poniedziałek, 1 czerwca 2015

Mercy i latający telefon

Następną lekcją była matematyka. Każda lekcja tego przedmiotu wygląda dokładnie tak: kartkówka z poprzedniej lekcji, nauczycielka tłumaczy następny temat i robimy zadania. Nauczycielką matematyki jest 50-letnia Anna Northug. Jej rodzina pochodzi z północnych terenów Europy. Rose ma z nią na pieńku. Pamiętacie jak wspominałam, że moja przyjaciółka jest geniuszem? Właśnie z tym jest problem. Northug uważa, że moja przyjaciółka zawsze na sprawdzianach oszukuje, bo od razu pisze wyniki. Ale Rose jest po prostu leniwa i nie chce się jej rozpisywać, więc... wszystko liczy w głowie i wpisuje wyniki. Jest jak żywy kalkulator!
Właśnie chodziliśmy robić zadania. Przyszedł czas na moją przyjaciółkę. Jak zwykle podeszła do tablicy, napisała wynik (poprawny) i skierowała się do swojej ławki.
- Polk ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie ściągała! Ja wiem, że wy macie te swoje magiczne sposoby, których ja jako zwykła nauczycielka matematyki nie potrafię dostrzec. Jeżeli dalej tak będzie to nie przepuszczę cię do następnej klasy.
Rose odwróciła się do niej na pięcie:
- Czyli mam rozumieć, że zostanę w drugiej klasie tylko dlatego, że pani jest na tyle ograniczona i nie potrafi zrozumieć tego, że ja to obliczam w głowie?
- Coś ty do mnie powiedziała smarkulo? Rodzice nie nauczyli cie, że do starszych trzeba mieć szacunek? Siadaj dostajesz dwie oceny niedostateczne i uwagę. Przyjdzie pocztą do twojego ojca.
- Za co dwie jedynki?- zaprotestowała moja przyjaciółka.
- Za dyskusje z nauczycielem. Siadaj.
Coś czuję, że to się źle skończy. Rose zwykle olewała babkę, ale tym razem tego nie zrobiła. 
- Czyli mam rozumieć, że dostanę jedynkę i uwagę, za to, że bronię swoich praw?

- Nie. Dostaniesz jedynkę i uwagę za obrazę nauczyciela.
- Nie moja wina, że jest pani ograniczona.
- Polk! - wrzasnęła na całą salę i wstała z krzesła. W tym samym momencie z pierwszej ławki ze środkowego rzędu wstał Will.
- Przepraszam, ale sądzę, że ma pani złe podejście... - zaczął trochę nieśmiałe, ale z każdym słowem zyskiwał odwagi.
- Co Polk? Wynajęłaś sobie adwokata?
- Nikogo nie wynajęłam. Will siadaj. -syknęła przez zęby Rose. Cała klasa patrzyła na tę trójkę.
- Z całym szacunkiem, pani Northug, ale uważam, że jest bardzo łatwy sposób żeby sprawdzić, czy Rose rzeczywiście oszukuje. - kontynuował Will, ignorując całkowicie to, co powiedziała Rose. Przykro mi Will, ale to nie przejdzie. Sama próbowałam wcześniej . Skończyło się, że ja też dostałam jedynkę i uwagę...
- A w jaki niby sposób? Dobrze wiem, że potraficie mnie oszukać tą waszą magią, więc nie będę miała pewności, czy panienka Polk znowu nie oszukuje...
- A to bardzo proste. Wystarczy wezwać naszego wychowawcę. On wyczuwa magię, więc powie pani o tym. -
- Nie mam czasu na takie bzdury.
Rozmowa przebiegała dokładnie tak jak ja kiedyś starałam się pomóc Rose. Padła dokładnie taka sama odpowiedź: "Nie mam czasu na takie bzdury". Ja po tym jej tekście wybuchłam, jak to ja, trochę nawsadzałam nauczycielce i skończyło się jak skończyło.
- Czyli uważa pani, że to jest niepotrzebne? Mam rozumieć, że Rose ma być pokrzywdzona tylko dlatego, że pani się nie chce? - kontynuował ze stoickim spokojem Will. Northug podeszła do niego:
- Słuchaj no gówniarzu, nie będziesz mi mówił co mam robić na mojej lekcji. Pamiętaj do kogo się odzywasz!
- To może niech pani lepiej pamięta. Jestem uczniem i mam swoje prawa. Gdyby dyrektor usłyszał, że nazwała mnie pani "gówniarzem", niekoniecznie będzie to dla pani przyjemne doświadczenie.
- Nie będziesz mi tu groził! Siadaj uwaga dla rodziców i ocena niedostateczna. - ruszyła w stronę biurka, koło którego ciągle stała Rose.
Widzicie? Mówiłam.
- Nie grożę pani, tylko bronię praw moich i Rose. Nie lepiej przystąpić na moją propozycję? Całą rozmowę mam nagraną, więc wystarczy, że przejdę się do gabinetu dyrektora... - Will stał cały czas wyprostowany. Wyjął teraz z kieszeni telefon.
- Czy ty nagrywałeś moją lekcje? - spytała zbulwersowana nauczycielka.
- Przed chwilą to powiedziałem. To ja będzie? Wezwie pani naszego wychowawcę?
Kobieta przez dłuższą chwilę wlepiała wzrok w chłopaka.
- Dobrze. Zadzwonię po pana Daisy'ego. - stanęła przy telefonie i wytrąciła numer. W każdej sali znajduje się telefon, żeby nauczyciele mieli ze sobą łatwy kontakt na lekcjach, gdyby coś się wydarzyło.
Po pięciu minutach w sali był już Stokrotka. Rose stała pod tablicą i rozwiązywała przykłady podawane przez Northug. Jak zawsze wszystko przeliczała w głowie i pisała od razu wynik.
- Nie możesz pisać wszystkich obliczeń? - spytała kobieta.
- Nie.- syknęła przez zęby Rose. - W ogóle to czemu nadal muszę to robić? Rozwiązałam już dziesięć...
- To ja będę decydować ile napiszesz! Miej trochę szacunku do nauczycielki! Nie będziesz decydować ile zadań masz zrobić.
- Mam tyle szacunku do pani, ile pani ma do mnie. - mruknęła Rose, pisząc już rozwiązanie do jedenastego przykładu.
- Co powiedziałaś? - podniosła głos Northug.
- Spokojnie pani Northug. - Stokrotka wkroczył do akcji. - Nie uważa pani, że już wystarczy? Nie wyczuwam, żeby panienka Polk używała magii..
- Eh... Dobrze. Siadaj. - zdjęła okulary i pomasowała sobie skronie.
Jeden kącik ust mojej przyjaciółki powędrował do góry. Zaczęła bujać się na piętach.
- Co z moją oceną?- spytała słodko.
- Będziesz musiała jeszcze napisać test z całego roku, też pod obecność pana Daisy'ego.
- Słucham?! - Rose podniosła głos i ruszyła w stronę kobiety
- Spokojnie Rose. - zatrzymał ją nasz wychowawca. - Uważam, że to najodpowiedniejsza forma sprawdzająca, patrząc na twoje oceny.
- Pan też przeciwko mnie? - założyła ręce na piersi.
- Nikt nie jest przeciwko tobie Rose, a teraz wróć na swoje miejsce. - powiedział spokojnie, a potem zwrócił się do Northug. - Dziękuję pani za możliwość poprawienia ocen Rose. Jeżeli nie ma pani nic przeciwko to ja już pójdę. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Nie ma problemu. Dziękuję, że pan przyszedł.
Stokrotka wyszedł z sali, a Rose usiadła na swoim miejscu, ławkę przede mną.
- Lekcja się za chwilę kończy. Przez to, że panienka Polk musiała mi coś udowodnić, będziemy musieli umówić się na odrabianie tej lekcji. Uzgodnię to z waszym wychowawcą później.-odezwała się Northug.
Cała klasa westchnęła z jakże wielkim entuzjazmem... Najprawdopodobniej jeszcze dołożą nam dodatkową godzinę matematyki, wtedy kiedy mamy najwięcej lekcji. Świetnie!

Zadzwonił dzwonek i podeszła do nas Martha. Miała krótko obcięte, ciemne blond włosy, równo obciętą grzywkę. Piwne oczy, z których jak nigdy emanowała pewność siebie.
- Hej dziewczyny, mam do was sprawę. Mogły byście mi wyświadczyć taką tyci, tyci przysługuje?
Rose tylko odwróciła się w jej stronę i obdarzyła ją spojrzeniem pełnym nienawiści. Tylko dlaczego? Ja rozumiem, że Martha się trochę zmieniła... No dobrze, może bardzo, ale to chyba nie powód, żeby być tak wrogo do niej nastawionym.
- Dobra, a o co w ogóle chodzi? - spytałam po chwili.
- Jesteście w grupie z Willem co nie? Nie wiecie czy może ma kogoś? Chciałabym się z nim umówić i...
- Will nie jest zainteresowany. - wytrąciła szybko Rose.
- A niby skąd ty to możesz wiedzieć? - Martha postawiła mocny akcent na "ty".
Popatrzyłam na Rose zaskoczona. Na twarzy miała wypalony spokój, ale jej oczy ciskały piorunami w dziewczynę, stojącą przed nią. Moja przyjaciółka zaczęła oglądać swoje paznokcie.
- Bo wiem. Willa nie interesują blondynki. - zrobiła krótką pauzę. - W dodatku ma dziewczynę.
Dziewczynę? Rose czy ja o czymś nie wiem? Chwilę temu (na poprzedniej przerwie) jego siostra powiedziała nam, że nie ma nikogo... Chyba że...?
Martha prychnęła i spojrzałam na Rose z... pogardą? Pokręciłam głową. Co się stało z dawną, nieśmiałą dziewczyną?

- Coś ci nie wierzę, ale nawet jeśli ma to już nie długo. - machnęła włosami, odwróciła się od nas i pobiegła do chłopaków z jej grupy.
- Myślała szmata, że jest jedwabiem. - prychnęła Rose, kiedy tamta już odeszła i odwróciła się w moją stronę.
- Rose! Czy aby troszkę nie przesadzasz? Ja rozumiem, że..
- Mercy ona sobie myśli, że jak jej ojciec rozwiódł się z jej matką to teraz da nauczkę wszystkim facetom na ziemi!!
- Czekaj jej rodzice się rozwiedli? - spytałam zaskoczona.
- Tak. Jej ojciec zdradził jej matkę... Ale to nie jest zbyt inteligentne, żeby przez to się puszczać.
- Puszczać?! - podniosłam głos. Rose jak zwykle najlepiej poinformowana, a ja jak zawsze nic nie wiem.
- Ciszej! Rozumiem żeby owijać sobie facetów wokół palca, ale ona chyba przekroczyła granicę... Widziałam ją wczoraj wieczorem jak wychodziła od Bena.
Już rozumiem!
- Ty jesteś po prostu nadal zazdrosna o Bena!
Rose warknęła:
- Nie o to chodzi! Ben już dawno mnie nie obchodzi!
- To w takim razie jesteś zazdrosna o Willa!
- Boże Święty! - uniosła ręce do góry.- Odczep się od tej zazdrości...
Ha! Nie zaprzeczyła! W tym samym momencie kiedy to zauważyłam przyszedł do nas Will.

- Nie powinnaś mi podziękować, panienko matematyczko? - oparł się dłońmi o ławkę mojej przyjaciółki.
- A niby za co mam ci dziękować? Za to, że będę musiała zdawać dodatkowy test? W ogóle to jesteśmy kwita, bo właśnie uratowałam cię przed... - urwała, bo na Willa naskoczyła grupka chłopaków. Thomas, Leon, Louis i Tobias, czyli cała czwórka z grupy Marthy.
- Nasz najlepszy, najfajniejszy Will! - objął go ramieniem Tobias.
- Co chcecie ode mnie chłopaki?- spytał blondyn.
- Mamy malutką sprawę do ciebie. Chodź na słówko... - kontynuował Tobias. Cała piątka odeszła na bok.
- Ze mną jej się nie udało, to poszła do chłopaków...- zauważyła moja przyjaciółka
- Co ona w ogóle się do niego przyczepiła?
- Bo jest jedynym chłopakiem, który nie zwraca na nią uwagi... - powiedziała spokojnie, ale nie spuszczała wzroku z chłopaków. Przyjrzałam się jej dokładniej.
- Rose przecież ja cię za dobrze znam. Ja wiem, że ty po prostu nie możesz znieść tego, że nie masz chłopaka. - mrugnęłam do niej. Widziałam, że nie o to dokładnie chodzi, ale chciałam jej utrzeć trochę nosa, bo nie chciała się przyznać, że Will jej się odrobinkę podoba.
- Udowodnić ci, że nie?
- Tylko na to czekam.- uśmiechnęłam się. Moja przyjaciółka wyciągnęła z torby telefon i zawołała Mike'a.
- Co tam? - spytał kiedy już stał przy nas. Rose zerknęła na sekundę w stronę Willa i zwróciła się szybko do ciemnoskórego:
- Co czujesz do Louisy?
- Słucham? Czemu pytasz? Przecież zerwaliśmy... Z resztą co cię to obchodzi? - wydawał się lekko zmieszany. Patrzyłam z zainteresowaniem na Rose, bo jeszcze nie wiedziałam do końca, co ona kombinuje.
- Zerwanie nie ma nic do rzeczy. Chcę wiedzieć czy ją nadal kochasz.- drugie zdanie zgrabnie przesylabowała.
Na słowo "kochasz" jego wyraz twarzy zupełnie się zmienił.
- Czekaj. Pytała? Mówiła coś o mnie? - dopytywał się. Jego postawa się teraz bardzo zmieniała. Ah. Duży Mike jest nadal w niej zakochany. Jakie to słodkie.
- Może... Nie mogę ci jednak nic powiedzieć dopóki nie odpowiesz na moje pytanie.
Ahh ta Rose manipulantka.
- Dobra. Tak. - odpowiedział szybko stłumionym głosem.
- Ale co tak? - dopytywała Rose. Chłopak wydawał się bardzo zdenerwowany.
- Dobrze wiesz co, a teraz mów mi co wiesz, Rose. - nachylił się nad dziewczyną. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się ciepło i poklepała go po głowie:
- Spokojnie misiu. Skoro jesteś taki macho i nie potrafisz powiedzieć, że kochasz Louise to nic ci nie powiem.
Mike cofnął się i wziął oddech:
- Dobra. Kocham Louisę, a teraz mów...
- Dziękuję misiu. - przerwała mu. Poklepała go delikatnie po twarzy i stanęła na krześle. Popatrzyła, że nadal nie jest wystarczająco widoczna (ah ten jej niski wzrost) więc wspięła się na ławkę.
- Ej! Ludzie cicho! - krzyknęła. Od razu spojrzałam w stronę biurka. O dziwo Northug nie było, ani tam, ani w całej sali. Klasa ucichła i wszyscy patrzyli na brunetkę.
- Nawet się nie waż! - Mike wyciągnął ręce, żeby zdjąć ją z ławki, ale stanęłam na jego drodze.
- To dla waszego dobra. - powiedziałam. Domyśliłam się co zamierza Rose i chciałam jej pomóc. Oczywiście nie wiedziałam dlaczego Mike i Louise zerwali, ale byli dobrą parą. Właściwie to było nawet dziwne. Nikt się nie spodziewał, że zerwą, a tu proszę... Jak ja się cieszę, że nie mam takich problemów.
- Słuchajcie wszyscy! Mam coś ważnego do ogłoszenia. Jest tu Louisa? - spytała, chociaż dobrze wiedziała, że jest.
- Mercy zejdź mi z drogi, albo sam cie przesunę .- zagroził mi, ale ja nieustraszona stałam cały czas przed nim z uniesioną do góry brodą. Mogłabym to nazwać "okazywaniem odwagi", ale tak naprawdę moja broda była uniesioną ku górze tylko i wyłącznie dlatego, że Mike był wyższy ode mnie o prawie pół metra!
- Jak dobrze wszyscy wiemy. Mike i Louisa byli w sobie zakochani po uszy...
- Zamknij się Rose! - wrzasnął. Jego twarz wyglądała dokładnie jak dojrzały pomidor.
Oparłam się o niego i starałam się go odepchnąć. Taa. Moje stopy ślizgały się po podłodze. Takie bydle trudno jest poruszyć. Mimo że jestem silna, to raczej sobie nie poradzę z nim bez użycia magii...
- Niestety. Nasza ukochana para zaczęła bardzo przypominać Romea i Julię. Zerwali ze sobą, ze względu na niezgodę rodziców... - kontynuowała nadal Rose
- Nie pozostawiasz mi wyboru Mercy... - złapał mnie niespodziewanie pod pachami. Przez sekundę moje nogi nie wyczuwały podłoża i nim zdążyłam jakoś zareagować znalazłam się koło niego. Chwyciłam go w pasie, ale niestety nie dałam rady objąć moimi rękami takiego gigantycznego cielska (nie przesadzam, Mike jest naprawdę wielki i to raczej same mięśnie są), więc przytrzymałam dłońmi jego białą koszulę od mundurka. Zaparłam się nogami, ale tym razem zgromadziłam energię magiczną w mięśniach.

- Więc postanowiłam nie pozwolić, żeby dotarli do tak... tragicznego końca! - ostatnie dwa słowa wykrzyczała, bo pomimo mojego uścisku Mike'owi udało się dosięgnąć Rose i przerzucić ją przez ramię. Trzymała telefon wysoko, jak najdalej od ręki chłopaka. - I tak mnie nie powstrzymasz, kochaniutki! - zwróciła się do niego, a potem dalej kontynuowała. - A na to mam dowód. Posłuchajcie co czuje ten o to chłopak, który teraz właśnie próbuje mi zabrać telefon. Ła! - krzyknęła.- Blondasiu łap! - rzuciła w stronę Willa telefon. - Odpal nagranie!
Will bez problemów przechwycił telefon i włączył nagranie. Wszyscy usłyszeli rozmowę, którą przed chwilą Rose prowadziła z Mike'em. Moja przyjaciółka znalazła się na ziemi. Ja odbiegłam na drugi koniec sali, żeby być gotowa odebrać rzut od Willa, do którego zbliżał się czarnoskóry. Blondyn rzuca, ale uwaga! Dwumetrowy zawodnik podnosi dłoń do góry i telefon zahacza o jego palce, zmieniając tor lotu. Zawodniczka z szopą na głowie biegnie (czytaj: ja)! Biegnie, zgrabnie między ławkami! Uwaga teraz nastąpi zwolnione tępo! Zawodniczka wślizguje się miedzy nogami wielkoluda. Telefon zbliża się ku ziemi. W ostatniej chwili zawodniczka o miodowych oczach łapie go i wślizguje się z powrotem pomiędzy nogami ciemnoskórego. Z komórki słychać najważniejsze dwa słowa: "Kocham Louise". Udało się, misja wykonana!
Siedziałam na ziemi z bananem na twarzy trzymając tryumfalnie telefon ku górze.
- Ale ja nie rozmawiałam o niczym z Rose. - odezwała się Louise, a kilka osób, które ją zasłaniały rozeszło się na boki. Moja przyjaciółka szybko rzuciła wzrokiem na rudowłosą dziewczynę (dla przypomnienia, ta dziewczyna jest jedną z bliźniaków, o którzy pojawili się przy losowaniu grup), klasnęła w dłonie i zawołała:
- Gorzko! Gorzko! - a za nią cala klasa. Louisa spaliła buraka i zaczęła się jąkać, a Mike drapał się zakłopotany po głowie.
- Hej! - zawołałam po cichu. - Chyba nie masz innego wyboru... To taka moja przyjacielska rada. - mrugnęłam do niego. Podszedł powoli do dziewczyny i delikatnie dotknął jej policzka, potem się nachylił i ją pocałował. Cała klasa zaczęła wiwatować i bić brawa. Chyba jesteśmy jedyną taką zgraną klasą. W tym samym momencie do sali wróciła Northug.
- Co tu się dzieje? - wrzasnęła. Na szczęście zbiorowisko idealnie zasłaniało parę gołąbeczków, więc zdążyli od siebie odskoczyć nim kobieta przedarła się przez tłum.
- Nie można was zostawić nawet na chwilę samych? Posprzątać mi ten bałagan, ale to już!
No nie powiem, sala nie wyglądała jak przedtem, a to dlatego, że pisząc " Biegnie, zgrabnie między ławkami! " miałam na myśli odsuwanie ławek, które stały mi na drodze na wszystkie strony świata. Ale Mike też nie był bez winy, bo on poprzesuwał też kilka ławek... 
Każdy z klasy zajął się swoją ławką i usiadł na swoje miejsce. Mieliśmy ustalone, że w takich sytuacjach każdy zajmuje się swoją, bo tak jest szybciej i się nie kłócimy.

- Skąd wiedziałaś? - spytałam Rose, podając jej telefon i siadając w swojej ławce.
- To proste. Trzeba tylko wiedzieć jak postępować z plotkami.
- Ale plotki to przecież masakra u nas w szkole. Wszystko wyssane z palca... - zerknęłam na Willa, który składał się za Rose. Palcem na ustach kazał mi nic nie mówić, więc znowu skierowałam wzrok na moją przyjaciółkę.
-Trzeba umieć znaleźć prawdę w plotce. To bardzo proste wystarczy... - nagle urwała. - Blondasiu nawet nie próbuj mnie wystraszyć, bo kopnę cię tam gdzie boli tak mocno, że zapomnisz jak się nazywasz i gdzie jesteś. - odwróciła się do niego, a potem usiadła w swojej ławce opierając się plecami o ścianę. - Wracając... Chcesz wiedzieć jak wyglądała plotka, przed przeanalizowaniem jej?- zwróciła się do mnie.
- Mhm. - mruknęłam.
- Mike przespał się z matką Louise, a ona podrywała po kryjomu jego ojca.
 Zatkało mnie. Nie chciałam wiedzieć jak ona znalazła tam informacje, że ich rodzice się nienawidzą... Niech to będzie jej tajemnicą.
- Co chcieli od ciebie? - zwróciła się do niego brunetka kiedy zauważyła, że już się nie mam zamiaru dalej pytać.
- Nie uwierzycie. - przyciągnął krzesło z pustej ławki i usiadł na nim okrakiem, opierając ramiona o oparcie. - Chcieli mnie namówić, żebym umówił się z Marthą.
- Nie mów! - zawołała sarkastycznie Rose.
- Tak! A właśnie, mówiłaś, że uratowałaś mnie przed czymś...
Prychnęłam. Skoro chłopaki przyszli go namawiać, to nie do końca jej się to udało.
- Nie ważne. - burknęła.
- Nie ważne? Jakoś wcześniej z wielkim entuzjazmem chciałaś się pochwalić, że mnie uchroniłaś przed czymś.
Znowu prychnęłam. Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Na prawdę nie ważne Will. Jednak jej się nie udało. Ale powiedz mi, zgodziłeś się? - spytałam, na co Rose drgnęła. Widziałam! Teraz pytanie, czy bawić się w swatkę?
- Nie. Może jakby była taka jak na początku jak doszedłem do klasy... Wtedy ewentualnie mógłbym się zgodzić...
- Mercy, w ogóle coś się stało? Po pierwszej przerwie byłaś strasznie przymulona... - Rose zmieniła temat.
- Właśnie! Też to zauważyłem! - dodał chłopak.
- Mówiłam... Chodzi o to, że mam nikłe szanse na dostanie tego świstka,przez to, że ten debil się przeprowadza... Ale już ta akcja z telefonem przed chwilą mnie rozruszała. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Widzisz, na mnie zawsze można liczyć. - Rose poklepała mnie po ramieniu jakby to była w stu procentach jej zasługa, że humor mi się poprawił.
- Ej. Może on się nie wyprowadzi... - Will starał się mnie uspokoić.
- Ta. I zostanie tutaj z dziewczyną, która będzie mu truć dupę o to, żeby się ogarnął?

- No w sumie racja. Ja bym na jego miejscu uciekła na drugi koniec kraju! Jeszcze wykopałabym fosę na około domu, żeby ta zaraza przypadkiem się do mnie nie dostała! - zażartowała Rose.
- Bardzo śmieszne...- pokiwałam głową i zadzwonił dzwonek. Do sali wszedł nauczyciel, który miał z nami kolejną lekcje.
-----------------------------------------------------------------
Kolejny rozdział ^^ Mały poślizg, bo miał być wczoraj, ale ważne, że jest ;) Co myślicie? Zauważyłam, że znowu, zaczęłam pisać głównie dialogi, bez dłuższych opisów, a to źle ;-; Muszę się za siebie wziąć z tymi opisami! Następny rozdział najpewniej w ten weekend ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz