Momentalnie
znalazłam się przed Davidem. Użyłam mojej Insidiony
do ode przenia ataku. Broń napastnika wyglądała jak wielki nóż
do sera, który miał być przerobiony na katanę. Ostrze miało
ząbki i trzy wycięte koła, rozmieszczone na całej jego długości. {dop.
autorki: Nie mam zielonego pojęcia skąd mi się wziął pomysł z
nożem do sera, ale naprawdę go przypomina} Napastnikiem był
mężczyzna, bo wywnioskować to mogłam z budowy jego ciała.
Napierał z całej siły na moją Insidionę.
-Rusz
się człowieku. -syknęłam przez zęby na Davida. Czułam, że nie
utrzymam siły tego faceta. Ugięłam się pod jego naporem. Po
chwili, chciał się zamachnąć ponownie i wykorzystałam ten
moment, aby uciec na bok. Jego atak zatrzymał David. Brunet
Momentalnie kiedy odskoczyłam przejął jego uderzenie. Strasznie
szybko przywołał broń. Jego
katanę pokrywały jeszcze malutkie, lśniące kryształki lodu.
Spojrzałam w stronę, gdzie była reszta grupy. Widziałam jak Rose
i Will znikają gdzieś w lesie. Theresa też gdzieś znikła...
-Uważaj!
-krzyknął David. Momentalnie odskoczyłam unikając potężnego
uderzenia. Broń wroga (bo na pewno nie był to nasz przyjaciel)
zaryła głęboko w ziemi.
-Co
to za gostek? -spytał, zbliżając się do mnie.
-Skąd,
do cholery mam wiedzieć?! -powiedziałam znowu unikając ataku.
Mężczyzna, nie wiedzieć czemu, skupiał się głównie na mnie.
-Gdzie
jest reszta? -krzyknął David, od którego się oddaliłam, unikając
ataków tego faceta, który zdążył mnie już zdenerwować.
-Nie
wiem! Widziałam tylko jak -odskoczyłam ponownie. -Willa i Rose
uciekali w las...
Zaczęłam
się jeszcze bardziej się denerwować, bo po pierwsze miałam jedną
dłoń zajętą Insidioną, mając nadzieje, że się jakoś sama
uaktywni. Po drugie, ten jakże denerwujący facet uderzał bez
wytchnienia, nie dając mi nawet utworzyć magicznego kręgu, czy
nawet wydobyć mojej magii, żeby stworzyć jakiś mały płomyczek.
Czytając mi w myślach, David użył swojej magii. Akurat znajdował
za plecami napastnika. Kilkanaście lodowych kolców leciało w jego stronę. Nie mam zielonego
pojęcia jak on to zrobił, ale w sekundę uniknął ataku i ja też
musiałam unikać kolców. Niefortunnie wyskoczyłam jednocześnie za
mocno, bo zaczęłam się obracać w powietrzu, a jednocześnie za
lekko, żebym mogła wykonać salto i wylądować na nogach.
Wzmocniłam mięśnie prawej ręki, używając swojej magii. Lądując
zaryłam nią głęboko w ziemi. Kiedy napastnik to zobaczył
momentalnie zwrócił się do Davida i zaczął go atakować.
Przypominając sobie akcje w parku, spodziewałam się, że chłopkowi
się coś stanie. O dziwo, sprawnie odpierał ataki. Niestety
odpierał. David pewnie nie jest zwinny tak jak ja, a odpierając
jego ataki szybko się zmęczy. Rzuciłam w mężczyznę ognistą
kulą. Tym razem nawet się nie odwrócił. Kula uderzyła go w
plecy, a ogień znikł. Po prostu znikł! Spróbowałam innych
ataków. Jego strój nawet się nie osmolił, a on sam nie przestawał atakować chłopaka.
-Ale
jesteś pomocna. -powiedział David dysząc. Wydać było, że już
ledwo się bronił. Spojrzałam na Insidionę.
Dlaczego ta
cholera nie chce się aktywować?!
-Wiesz
ty też nie byłeś pomocny...
Raz kozie śmierć.
Postanowiłam
zrobić bardzo głupią rzecz. Ruszyłam biegiem w stronę
napastnika. Złapałam Insidionę
w obie dłonie, skoczyłam z zamiarem uderzenia go w plecy. Mężczyzna
chciał uniknąć mojego ataku, ale tym razem nie był taki szybki.
Może po
prostu nie spodziewał się, że wpadnę na coś takiego? Prawie
mu się udało, ale zahaczyłam go ramieniem i pociągnęłam za
sobą, przewracając jednocześnie Davida. Ja z ciemnowłosym
poturlaliśmy się na bok, a ten dziwny facet leżał jakieś trzy
metry od nas. Razem z chłopakiem wstaliśmy otrzepując swoje
ubrania.
-Co
to w ogóle było? -spytał wbijając swoją katanę w ziemie i
opierając się o jej rękojeść.
-Nie
wiem. Może to był taki test? Wiesz może nauczyciele nas
sprawdzali? Tak w ogóle to całkiem dobrze sobie radziłeś... Nie
mogę uwierzyć, że to ciebie wybroniłam od bandy tych typków spod
ciemnej gwiazdy. Jak to możliwe, że... -chciałam mu dogryźć, ale
mi przerwał.
-Nie
twój zasrany interes! -krzyknął na mnie. Aha.
Znowu wrócił David z parku.
-No
dobra! Ale radziłabym, ci...
-Uważaj!
-odepchnął mnie na bok. Nie wiedziałam co się dzieje. Leżałam
na ziemi widząc, jak mężczyzna, który dopiero co leżał plackiem
na ziemi. Wbijał swoją broń w łydkę Davida. Jego jeansy zaczęły
barwić się na czerwono w pobliżu wbitej katany. Chłopak upadł na
kolana. Podniosłam się szybko i pobiegłam do Davida. Naprawdę
mocno mnie wcześniej odepchną, bo miałam mocno obtartą twarz i
znajdowałam się dość daleko od niego. Mężczyzna zostawił go ze
swoją bronią i uciekł w las (tak przynajmniej mi się wtedy
wydawało). Katana Davida leżała koło niego i zamieniała się w
drobniutki lodowy pyłek, który znosił wiatr. Chłopak miał
otwarte oczy, ale były tak jakby zamglone. Miał nieprzytomny wzrok.
Zaczęłam klepać go po policzkach.
-David...
Chłopak
podniósł na mnie wzrok. Odetchnęłam z ulgą.
-Zaraz
zajmę się twoją nogą. - rozerwałam nogawkę jego spodni
ostrożnie, żeby przypadkiem nie dotknąć jego nogi, ale nie
spodziewałam się zobaczyć czegoś takiego. Z jego rany zaczęły
„wyrastać” błękitne żyłki. Mimo, że nie powinnam tego
robić, (ze względu na możliwość szybkiego wykrwawienia)
wyciągnęłam z jego łydki katanę. Na szczęście nie doszło do
krwotoku, nawet zdziwiło mnie to, że z rany nie sączyła się
krew. Za to, pojawiało się coraz więcej tych niebieskich
cholerstw. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Musiałam szybko
odskoczyć, bo dostałabym kopniaka w szczękę.
-Ej!
-krzyknęłam do chłopaka. David wstał lekko się chwiejąc.
Podniósł broń, która przed chwilą była wbita w jego nogę.
-David?
-spytałam ostrożnie podnosząc się z ziemi i chwytając za
Insidionę. Chłopak skierował głowę w moim kierunku. Nadal miał
zamglony wzrok. Złapał katanę w obie dłonie i ruszył pędem w
moją stronę.
-David!
Hej! Da..! E... -starałam się do niego jakoś trafić, ale nie
mogłam wykrztusić z siebie pełnego słowa, bo musiałam ciągle
unikać jego ataków. Co
jest? Czy chodzi o tą ranę? W
przerwach między jego uderzeniami starałam się odszukać wzrokiem
wcześniejszego napastnika. Jest.
Był schowany za drzewem, bardzo blisko polany, śledził wzrokiem
Davida. To on
go kontroluje.
Chciałam ruszyć w jego stronę (co z tego, że nie miałam broni),
ale za każdym razem David mnie zatrzymywał i musiałam znowu
unikać. Nie chciałam go uderzyć, bo wiedziałam, że to nie jest
on. Za każdym razem jak widziałam jego zamglony wzrok, przelatywały
mnie ciarki.
-David!
Hej! Obudź się! -krzyczałam do niego w każdym momencie kiedy
mogłam złapać oddech. Cały czas próbowałam dostać się do
mężczyzny ukrytego za drzewem. Po pewnym czasie wpadłam na pewien
pomysł. Odbiegłam na koniec polany, jak najdalej od kryjówki
mężczyzny. Czekałam aż David się rozbiegnie. Kiedy już się
rozpędził i był blisko mnie, zgromadziłam energię magiczną w
nogach, odskoczyłam od chłopaka i ruszyłam z pełną prędkością
w stronę tego dziwnego faceta. Nagle zostałam z całej siły
uderzona w brzuch. Upadłam na ziemie kilka metrów dalej.
-Nie!
-krzyknął... David. Wreszcie się odezwał. Przez chwilę nie
mogłam wziąć oddechu. Podniosłam lekko wzrok. Chłopak nie miał
już tego nieprzytomnego wyrazu twarzy. Nie miał też zamglonego
wzroku. Nie wyglądał już jak zombie. Kiedy udało mi się złapać
oddech, ostrożnie się podniosłam, przez to, że miałam krótkie
spodenki, całe nogi miałam otwarte. Szybko najpierw rzuciłam
zaklęcie przeciw bólowe na klatkę piersiową (jak oddychałam cały
czas mnie bolało). Oczywiście
nie poprawi to mojej wydolności, ale ból nie będzie mi tak
przeszkadzał.
David ruszył w stronę.
-Uciekaj.
Nie kontroluje tego. -powiedział.
-Ha!
Uciekać? Nie znasz mnie za dobrze. -powiedziałam. Po pierwsze nie
mogłam uciec ze względu na niego. Po drugie, nie mogłam uciec, bez
dowiedzenia się kim jest ten facet, co nas zaatakował. Udało mi
się uniknąć jego ataku.
-Jak
w ogóle możesz mówić? - spytałam odskakując. Chłopak dyszał.
-Nie
wiem... -powiedział tak, że ledwie go słyszałam. Ciągle starał
się mnie uderzyć tą kataną, więc postanowiłam go jej pozbawić,
tylko jak? Musiałam zrobić to tak, żeby nie zrobić mu krzywdy.
Kiedy
chłopak znów ruszył w moją stronę, przyjęłam na Insidionę
jego atak. Lekko się zgięłam, pod jego siłą.
-Co
ty robisz? -spytał, przez zaciśnięte zęby. Na jego twarzy malował
się ból, ale nie wiedziałam dlaczego. W końcu to ja byłam
atakowana. Kiedy naparł na mnie mocniej, wygięłam Insidionę
w lewo, zahaczyłam nią o katanę, pociągnęłam ją do siebie i
obróciłam. Udało mi się ją wyrwać z dłoni Davida. Rzuciłam
nią szybko jak najdalej na bok.
-Teraz
mamy równe szanse. -powiedziałam z lekkim uśmiechem. Chłopak
skierował się od razu do miejsca gdzie upadła broń.
-Nie
tak szybko. -schowałam Insidionę
za pasek w spodniach, złapałam go za nadgarstki i wbiłam nogi z
całej siły w ziemie. Ciemnowłosy nadal próbował dotrzeć do
katany.
-Słuchaj.
Spróbuj się sprzeciwić. Nie wiem jak to działa, ale... -ciągnęłam
go w przeciwną stronę. Znajdowaliśmy się niedaleko skarpy.
Żałowała trochę, że tam nie wyrzuciłam jego broni.
-Myślisz,
że nie próbuję? -wysyczał przez zęby.
-To
próbuj bardziej! -krzyknęłam. Momentalnie się do mnie odwrócił
i sam złapał mnie za ręce. Usłyszałam strzały w oddali. To
pewnie Rose. Ją i Willa też ktoś pewnie zaatakował.
-Puść
mnie szybko! -powiedział. Zaczął w nienaturalny sposób wyginać
swoje ręce. Chciałam to jakoś zatrzymać, ale nie mogłam.
Widziała jak ból maluje się na jego twarzy, więc szybko go
puściłam. Chłopak rozszerzył oczy, jakby był zaskoczony, ale
ból nadal nie znikał z jego twarzy. Nagle zostałam ponownie
uderzona w brzuch, ale tym razem z większą siłą. Zaczęłam
spadać ze skarpy. Obijałam się o pnie, wystające kamienie i
korzenie. Nie mogłam się niczego złapać. Moja prawa noga
zaklinowała się między korzeniami. Przez sekundę poczułam
ciepło, a potem straszny ból w okolicach kolana. Już nie
zlatywałam. Trzymałam się za udo, ciężko oddychając. Byłam
cała poobijana, ale teraz czułam tylko ból prawej nogi.
Znajdowałam się przy samym końcu skarpy. Davida jeszcze nie było.
Jeśli tu
nie przyjdzie, będę musiała jakoś wspiąć się na górę.
Spróbowałam
wydostać nogę, w nagrodę przeszył mnie jeszcze gorszy ból niż
wcześniej. Uformowałam odpowiednio moją magię i zbliżyłam
dłonie do kolana. Zaczęłam rzucać zaklęcie przeciw bólowe, ale
silniejsze niż, te co rzuciłam wcześniej na klatkę piersiową.
-Mercedes
schowaj się! -usłyszałam znajomy mi głos Davida. Cholera!
Byłam
w tym momencie niezdolna do walki, a nie wiedziałam do czego ten
mężczyzna może zmusić Davida. Kiedy udało mi się znieczulić
moją nogę próbowałam ją wyciągnąć spomiędzy korzeni.
Zaklinowała
się chyba na dobre.
Może to dlatego, że się strasznie śpieszyłam i starałam się ją
wyciągnąć na siłę. W dodatku czułam, że została nie zostało
mi zbyt dużo energii magicznej. Klonowanie się codziennie, w-f z
plusem i do tego jeszcze ta dzisiejsza wycieczka musiały się
skumulować. Nie chciałam podpalać też korzeni, bo mogłabym
zostać zauważona. Pociągnęłam mocniej za nogę.
Pewnie by mnie to bardzo zabolało, ale na szczęście niczego nie
czuję. Jeden
z mniejszych korzeni, który oplatał moją kostkę pękł.
-Kur...
On cię słyszał! -usłyszałam Davida. Nie brzmiał tak żywo, jak
poprzedni, był wyczerpany. Skuliłam się i wyciągnęłam zza paska
Insidionę.
Miałam nadzieje, że aktywuje się jakoś sama i będę mogła nią
przeciąć te korzenie i się obronić.
Usłyszałam,
jak łamią się gałęzie pod czyimiś stopami. Po chwili zobaczyłam
Davida, był jakieś 10 metrów przede mną. Był cały spocony i
dyszał.
-No
uciekaj!
-Nie
mogę, utknęłam.
Zobaczyłam,
że ruszył w moją stronę, ale nie tak szybko jak wcześniej.
-Słuchaj!
Uda ci się to przezwyciężyć! - starałam się go wesprzeć. Nie
wiedziałam, czy to było możliwe, ale starałam się pomóc
jednocześnie i mu, i mnie.
-Myślisz,
że się nie staram? -powiedział przez zęby. Zauważyłam, że
ciągle je ściska. -Całe ciało mnie boli, czuję się jakby moje
mięśnie były porozrywane kawałeczki. Ja już na prawdę nie mam
siły...
-Dasz
rade. Po prostu mu się sprzeciw! -starałam się grać na zwłokę,
ale on ciągle przyśpieszał. Zaczęłam nerwowo próbować
wyciągnąć moją nogę. Nie miałam już na nic siły.
-No
rusz się! -krzyknął. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak zbliżył
się do mnie. Zdążyłam tylko pewniej chwycić moją Insidionę
i zamknąć oczy. Poczułam fale gorąca i potem straszliwy ból,
który promieniował od mojego lewego ramienia. Nawet nie krzyknęłam.
Ból na początku mnie sparaliżował, ale potem zaczął powoli
ustawać. Poczułam jakby coś kiełkowało mi z rany. Otworzyłam
oczy i ujrzałam upadającego obok mnie chłopaka. W zasięgu mojego
wzroku widziałam też rękojeść broni wbitej w mój obojczyk. Co
dziwne już po chwili w ogóle nie czułam bólu, a odrętwienie.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Nagle jednak moja prawa dłoń
się sama poruszyła i wyjęła mi z ramienia katanę. Nie mogłam
nawet odwrócić wzroku. Nie wiedziałam jak wygląda rana, ani co
się ze mną dzieje. Spróbowałam się podnieść. W sensie nie ja
sama, ale właśnie kontrolowana przez coś. Oczywiście zbytnio to
się nie udało, przez tą nogę. Poczułam coś dziwnego. Moje całe
ciało było odrętwiałe, oprócz tej prawej nogi, która mi
utknęła. Oczywiście jej w ogóle nie czułam, ale to już inna
sprawa. Przypomniałam sobie, że David nie mógł używać magi, bo
nie mógł uformować magii w krąg (zwykle,właśnie używa się do
tego dodatkowo ruchów dłoni). Nagle moja prawa dłoń uderzyła z
całej siły w korzeń, który się złamał. W tym samym momencie
przeszył mnie straszny ból. Próbowałam wyciągnąć nogę
(oczywiście nadal kontrolowana). Nie udało się. Mimo sytuacji w
jakiej się znajdowałam, zaśmiałam się w duchu. Wpadłam na
pewien pomysł. Nie wiedziałam, czy on wypali, ale w końcu co
zaszkodziło mi spróbować? I
tak już nie może być gorzej prawda?
Zgromadziłam
najpierw energię magiczną w mięśniach lewej nogi. Odrętwienie
znikło. Mogłam nią nawet ruszać! Zaczęłam robić podobnie z
resztą ciała. Rozglądałam się też za tym, gdzie ten mężczyzna
się schował. Kiedy doszłam do lewego ramienia, w momencie kiedy
zgromadziłam tam magię, poczułam ból, który znów promieniował
od obojczyka. Ostrożnie podniosłam prawą rękę i zbliżyłam ją
do rany. Uformowałam odpowiednio magię i zaczęłam ją
regenerować. Może wydawać się, że robiłam to strasznie powoli,
ale tak nie było, zajęło mi to wszystko, może z jakieś trzy
minuty.
Rozejrzałam
się szybko, czy nie ma tego faceta w pobliżu i ruszyła w stronę
Davida, lekko utykając. Moja stopa w coś uderzyła. Spojrzałam w
dól. To była moja Insidiona...
Aktywowana. Na ziemi połyskiwało się małe ostrze od sztyletu.
Podniosłam moją broń i zaczęłam ją oglądać, ale w sekundę
przypomniałam sobie o Davidzie i szybko do niego podeszłam. Oddech
i tętno miał przyśpieszone. Mówił
coś o mięśniach. Zaczęłam
ostrożnie dotykać bicepsa. W niektórych miejscach mogłam wyczuć
zagłębienia, których nie powinno tam być. Zaczęłam odpinać
jego koszulę i zaczęłam sprawdzać mięśnie na jego brzuchu.
Wszędzie tak samo. Nagle przypomniałam sobie o ranie na jego nodze.
Wyglądała jakby trochę się zagoiła... Ale szybciej niż
normalnie. Nie było też już ani jednej tej niebieskiej żyłki.
Szybko przystąpiłam do regeneracji jego rany. Potem zajęłam się
jego mięśniami. Kiedy skończyłam znowu poczuła ból w lewym
ramieniu. Dotknęłam go i poczułam ciepłą ciecz... To była krew.
Szybko zregenerowałam ranę ponownie. Dlaczego
ona się znowu otworzyła? Nie
mogłam znaleźć na to pytanie odpowiedzi.
Postanowiłam
obudzić Davida. Na początku delikatnie poklepywałam go po twarzy:
-David...
Wstawaj... Pobudka.
Ale
później się zdenerwowałam i dostał ode mnie może z dwa razy z
liścia... Może trochę więcej.
-Cholera!
David! Obudź się ty debilu!
W
żaden sposób nie mogłam go dobudzić. Trzęsłam
nim, krzyczałam, a on nic!
Powoli
wstałam, żeby zadzwonić po pomoc. Włożyłam rękę do kieszeni
moich spodni.
Gdzie jest mój telefon?!
Zaczęłam
macać się po wszystkich kieszeniach i nigdzie go nie było!
Spojrzałam w górę skarpy. Mój telefon był w torebce, która
została na górze. Wejście na nią odpada. No
nic, będę musiała sobie jako poradzić. Rozejrzałam
się dookoła. W oczy rzuciła katana, którą zaatakował nas tamten
mężczyzna. Zostawił
ją?
Podeszłam i podniosłam broń. Kiedy zaczęłam ją oglądać,
zwróciłam uwagę, na otaczające mnie dźwięki. Usłyszałam wodę.
Płynącą wodę. Spojrzałam na leżącego na ziemi chłopaka.
Schowałam katanę, w pasek spodni, tak żeby mnie przypadkiem nie
zraniła, złapałam Davida za ramiona i zaczęłam go ciągnąć po
ziemi w stronę dźwięku. Strumień był nie daleko nas... W sumie,
nie mogłabym nazwać go strumieniem, a raczej małą rzeczką.
Ułożyłam nieprzytomnego chłopaka przy brzegu, ale w bezpiecznej
odległości od wody, a sama podeszłam do rzeczki. Nie płynęła
zbyt szybko, więc mogłam w niej ujrzeć swoje odbicie, co prawda
rozmazane, ale to wystarczyło, żebym zobaczyła jak wyglądam. W
moje włosy były wplątane jakieś liście i małe patyczki. Może i
była w nich nawet pajęczyna! Odbicie było wystarczająco wyraźne,
żebym zobaczyła, że na lewej stronie twarzy mam sporo plamek po
krwi. Pewnie
jak dostałam w ramie, to trochę krew prysła mi na twarz.
Ułożyłam łódeczkę z dłoni i zanurzyłam je w wodzie. Następnie
ochlapałam twarz kilka razy. Poczułam się o wiele lepiej.
Przyglądając się swojej twarzy, zauważyłam wielkie wory pod
oczami, które rzadko pokazują się na mojej twarzy. Pewnie
konsekwencja użycia prawie całej magii.
Moja
koszula była rozdarta na lewym ramieniu, więc oderwałam oba
rękawy. Tam, gdzie wcześniej oberwałam kataną zauważyłam coś
dziwnego. Spod mojej skóry, która w tym miejscu nie wyglądała
najlepiej, wystawały te niebieskie żyłki. Nie myśląc zaczęłam
je wyrywać. Za każdym razem kiedy wyrwałam jedną, czułam
przyjemnie ciepło. Może
to przez nie moja rana się otworzyła ponownie?
Spojrzałam
na Davida, potem na drogę wzdłuż rzeczki. Postanowione!
Zanim
zaczęłam przystępować do mojego planu postanowiłam spróbować
znowu obudzić chłopaka. Oddychał już spokojnie, jego tętno też
się uspokoiło, ale za cholerę jasną nie chciał się obudzić.
Zrobiłam więc tak jak zakładał mój plan. Ukucnęłam przed
chłopakiem, złapałam jego nadgarstki i przerzuciłam sobie jego
ręce przez moje barki. Powoli się podniosłam i od razu poczułam
ciężar chłopaka. Jednak nie zważając na to, zaczęłam iść w
górę rzeczki, razem z chłopakiem zawieszonym na moich barkach. Ze
względu na to, że był ode mnie wyższy to szurał stopami po
ziemi, co nie powiem, bardzo mi przeszkadzało. No
ciekawe, dokąd ta rzeczka mnie doprowadzi...
---------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział jest świetnym przykładem mojego syndromu Pustej Głowy ;-; To był jeden z moich ulubionych momentów z tej historii, ale oczywiście musiałam go popsuć ;-; Przepraszam Was za ten rozdział xD Na prawdę... Nie wiem czy w niedziele pojawi się nowy rozdział, ale jak nie w niedziele to w poniedziałek powinien być ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz