Oby nie powiedział mu o tym co zrobiłam! Cholera... A co jeśli powiedział? Już nie żyję!

Pierwsze pięć lekcji szybko minęło. Na długiej przerwie siedziałam razem z Tessą, Rose i Willem Tak jak Stokrotka kazał, siedzieliśmy grupami. Byli wszyscy oprócz Davida, ale ja w sumie byłam zadowolona i nie powiedziałam nic przez całą przerwę. Oczywiście ktoś musiał jednak o tym wspomnieć, a tym kimś byłą Theresa;

- Czemu David nie siedzi z nami? - oderwała się od swojej książki.

- Siedź cicho i dalej czytaj tą swoją książkę. - powiedziałam.

- Nie będziesz mi tu mówić co mam robić? - naskoczyła na mnie.

- Spokój! - syknęła Rose. -Mercy, Theresa ma racje...

- Thessa. -upomniała się.

- Dobrze, Thessa ma racje. Ktoś musi po niego pójść... - powiedziała Rose. Wszyscy wlepili wzrok we mnie. Nawet Will, który nie zamienił z nim ani słowa. Wszyscy wlepiali te swoje oczęta, we mnie. Aż mnie dreszcz przeszedł. Nie dam im się tak łatwo złamać.

- Ja nigdzie się stąd nie wybieram. - związałam ręce na piersi.

- Ehh... Nadal chowa urazę... - zaczęła blondynka.

- Jaką znowu urazę? O co ci chodzi dziewczyno?! Czemu ty ciągle starasz się mnie zdenerwować?!- wstałam szybko od stołu. Deja vu?

- Ja zdenerwować? Ciebie? To ty mnie ciągle wkurzasz! -chciała coś powiedzieć, ale nagły huk jej przerwał. Obie spojrzałyśmy na Rose, bo to właśnie ona była sprawczynią huku. Ale nie tylko my patrzyłyśmy na nią. Wszystkie stoliki na około nas, siedziały cicho i patrzyły w naszą stronę

- Dosyć tego! Mercy idź do Davida, ale to już! - powiedziała zdenerwowana brunetka.

- Nie...

- Uważaj, bo ci żyłka pęknie... - zaśmiała się pod nosem Tessa.

- Uważaj, bo za chwilę będziesz cała mokra! - odgryzła się Rose. Zauważyłam jak Will chowa twarz za zeszytem. Był czerwony jak burak. Zapewne od śmiechu

- A ty czego się tak śmiejesz? - nachyliła się nad nim moja przyjaciółka. Oho! Dostanie rykoszetem... Rose ma nieziemską cierpliwość, ale kiedy dusi całą złość w środku, to powoli ten zapas cierpliwości się kończy... W końcu nie wybuchła ani razu w zeszłym tygodniu, a prawie codziennie się kłóciłam o coś z Theresą...

Obie z Tessą patrzyłyśmy co robi Will. Chłopak wstał i dał pstryczka Rose w czoło. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Zupełnie zapomniałyśmy, że przed chwilą mogłyśmy skakać sobie do gardeł.

- Co ty zrobiłeś? - spytała zaskoczona Rose, pocierając swoje czoło.

- A myślałem, że jesteś inteligenta... Pstryknąłem cię w czoło. - odparł z uśmiechem chłopak.

- Wiem co to było. Pytałam czemu to zrobiłeś?

- Nie. - pokręcił palcem. - Spytałaś dokładnie co zrobiłem, więc odpowiedziałem.

- Mniejsza... A czemu to zrobiłeś? - po Rose nie dało się zobaczyć żadnych emocji. Po prostu stała z założonymi ramionami na piersi i patrzyła się na Willa, który był od niej o ponad głowę wyższy.

- Jak moje młodsze siostry są niegrzeczne to wtedy dostają pstryczka, ty też nie mogłaś się opanować więc sprawdziłem, czy na ciebie też to działa. I działa! Wybiłem cię kompletnie, co nie?

- Po pierwsze nie jestem twoją młodszą siostrą, a po drugie naruszyłeś moją przestrzeń osobistą.

- Mogę to zrobić jeszcze raz jeśli chcesz... - powiedział żartobliwe chłopak. Rose usiadła, wyjęła telefon, podłączyła do niego słuchawki i zaczęła słuchać muzyki.

- Co teraz zamierzasz mnie ignorować i się nie odzywać? - spytał zawiedziony. - Daj spokój...

Nagle mój telefon zabrzęczał. Wyjęłam go z torby.

To był SMS od Rose:

"IDŹ PO D!"

Spojrzałam na moją przyjaciółkę. Patrzyła na mnie zmrokiem, który mroził krew w żyłach. Jeszcze do tego jej czysto błękitne oczy. Spojrzałam w stronę stolika, przy którym siedział David. Siedział do nas plecami i miał kaptur na głowie. Dobra co mi szkodzi... Co mnie nie zabije to mnie wzmocni.

Wstałam od stolika i ruszyłam w stronę chłopaka. Po drodze minęłam stolik grupy, do której należała Martha. Chyba nie było tak źle jak myślałam. Bałam się, że chłopaki będą ją ignorować, jak to było wcześniej, albo dziewczyna będzie ich unikać. A tu proszę, siedzią i się wszyscy śmieją.
Doszłam do stolika, przy którym siedział David.

- Musisz usiądź z nami przy stoliku. Stokrotka kazał...

Brak reakcji.

- Ej...

Znowu nic.

- Czy ty mnie słuchasz?!

I znowu cisza.

Dobra, skoro tak... Ściągnęłam z jego głowy kaptur i zobaczyłam, że miał słuchawki. Już chciałam je zdjąć, ale zadzwonił dzwonek, ogłaszający koniec przerwy. David się na mnie dziwnie spojrzał, potem wzruszył ramionami i ruszył w stronę wyjścia bez słowa.Ja mu naprawdę kiedyś krzywdę zrobię. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się. Za moimi plecami czekała na mnie reszta moje grupy. Rose nadal słuchała muzyki i przeglądała coś w telefonie, Will zaglądał jej przez ramie, a Tessa się lekko uśmiechała. Mimo porażki z zaproszeniem Davida do stolika uważam tą przerwę za udaną, bo udało mi się w jakiś sposób dogadać się z Theresą, a to cud. Nawet jeżeli tylko się śmialiśmy.

***

Po lekcjach poszłam jeszcze na dodatkowy parkour, więc nie szłam pomagać cioci. Po godzinie osiemnastej wróciłam do akademika. Wchodząc po schodach zauważyłam Bena, chłopaka Rose. Nie szedł on jednak na to piętro, gdzie znajdował się pokój mój i Rose. Na pierwszym piętrze skierował się do pokoju, gdzie mieszkała Maggie, z drugiej „A”. Zapukał do drzwi, które po chwili się otworzyły. Wyskoczyła z nich Maggie i przywitała chłopaka namiętnym pocałunkiem. Aż mnie ścisło coś w żołądku, już chciałam tam wparować, ale pomyślałam o moje przyjaciółce. Wbiegłam po schodach na następne piętro od razu kierując się w stronę naszego pokoju. Otworzyła mi drzwi i potknęłam się o czyjeś buty.

- Choler by to wzięła. - podniosłam się z podłogi. -Jaki idiota stawia buty przed drzwiami?

Zza ściany wyjrzał Will:

- Zgłasza się idiota. Trzeba patrzeć pod nogi, a nie wbiegać na oślep do pokoju...

- A co ty tu robisz? Nie, chwila... Nie po o tak się śpieszyłam. - weszłam głębiej do pokoju.

- Rose, Ben je...

- Wiem. - opowiedziała mi nie podnosząc wzroku spod ekranu telefonu.

- Wiesz? - spytałam zaskoczona. Oparłam się o drzwi od łazienki.

- Ale co wiesz? - wtrącił się William.

- Że Ben jest u Maggie.- opowiedziała moja przyjaciółka.

- A Ben jest...? - dopytywał się.

- Moim chłopakiem... Niebawem byłym...

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że ten Ben siedzi sobie teraz z inną, zamiast być tu z tobą? - spytał zbulwersowany. Widać było, że się zdenerwował.

- Nie wydaje mi się czy siedzi...

Sekundę za późno zorientowałam się co powiedziałam. Mogłabym czasem ugryźć się w język. Usiadłam szybko koło Rose, która leżała na moim łóżku. - Przepraszam, nie powinnam była tego mówić...

- Myślisz, że nie wiem, co teraz robią? - spojrzała na mnie. Nie wiedziałam jak odpowiedzieć. Postanowiłam zmienić temat:

- Will, czemu przyszedłeś do nas?

- Victor mnie wygonił z pokoju, bo zaprosił tą jego Weronike... -zerknął na Rose, a potem spojrzał znacząco na mnie. Cholera. Nie potrzebnie pytałam... Zmienić temat, zmienić temat... Rozglądałam się po pokoju szukając czegoś, co by mnie zainspirowało... Tylko, że jak na złość nic takiego nie było. Zerknęłam na komodę, która była między łóżkiem Rose, a moim. Zdjęcie mojej mamy, moje i Rose jak byłyśmy małe, budzik, który jest znienawidzony tak samo przeze mnie jak i przez moją współlokatorkę. Dalej był pluszowy pies bez ucha, który mam od małego... Zdjęcie rodziców Rose...Mam!

- Mówiłeś, że przeprowadziliście się tutaj ze względu na to, że twoja siostra szła do gimnazjum?

Rose prychnęła.

- Aż tyle zajęło ci znalezienie innego tematu? - zwróciła się do mnie. - Nie musicie się obchodzić ze mną jak z jajkiem...

Znowu nie wiedziałam jak odpowiedzieć. Na szczęście blondyn mnie wyręczył;

- Nikt nie ma zamiaru obchodzić się z tobą jak z jajkiem Rose. Mercy mnie spytała czemu tu jestem, odpowiedziałem normalnie. Nie omijałem tematu, więc nie wiem o co ci chodzi...

- A to zerknięcie na mnie jak odpowiadałeś?

- A co nie mogę już na ciebie spojrzeć? Raz zerkam na ciebie, raz na Mercy... Od tego mam chyba oczy...

Rose wzruszyła tylko ramionami, poprawiła poduszkę i znowu wróciła do przeglądania czegoś w telefonie.

- Wracając do pytania... To nie był jedyny powód naszej przeprowadzki. Jeszcze przeprowadziliśmy się ze względu na prace taty, bo w Sul Tower nie mógł otworzyć sklepu. Mama pracuje w innej branży, w której łatwiej znaleźć prace...

- A czym się twój ojciec zajmuje?

- Robi...

Przerwało mu pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka i poszłam sprawdzić kto pukał. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam wysokiego, krótko obciętego szatyna. Ben.

- O! Kogo ja...

- Do widzenia panu. - spróbowałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale chłopak je przytrzymał.

- Mercy wpuść go... - zawołała Rose.

- Ale..?

-Wpuść!

Nie chętnie otworzyłam drzwi. Nie spuszczałam chłopaka z oczu.

- Hej kochanie... - chciał podejść do Rose, ale Will zagrodził mu nogą drogę.

- A ty kim jesteś? - spytał Ben.

- Will odpuść... - powiedziała brunetka. Usiadła na łóżku.

- Gdzie byłeś? - spytała. Chłopak zrobił zdziwioną minę.

- Jak to gdzie? Na treningu, a gdzie miałem być?

- Dobrze, a potem?

Czemu Rose po prostu mu nie przywali? Świerzbiło mnie, żeby to samej zrobić, ale wolałam jednak odpuścić. Will tak samo jak ja próbował zabić wzrokiem szatyna.

- Potem poszedłem do pokoju. O co ci chodzi Rose? - zbliżył się do niej, ale tym razem brunetka wyciągnęła rękę przed siebie, żeby się zatrzymał.

- Do czyjego pokoju poszedłeś?

- No jak o czyjego? - zaśmiał się. - Mojego.

- Pudło... - wtrąciłam się.

- Cicho siedź Mercy! - Rose podniosła na mnie głos. - Jeszce raz pytam. W czyim pokoju byłeś?!

Chłopak przełknął ślinę.

- Byłem w swoim pokoju! - powiedział po chwili.

- Wyjdź! - krzyknęła i wskazała w stronę drzwi.

- O co ci cho?

- Powiedziałam wyjdź!

- Ale kochanie.. - nadal próbował rżnąć głupa.

- Wiesz co? Myślałeś, że jesteś taki sprytny. Że jesteś mądrzejszy ode mnie. Myliłeś się. Myślisz, że nie wiem, że od miesiąca spotykasz się z Maggie?! Ha?! Co? Mowę odjęło?! A może powiesz kolejne kłamstwo? Wypierdalaj stąd, ale to już! - krzyknęła i rzuciła o podłogę komórką, która miała w dłoni. Odbiła się od podłogi i poleciała na moje łóżko, gdzie siedział Will, próbujący ochronić się, przed lecącą w jego stronę telefonem. Rose rzuciła się z powrotem na moje łóżko, chowając twarz w poduszce.

- Nie słyszałeś co powiedziała? - stanęłam za chłopakiem i złapałam go za ramię. Wzdrygnął się, a następnie wyrwał z mojego uścisku i powiedział:

- Sam sobie poradzę – i szybkim krokiem wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Podeszłam szybko do Rose.

- Hej... Nie masz się co przejmować nim...

Wzdrygnęła się. Zaczęłam głaskać ją po ramieniu. Po chwili Will też podszedł. Ukucnął na ziemi przy twarzy mojej przyjaciółki. Miał mocno zaciśnięte dłonie, tak jakby coś tam trzymał.

- Hej, nie przejmuj się. Wyciągnę cię jutro na coś słodkiego. Wiem, że uwielbiasz słodycze... Ja stawiam!

- Obiecujesz? - odezwała się Rose lekko przyduszonym głosem.

- Przysięgam!

- Super! - Rose zerwała się z łóżka. Nie wyglądała na załamaną zupełnie. Czyżby ona tylko udawała..? Nagle pstryknęła Willa w czoło.

- Musiałam się odegrać. - pokazała mu język

- Jak mogłaś? - udawał oburzenie. - A ja chciałem ci dać to... - otworzył dłonie. W dłoniach miał śliczną różę zrobioną ze szkła.

- Skąd to wziąłeś? - spytałam zaskoczona.

- Mój ojciec robi biżuterię.... Nauczyłem się od niego wytwarzać szkło i różne metale... W końcu są związane z ziemią.

- Ale super... - Rose już wyciągnęła rękę, żeby wziąć różę, ale chłopak szybko zamknął dłoń i wyciągnął ją poza zasięg Rose.

- Nie ma tak łatwo. - zaśmiał się. - Nie dostaniesz tego... Na razie tylko mam cię wyciągnąć na coś słodkiego... Na różę nie zasłużyłaś...

- Nie to nie! - udała, że się obraża i odwróciła się w moją stronę. A jednak. Rose płakała, jej rzęsy były pozlepiane od łez. Wchłonęła swoje łzy z poduszki, żeby nie było plamy, ale mnie nie tak łatwo oszukać. Za dobrze ją znam. Wiem kiedy się czymś przejmuje, albo denerwuje i to po portu było nie możliwe, żeby po zerwaniu z Benem była taka wesoła... No, ale nie będę się odzywać. Będę musiała odwdzięczyć się Willowi, za to, że tak dobrze poprawił jej humor...

Następnego dnia zobaczyłam Bena ze śliwą pod okiem. A najciekawsze jest to, że to nie ja byłam autorką tego arcydzieła. Jestem ciekawa, kto jest winny tej pięknej ozdobie na jego twarzy casanovy od siedmiu boleści....

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Już prawie 700 wyświetleń dziękuję <3
Coś popsułam dodając ten post ;-; Ale chyba naprawiłam, więc miłego czytania ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz