piątek, 10 kwietnia 2015

Mercy i wycieczka cz. 2

Momentalnie znalazłam się przed Davidem. Użyłam mojej Insidiony do ode przenia ataku. Broń napastnika wyglądała jak wielki nóż do sera, który miał być przerobiony na katanę. Ostrze miało ząbki i trzy wycięte koła, rozmieszczone na całej jego długości. {dop. autorki: Nie mam zielonego pojęcia skąd mi się wziął pomysł z nożem do sera, ale naprawdę go przypomina} Napastnikiem był mężczyzna, bo wywnioskować to mogłam z budowy jego ciała. Napierał z całej siły na moją Insidionę.
-Rusz się człowieku. -syknęłam przez zęby na Davida. Czułam, że nie utrzymam siły tego faceta. Ugięłam się pod jego naporem. Po chwili, chciał się zamachnąć ponownie i wykorzystałam ten moment, aby uciec na bok. Jego atak zatrzymał David. Brunet Momentalnie kiedy odskoczyłam przejął jego uderzenie. Strasznie szybko przywołał broń. Jego katanę pokrywały jeszcze malutkie, lśniące kryształki lodu. Spojrzałam w stronę, gdzie była reszta grupy. Widziałam jak Rose i Will znikają gdzieś w lesie. Theresa też gdzieś znikła...
-Uważaj! -krzyknął David. Momentalnie odskoczyłam unikając potężnego uderzenia. Broń wroga (bo na pewno nie był to nasz przyjaciel) zaryła głęboko w ziemi.
-Co to za gostek? -spytał, zbliżając się do mnie.
-Skąd, do cholery mam wiedzieć?! -powiedziałam znowu unikając ataku. Mężczyzna, nie wiedzieć czemu, skupiał się głównie na mnie.
-Gdzie jest reszta? -krzyknął David, od którego się oddaliłam, unikając ataków tego faceta, który zdążył mnie już zdenerwować.
-Nie wiem! Widziałam tylko jak -odskoczyłam ponownie. -Willa i Rose uciekali w las...
Zaczęłam się jeszcze bardziej się denerwować, bo po pierwsze miałam jedną dłoń zajętą Insidioną, mając nadzieje, że się jakoś sama uaktywni. Po drugie, ten jakże denerwujący facet uderzał bez wytchnienia, nie dając mi nawet utworzyć magicznego kręgu, czy nawet wydobyć mojej magii, żeby stworzyć jakiś mały płomyczek. Czytając mi w myślach, David użył swojej magii. Akurat znajdował za plecami napastnika. Kilkanaście lodowych kolców leciało w jego stronę. Nie mam zielonego pojęcia jak on to zrobił, ale w sekundę uniknął ataku i ja też musiałam unikać kolców. Niefortunnie wyskoczyłam jednocześnie za mocno, bo zaczęłam się obracać w powietrzu, a jednocześnie za lekko, żebym mogła wykonać salto i wylądować na nogach. Wzmocniłam mięśnie prawej ręki, używając swojej magii. Lądując zaryłam nią głęboko w ziemi. Kiedy napastnik to zobaczył momentalnie zwrócił się do Davida i zaczął go atakować. Przypominając sobie akcje w parku, spodziewałam się, że chłopkowi się coś stanie. O dziwo, sprawnie odpierał ataki. Niestety odpierał. David pewnie nie jest zwinny tak jak ja, a odpierając jego ataki szybko się zmęczy. Rzuciłam w mężczyznę ognistą kulą. Tym razem nawet się nie odwrócił. Kula uderzyła go w plecy, a ogień znikł. Po prostu znikł! Spróbowałam innych ataków. Jego strój nawet się nie osmolił, a on sam nie przestawał atakować chłopaka.
-Ale jesteś pomocna. -powiedział David dysząc. Wydać było, że już ledwo się bronił. Spojrzałam na Insidionę. Dlaczego ta cholera nie chce się aktywować?!
-Wiesz ty też nie byłeś pomocny...
Raz kozie śmierć. Postanowiłam zrobić bardzo głupią rzecz. Ruszyłam biegiem w stronę napastnika. Złapałam Insidionę w obie dłonie, skoczyłam z zamiarem uderzenia go w plecy. Mężczyzna chciał uniknąć mojego ataku, ale tym razem nie był taki szybki. Może po prostu nie spodziewał się, że wpadnę na coś takiego? Prawie mu się udało, ale zahaczyłam go ramieniem i pociągnęłam za sobą, przewracając jednocześnie Davida. Ja z ciemnowłosym poturlaliśmy się na bok, a ten dziwny facet leżał jakieś trzy metry od nas. Razem z chłopakiem wstaliśmy otrzepując swoje ubrania.
-Co to w ogóle było? -spytał wbijając swoją katanę w ziemie i opierając się o jej rękojeść.
-Nie wiem. Może to był taki test? Wiesz może nauczyciele nas sprawdzali? Tak w ogóle to całkiem dobrze sobie radziłeś... Nie mogę uwierzyć, że to ciebie wybroniłam od bandy tych typków spod ciemnej gwiazdy. Jak to możliwe, że... -chciałam mu dogryźć, ale mi przerwał.
-Nie twój zasrany interes! -krzyknął na mnie. Aha. Znowu wrócił David z parku.
-No dobra! Ale radziłabym, ci...
-Uważaj! -odepchnął mnie na bok. Nie wiedziałam co się dzieje. Leżałam na ziemi widząc, jak mężczyzna, który dopiero co leżał plackiem na ziemi. Wbijał swoją broń w łydkę Davida. Jego jeansy zaczęły barwić się na czerwono w pobliżu wbitej katany. Chłopak upadł na kolana. Podniosłam się szybko i pobiegłam do Davida. Naprawdę mocno mnie wcześniej odepchną, bo miałam mocno obtartą twarz i znajdowałam się dość daleko od niego. Mężczyzna zostawił go ze swoją bronią i uciekł w las (tak przynajmniej mi się wtedy wydawało). Katana Davida leżała koło niego i zamieniała się w drobniutki lodowy pyłek, który znosił wiatr. Chłopak miał otwarte oczy, ale były tak jakby zamglone. Miał nieprzytomny wzrok. Zaczęłam klepać go po policzkach.
-David...
Chłopak podniósł na mnie wzrok. Odetchnęłam z ulgą.
-Zaraz zajmę się twoją nogą. - rozerwałam nogawkę jego spodni ostrożnie, żeby przypadkiem nie dotknąć jego nogi, ale nie spodziewałam się zobaczyć czegoś takiego. Z jego rany zaczęły „wyrastać” błękitne żyłki. Mimo, że nie powinnam tego robić, (ze względu na możliwość szybkiego wykrwawienia) wyciągnęłam z jego łydki katanę. Na szczęście nie doszło do krwotoku, nawet zdziwiło mnie to, że z rany nie sączyła się krew. Za to, pojawiało się coraz więcej tych niebieskich cholerstw. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Musiałam szybko odskoczyć, bo dostałabym kopniaka w szczękę.
-Ej! -krzyknęłam do chłopaka. David wstał lekko się chwiejąc. Podniósł broń, która przed chwilą była wbita w jego nogę.
-David? -spytałam ostrożnie podnosząc się z ziemi i chwytając za Insidionę. Chłopak skierował głowę w moim kierunku. Nadal miał zamglony wzrok. Złapał katanę w obie dłonie i ruszył pędem w moją stronę.
-David! Hej! Da..! E... -starałam się do niego jakoś trafić, ale nie mogłam wykrztusić z siebie pełnego słowa, bo musiałam ciągle unikać jego ataków. Co jest? Czy chodzi o tą ranę? W przerwach między jego uderzeniami starałam się odszukać wzrokiem wcześniejszego napastnika. Jest. Był schowany za drzewem, bardzo blisko polany, śledził wzrokiem Davida. To on go kontroluje. Chciałam ruszyć w jego stronę (co z tego, że nie miałam broni), ale za każdym razem David mnie zatrzymywał i musiałam znowu unikać. Nie chciałam go uderzyć, bo wiedziałam, że to nie jest on. Za każdym razem jak widziałam jego zamglony wzrok, przelatywały mnie ciarki.
-David! Hej! Obudź się! -krzyczałam do niego w każdym momencie kiedy mogłam złapać oddech. Cały czas próbowałam dostać się do mężczyzny ukrytego za drzewem. Po pewnym czasie wpadłam na pewien pomysł. Odbiegłam na koniec polany, jak najdalej od kryjówki mężczyzny. Czekałam aż David się rozbiegnie. Kiedy już się rozpędził i był blisko mnie, zgromadziłam energię magiczną w nogach, odskoczyłam od chłopaka i ruszyłam z pełną prędkością w stronę tego dziwnego faceta. Nagle zostałam z całej siły uderzona w brzuch. Upadłam na ziemie kilka metrów dalej.
-Nie! -krzyknął... David. Wreszcie się odezwał. Przez chwilę nie mogłam wziąć oddechu. Podniosłam lekko wzrok. Chłopak nie miał już tego nieprzytomnego wyrazu twarzy. Nie miał też zamglonego wzroku. Nie wyglądał już jak zombie. Kiedy udało mi się złapać oddech, ostrożnie się podniosłam, przez to, że miałam krótkie spodenki, całe nogi miałam otwarte. Szybko najpierw rzuciłam zaklęcie przeciw bólowe na klatkę piersiową (jak oddychałam cały czas mnie bolało). Oczywiście nie poprawi to mojej wydolności, ale ból nie będzie mi tak przeszkadzał. David ruszył w stronę.
-Uciekaj. Nie kontroluje tego. -powiedział.
-Ha! Uciekać? Nie znasz mnie za dobrze. -powiedziałam. Po pierwsze nie mogłam uciec ze względu na niego. Po drugie, nie mogłam uciec, bez dowiedzenia się kim jest ten facet, co nas zaatakował. Udało mi się uniknąć jego ataku.
-Jak w ogóle możesz mówić? - spytałam odskakując. Chłopak dyszał.
-Nie wiem... -powiedział tak, że ledwie go słyszałam. Ciągle starał się mnie uderzyć tą kataną, więc postanowiłam go jej pozbawić, tylko jak? Musiałam zrobić to tak, żeby nie zrobić mu krzywdy.
Kiedy chłopak znów ruszył w moją stronę, przyjęłam na Insidionę jego atak. Lekko się zgięłam, pod jego siłą.
-Co ty robisz? -spytał, przez zaciśnięte zęby. Na jego twarzy malował się ból, ale nie wiedziałam dlaczego. W końcu to ja byłam atakowana. Kiedy naparł na mnie mocniej, wygięłam Insidionę w lewo, zahaczyłam nią o katanę, pociągnęłam ją do siebie i obróciłam. Udało mi się ją wyrwać z dłoni Davida. Rzuciłam nią szybko jak najdalej na bok.
-Teraz mamy równe szanse. -powiedziałam z lekkim uśmiechem. Chłopak skierował się od razu do miejsca gdzie upadła broń.
-Nie tak szybko. -schowałam Insidionę za pasek w spodniach, złapałam go za nadgarstki i wbiłam nogi z całej siły w ziemie. Ciemnowłosy nadal próbował dotrzeć do katany.
-Słuchaj. Spróbuj się sprzeciwić. Nie wiem jak to działa, ale... -ciągnęłam go w przeciwną stronę. Znajdowaliśmy się niedaleko skarpy. Żałowała trochę, że tam nie wyrzuciłam jego broni.
-Myślisz, że nie próbuję? -wysyczał przez zęby.
-To próbuj bardziej! -krzyknęłam. Momentalnie się do mnie odwrócił i sam złapał mnie za ręce. Usłyszałam strzały w oddali. To pewnie Rose. Ją i Willa też ktoś pewnie zaatakował.
-Puść mnie szybko! -powiedział. Zaczął w nienaturalny sposób wyginać swoje ręce. Chciałam to jakoś zatrzymać, ale nie mogłam. Widziała jak ból maluje się na jego twarzy, więc szybko go puściłam. Chłopak rozszerzył oczy, jakby był zaskoczony, ale ból nadal nie znikał z jego twarzy. Nagle zostałam ponownie uderzona w brzuch, ale tym razem z większą siłą. Zaczęłam spadać ze skarpy. Obijałam się o pnie, wystające kamienie i korzenie. Nie mogłam się niczego złapać. Moja prawa noga zaklinowała się między korzeniami. Przez sekundę poczułam ciepło, a potem straszny ból w okolicach kolana. Już nie zlatywałam. Trzymałam się za udo, ciężko oddychając. Byłam cała poobijana, ale teraz czułam tylko ból prawej nogi. Znajdowałam się przy samym końcu skarpy. Davida jeszcze nie było. Jeśli tu nie przyjdzie, będę musiała jakoś wspiąć się na górę. Spróbowałam wydostać nogę, w nagrodę przeszył mnie jeszcze gorszy ból niż wcześniej. Uformowałam odpowiednio moją magię i zbliżyłam dłonie do kolana. Zaczęłam rzucać zaklęcie przeciw bólowe, ale silniejsze niż, te co rzuciłam wcześniej na klatkę piersiową.
-Mercedes schowaj się! -usłyszałam znajomy mi głos Davida. Cholera! Byłam w tym momencie niezdolna do walki, a nie wiedziałam do czego ten mężczyzna może zmusić Davida. Kiedy udało mi się znieczulić moją nogę próbowałam ją wyciągnąć spomiędzy korzeni. Zaklinowała się chyba na dobre. Może to dlatego, że się strasznie śpieszyłam i starałam się ją wyciągnąć na siłę. W dodatku czułam, że została nie zostało mi zbyt dużo energii magicznej. Klonowanie się codziennie, w-f z plusem i do tego jeszcze ta dzisiejsza wycieczka musiały się skumulować. Nie chciałam podpalać też korzeni, bo mogłabym zostać zauważona. Pociągnęłam mocniej za nogę. Pewnie by mnie to bardzo zabolało, ale na szczęście niczego nie czuję. Jeden z mniejszych korzeni, który oplatał moją kostkę pękł.
-Kur... On cię słyszał! -usłyszałam Davida. Nie brzmiał tak żywo, jak poprzedni, był wyczerpany. Skuliłam się i wyciągnęłam zza paska Insidionę. Miałam nadzieje, że aktywuje się jakoś sama i będę mogła nią przeciąć te korzenie i się obronić.
Usłyszałam, jak łamią się gałęzie pod czyimiś stopami. Po chwili zobaczyłam Davida, był jakieś 10 metrów przede mną. Był cały spocony i dyszał.
-No uciekaj!
-Nie mogę, utknęłam.
Zobaczyłam, że ruszył w moją stronę, ale nie tak szybko jak wcześniej.
-Słuchaj! Uda ci się to przezwyciężyć! - starałam się go wesprzeć. Nie wiedziałam, czy to było możliwe, ale starałam się pomóc jednocześnie i mu, i mnie.
-Myślisz, że się nie staram? -powiedział przez zęby. Zauważyłam, że ciągle je ściska. -Całe ciało mnie boli, czuję się jakby moje mięśnie były porozrywane kawałeczki. Ja już na prawdę nie mam siły...
-Dasz rade. Po prostu mu się sprzeciw! -starałam się grać na zwłokę, ale on ciągle przyśpieszał. Zaczęłam nerwowo próbować wyciągnąć moją nogę. Nie miałam już na nic siły.
-No rusz się! -krzyknął. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak zbliżył się do mnie. Zdążyłam tylko pewniej chwycić moją Insidionę i zamknąć oczy. Poczułam fale gorąca i potem straszliwy ból, który promieniował od mojego lewego ramienia. Nawet nie krzyknęłam. Ból na początku mnie sparaliżował, ale potem zaczął powoli ustawać. Poczułam jakby coś kiełkowało mi z rany. Otworzyłam oczy i ujrzałam upadającego obok mnie chłopaka. W zasięgu mojego wzroku widziałam też rękojeść broni wbitej w mój obojczyk. Co dziwne już po chwili w ogóle nie czułam bólu, a odrętwienie. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Nagle jednak moja prawa dłoń się sama poruszyła i wyjęła mi z ramienia katanę. Nie mogłam nawet odwrócić wzroku. Nie wiedziałam jak wygląda rana, ani co się ze mną dzieje. Spróbowałam się podnieść. W sensie nie ja sama, ale właśnie kontrolowana przez coś. Oczywiście zbytnio to się nie udało, przez tą nogę. Poczułam coś dziwnego. Moje całe ciało było odrętwiałe, oprócz tej prawej nogi, która mi utknęła. Oczywiście jej w ogóle nie czułam, ale to już inna sprawa. Przypomniałam sobie, że David nie mógł używać magi, bo nie mógł uformować magii w krąg (zwykle,właśnie używa się do tego dodatkowo ruchów dłoni). Nagle moja prawa dłoń uderzyła z całej siły w korzeń, który się złamał. W tym samym momencie przeszył mnie straszny ból. Próbowałam wyciągnąć nogę (oczywiście nadal kontrolowana). Nie udało się. Mimo sytuacji w jakiej się znajdowałam, zaśmiałam się w duchu. Wpadłam na pewien pomysł. Nie wiedziałam, czy on wypali, ale w końcu co zaszkodziło mi spróbować? I tak już nie może być gorzej prawda?
Zgromadziłam najpierw energię magiczną w mięśniach lewej nogi. Odrętwienie znikło. Mogłam nią nawet ruszać! Zaczęłam robić podobnie z resztą ciała. Rozglądałam się też za tym, gdzie ten mężczyzna się schował. Kiedy doszłam do lewego ramienia, w momencie kiedy zgromadziłam tam magię, poczułam ból, który znów promieniował od obojczyka. Ostrożnie podniosłam prawą rękę i zbliżyłam ją do rany. Uformowałam odpowiednio magię i zaczęłam ją regenerować. Może wydawać się, że robiłam to strasznie powoli, ale tak nie było, zajęło mi to wszystko, może z jakieś trzy minuty.
Rozejrzałam się szybko, czy nie ma tego faceta w pobliżu i ruszyła w stronę Davida, lekko utykając. Moja stopa w coś uderzyła. Spojrzałam w dól. To była moja Insidiona... Aktywowana. Na ziemi połyskiwało się małe ostrze od sztyletu. Podniosłam moją broń i zaczęłam ją oglądać, ale w sekundę przypomniałam sobie o Davidzie i szybko do niego podeszłam. Oddech i tętno miał przyśpieszone. Mówił coś o mięśniach. Zaczęłam ostrożnie dotykać bicepsa. W niektórych miejscach mogłam wyczuć zagłębienia, których nie powinno tam być. Zaczęłam odpinać jego koszulę i zaczęłam sprawdzać mięśnie na jego brzuchu. Wszędzie tak samo. Nagle przypomniałam sobie o ranie na jego nodze. Wyglądała jakby trochę się zagoiła... Ale szybciej niż normalnie. Nie było też już ani jednej tej niebieskiej żyłki. Szybko przystąpiłam do regeneracji jego rany. Potem zajęłam się jego mięśniami. Kiedy skończyłam znowu poczuła ból w lewym ramieniu. Dotknęłam go i poczułam ciepłą ciecz... To była krew. Szybko zregenerowałam ranę ponownie. Dlaczego ona się znowu otworzyła? Nie mogłam znaleźć na to pytanie odpowiedzi.
Postanowiłam obudzić Davida. Na początku delikatnie poklepywałam go po twarzy:
-David... Wstawaj... Pobudka.
Ale później się zdenerwowałam i dostał ode mnie może z dwa razy z liścia... Może trochę więcej.
-Cholera! David! Obudź się ty debilu!
W żaden sposób nie mogłam go dobudzić. Trzęsłam nim, krzyczałam, a on nic!
Powoli wstałam, żeby zadzwonić po pomoc. Włożyłam rękę do kieszeni moich spodni.
Gdzie jest mój telefon?! Zaczęłam macać się po wszystkich kieszeniach i nigdzie go nie było! Spojrzałam w górę skarpy. Mój telefon był w torebce, która została na górze. Wejście na nią odpada. No nic, będę musiała sobie jako poradzić. Rozejrzałam się dookoła. W oczy rzuciła katana, którą zaatakował nas tamten mężczyzna. Zostawił ją? Podeszłam i podniosłam broń. Kiedy zaczęłam ją oglądać, zwróciłam uwagę, na otaczające mnie dźwięki. Usłyszałam wodę. Płynącą wodę. Spojrzałam na leżącego na ziemi chłopaka. Schowałam katanę, w pasek spodni, tak żeby mnie przypadkiem nie zraniła, złapałam Davida za ramiona i zaczęłam go ciągnąć po ziemi w stronę dźwięku. Strumień był nie daleko nas... W sumie, nie mogłabym nazwać go strumieniem, a raczej małą rzeczką. Ułożyłam nieprzytomnego chłopaka przy brzegu, ale w bezpiecznej odległości od wody, a sama podeszłam do rzeczki. Nie płynęła zbyt szybko, więc mogłam w niej ujrzeć swoje odbicie, co prawda rozmazane, ale to wystarczyło, żebym zobaczyła jak wyglądam. W moje włosy były wplątane jakieś liście i małe patyczki. Może i była w nich nawet pajęczyna! Odbicie było wystarczająco wyraźne, żebym zobaczyła, że na lewej stronie twarzy mam sporo plamek po krwi. Pewnie jak dostałam w ramie, to trochę krew prysła mi na twarz. Ułożyłam łódeczkę z dłoni i zanurzyłam je w wodzie. Następnie ochlapałam twarz kilka razy. Poczułam się o wiele lepiej. Przyglądając się swojej twarzy, zauważyłam wielkie wory pod oczami, które rzadko pokazują się na mojej twarzy. Pewnie konsekwencja użycia prawie całej magii.
Moja koszula była rozdarta na lewym ramieniu, więc oderwałam oba rękawy. Tam, gdzie wcześniej oberwałam kataną zauważyłam coś dziwnego. Spod mojej skóry, która w tym miejscu nie wyglądała najlepiej, wystawały te niebieskie żyłki. Nie myśląc zaczęłam je wyrywać. Za każdym razem kiedy wyrwałam jedną, czułam przyjemnie ciepło. Może to przez nie moja rana się otworzyła ponownie?
Spojrzałam na Davida, potem na drogę wzdłuż rzeczki. Postanowione!

Zanim zaczęłam przystępować do mojego planu postanowiłam spróbować znowu obudzić chłopaka. Oddychał już spokojnie, jego tętno też się uspokoiło, ale za cholerę jasną nie chciał się obudzić. Zrobiłam więc tak jak zakładał mój plan. Ukucnęłam przed chłopakiem, złapałam jego nadgarstki i przerzuciłam sobie jego ręce przez moje barki. Powoli się podniosłam i od razu poczułam ciężar chłopaka. Jednak nie zważając na to, zaczęłam iść w górę rzeczki, razem z chłopakiem zawieszonym na moich barkach. Ze względu na to, że był ode mnie wyższy to szurał stopami po ziemi, co nie powiem, bardzo mi przeszkadzało. No ciekawe, dokąd ta rzeczka mnie doprowadzi...


---------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział jest świetnym przykładem mojego syndromu Pustej Głowy ;-; To był jeden z moich ulubionych momentów z tej historii, ale oczywiście musiałam go popsuć ;-; Przepraszam Was za ten rozdział xD Na prawdę... Nie wiem czy w niedziele pojawi się nowy rozdział, ale jak nie w niedziele to w poniedziałek powinien być ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz