poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Mercy i wycieczka cz.4

Najbardziej znienawidzony przeze mnie dźwięk na świecie? Dzwonek telefonu... Rano... Szczególnie kiedy można się wyspać.
Błagam cię Rose, odbierz! -zakryłam głowę poduszką.
Usłyszałam jęk niezadowolenia i kroki.

-Halo? Tata? Nie nic mi nie jest. W wiadomościach? Czekaj ktoś się do mnie próbuje dodzwonić... Halo? Mama? Tak wszystko w porządku. Co? Nie, na serio nic mi nie jest. Tak...
Cholera, czy ona może przestać gadać?! Ja chcę tu spać! Zadzwonił kolejny telefon.
-Halo? Nie wszystko w porządku... Przecież mnie znasz. -usłyszałam Tessę.
Głosy Theresy i Rose nie pozwalały mi zasnąć. Kto normalny dzwoni tak wcześnie?! Nakryłam głowę poduszką.
-Czekaj ktoś do mnie dzwoni. -powiedziała Rose. Już trzecia osoba?
-Ciocia Judy? Mercy śpi... Tak u mnie i Mercy wszystko w porządku. No prawie...
Wstałam jak oparzona i od razu znalazłam się koło mojej przyjaciółki. Wyrwałam jej telefon z dłoni.

-Ciocia? U mnie wszytko w porządku. -powiedziałam pospiesznie i zagryzłam dolną wargę. Zapomniałam o kolanie i oczywiście bardzo dobitnie sobie o nim przypomniałam. Nie chciałam, żeby ciotka się martwiła.
-Kłamiesz. -usłyszałam w słuchawce. Rose patrzyła na mnie swoimi zaspanymi, błękitnymi oczami i się uśmiechała. Pokazałam jej język.
-Nie kłamię ciociu. Na serio...
-Mercedes mów co ci jest, ale to natychmiast, albo za chwilę wsiadam do samochodu i sama się dowiem!
Oho! Ton nieznoszący sprzeciwu.

-No dobra... Zrobiłam sobie coś z kolanem... Ale za nim coś powiesz daj mi dokończyć. To nic strasznego. Mam opaskę usztywniającą i mogę chodzić. Nogi mi nie urwało nie martw się.
Nie muszę jej przecież mówić całej prawdy...
-Jak twój Harley? -odezwała się do telefonu Theresa, przez co nie zrozumiałam co powiedziała do mnie Judy.
-Czekaj ciociu, wyjdę z pokoju, bo ktoś rozmawia jeszcze.
Wyszłam w pokoju, a na korytarzu było mnóstwo osób. Wszyscy rozmawiali przez telefon.
-Jak się w ogóle dowiedziałaś, że coś się stało? -spytałam wracając do pokoju. Wolałam jedną gadającą Therese.
-W wiadomościach przed chwilą mówili o tym.
-Rozumiem...
-Czemu nie odbierałaś telefonu?
-Popsuł się...
-Sam?
-No upadł na ziemie.
-Eh... No dobra kochane. Ja idę się szykować do pracy. Dzwoń jak coś.
-Okej. Pa. -rozłączyłam się. Usiadłam koło Rose na moim łóżku. Moja przyjaciółka bacznie przysłuchiwała się rozmowie Theresy.
-No dobra. Tak wiem. Tak, ja ciebie też całuje. Pa. -Rozłączyła się.
-Całujesz, co? -spytała Rose. -Która klasa? A może nie chodzi do naszej szkoły. W sumie to jestem pewna, że nie, bo już bym wiedziała, że masz kogoś.
-Skąd wiesz, że nie rozmawiałam z mamą na przykład?
-Wątpię żebyś pytała mamę o motor... W dodatku twoja matka na pewno wie co się wydarzyło, bo twój ojciec tu przyjechał...
-Nie muszę nic ci mówić...
-A czy ja mówię, że musisz? Szatyn, brunet? A może blondyn? Tylko nie mów mi, że rudy. -Rose nadal wypytywała.
-Jezu szatyn... Daj mi już spokój.
-Ty wiesz co? Powinnaś być bardziej otwarta na innych kochana. -brunetka ułożyła usta w dzióbek. Theresa w odpowiedzi tylko warknęła.
-Nie wiem jak wy dziewczyny... -odezwałam się. -Ale ja idę dalej spać.
-Dobry pomysł. -odpowiedziała Rose i walnęła się koło mnie na łóżko. Blondynka ruszyła w stronę swojego i zrobiła dokładnie to samo.
-Teee, Rose... Nie masz przypadkiem swojego łóżka? -powiedziałam to leżącej koło mnie dziewczyny.
-Nie mam. Ukradli.-odpowiedziała niewyraźne. Położyłam się koło niej. Nie pierwszy raz spałyśmy w jednym łóżku. Modliłam się tylko żeby nie chrapała, bo czasem jej się to zdarzało.



Dziewczyny obudziły mnie, jak szykowały się na śniadanie. Zdziwiło mnie zachowanie Rose. Zwykle to ja musiałam ją wyciągać z łóżka, a nie ona mnie. Była już ubrana. Miała na sobie krótkie dżinsowe spodenki i biały top z krótkim rękawem z jakimś napisem. Włosy miała spięte w wysoki kucyk. Rose nie jedna dziewczyna pozazdrościłaby jej urody. Jasna cera, ale nie za blada, pełne usta, duże niebieskie oczy, długie rzęsy i jeszcze te kruczoczarne włosy. Figurę też ma super. Może jest trochę niska (167 cm wzrostu) w porównaniu ze mną (176 cm wzrostu). Spojrzałam zaspanym oczami na Therese. Była podobnego wzrostu i budowy ciała co ja. Miała oliwkową cerę tak jak ja (w sumie, to jednak ja mam odrobinę ciemniejszą), obcięte do ramion proste, blond włosy. Ubrała się w luźne podarte dżinsy i czarną bluzkę na krótki rękaw z nazwą jakiegoś zespołu.


-Czemu mnie nie obudziłaś? - odezwałam się do Rose i usiadłam na łóżku, ziewając.
-Nie budziłam cie, bo tak smacznie spałaś. W ogóle to przedłużyli czas śniadania. Można przyjść nawet o dwunastej jak ktoś chce. -odezwała się do mnie brunetka poprawiając kucyk.
-Tak. Jeszcze dziś ma być taki luźny dzień. Cały czas mamy wolne.- dodała blondynka.
-To po co się ubieracie? -spytałam. Nie rozumiałam ich pośpiechu.
-Ja idę na rozeznanie. Coś czuję, że panienka Thunder nie powiedziała mi wszystkiego. -odpowiedziała Rose, przeglądając się w lustrze przy drzwiach wyjściowych.
-Mnie ojciec wezwał. -powiedziała Theresa.
-Od razu jak wrócisz to powiesz mi co nowego wiesz.
-Nic ci nie powiem Polk.
Blondynka minęła Rose i wyszła z pokoju.
-Ja też już spadam Mercy. Do zobaczenia na stołówce. -też wyszła. Postanowiłam pójść wziąć prysznic, bo poprzedniego dnia zasnęłam jak dziewczyny gadały i się nie umyłam.
Po prysznicu założyłam na siebie dresy koloru pieprzu zmieszanego z solą i jakąś pierwszą lepszą koszulkę na krótki rękawek. Związałam włosy w kucyk (co zajęło mi jakieś pięć minut, bo... bo to moje włosy) i wyszłam z pokoju. Miałam zamiar skierować się od razu na stołówkę, bo byłam głodna. Przechodząc po korytarzu usłyszałam z za pewnych drzwi rozmowę:

-Daliśmy się złapać w pułapkę... Przecież to było takie oczywiste. -usłyszałam bardzo wyraźnie męski głos. Rozmawiają o tym co wydarzyło wczoraj... Zbliżyłam ucho do drzwi.
-Rada oficjalnie ustaliła, że oddajemy im kawałek ziemi. Wysiedlamy wszystkich magów z tamtych terenów. Co mamy jeszcze do przedyskutowania?
To musiał być ojciec Theresy...Był zapewne bardzo blisko drzwi, bo dobrze go słyszałam.

-Sądzę , że nie powinniśmy oddawać im tej ziemi. Zaatakowali naszych uczniów z całego kraju, a my mamy jeszcze oddawać im nasze ziemie?! -powiedziała jakaś kobieta.
-To się nazywa taktyczny odwrót. Gdybyśmy wywołali im wojnę były by większe szkody. Jeżeli to wszystko to ja już może wyjdę.
Nie zdążyłam odskoczyć od drzwi, bo otworzyły się do wnętrza pokoju, a ja poleciałam jak długa na ziemie.

-Mercedes? -powiedziała Theresa. Okazało się, że ona też tam była. Tak samo jak wszyscy nauczyciele i ojciec blondynki.
-Znasz tą dziewczynę? -odezwał się do Tessy jej ojciec.
-Tak, to Mercedes Uchiha. -powiedziała. Nie no super! Ciekawe co teraz ze mną zrobią? Podniosłam się ostrożnie na kolana. Zobaczyłam jak Stokrotka patrzy na mnie wzrokiem pełnym nagany. Pan Thunder ukucnął przede mną.
-Panienka wie, że podsłuchiwanie jest złe? -odezwał się.
-Ale ja nie podsłuchiwałam. Po prostu oparłam się o drzwi, bo zabolało mnie kolano i akurat ktoś otworzył drzwi. -powiedziałam poddenerwowana.
-Kłamać też nie można. -pogroził mi palcem przed nosem. - Dodatkowo, z tego co mi wiadomo to panienka nie była jeszcze przesłuchiwana... Tak się składa, że mam teraz czas...



Ja mam po prostu talent do pakowania się w kłopoty! Po pierwsze, jako jedyna z całej wycieczki trafiłam na tego dziwnego faceta z kataną, po drugie za podsłuchiwanie rozmowy, z której i tak wszystko wiedziałam wcześniej zostałam w plątana w samorząd szkolny! Nie mogło się stać nic gorszego. Nie dość, że przepytywali mnie przez godzinę, to jeszcze mam być zastępczynią Theresy! Dlaczego? A no, dlatego, bo wiem więcej od innych. Okazało się, a raczej ja się dowiedziałam, że każdy przewodniczący samorządu szkolnego jest wplątany w sprawy rady. I tak jest we wszystkich szkołach w naszym kraju. Dowiedziałam się jeszcze tylko kilku, mało istotnych dla mnie rzeczy, musiałam złożyć przysięgę, podpisać jakiś papier. W ten sposób stałam się mimo wolni zastępcą przewodniczącej. Teraz będę kablem. Extra! Nie dziwię się czemu nikt nie lubi Theresy, skoro ona donosi wszystko do dyrektora. Byłam jeszcze wściekła na Rose, bo ona też o wszystkim wie, ale oczywiście nie dojdzie do samorządu, bo Tessa nie chce, żeby wydało się, że cokolwiek mówiła.
Szłam korytarzem razem z blondynką w stronę jadalni. Modliłam się, żeby zostało dla mnie coś do jedzenia. Umierałam z głodu. W dodatku potrzebowałam dużej ilości jedzenia, żeby moja energia magiczną się zregenerowała. Przy jadalni poczułam znajomy zapach. Nikt chyba by go nie wyczuł, ale ja byłam CHOLERNIE GŁODNA. Z wielką chęcią rzuciłabym się do środka pomieszczenia, ale nie, nie mogłam! Oczywiście moje kolano przypomniało o sobie (już chyba setny raz tego dnia) i musiałam poczłapać zwykłym tempem. Kiedy tylko weszłam do stołówki zobaczyłam, że mało stolików jest po zajmowanych. Pewnie wszyscy już zdążyli zjeść. Skierowałam wzrok w stronę szwedzkiego stołu. Jajecznica! To ona tak pięknie pachniała. Co prawda pewnie była już zimna, ale kogo to obchodzi? Bo na pewno nie mnie. Byłam za bardzo wygłodniała, żeby martwić się o temperaturę mojego przyszłego posiłku. Wzięłam dwa talerze. Jeden oczywiście na jajecznice, bo miałam zamiar wpakować jej tyle ile się da, a drugi na kanapki. Ruszyłam w stronę mojego ukochanego posiłku, ale przed nosem przeleciało mi coś, a raczej ktoś. Kto inny, jak nie David, mógł sprawić, że mój dzień stanie się jeszcze gorszy?! Pomyśleć, że wczoraj poczułam odrobinę sympatii do jego osoby. Aż dreszcz mnie przechodzi!
Jeszcze ma zamiar zjeść mi moją jajecznice! O nie, drogi panie! Tego ci nie pozwolę zrobić! Jajecznica jest moja!
-Byłam tu pierwsza. -powiedziałam chłodno, pchając go w bok.
Cisza.
-Nie ignoruj mnie!-podniosłam głos
-Coś mówiłaś?- spytał, udając greka.
-Tak! Mówiłam, że byłam pierwsza!
-Spokojnie. Nie mam zamiaru jeść zimnej jajecznicy jeżeli o to ci chodzi.
Przynajmniej tyle!
Nałożyłam sobie jajecznicy, tyle ile się dało, zrobiłam kanapki i miałam zamiar ruszyć do stolika, gdzie wcześniej zauważyłam Willa i Rose, ale przypomniałam sobie jedną rzecz. Chwyciłam szybko Davida za kaptur (talerz z jajecznicą położyłam na talerzu z kanapkami, który trzymałam w lewej ręce).
Kierował się w przeciwnym kierunku, niż stolik, do którego ja zmierzałam, a to oznaczało, że nie posłuchał mojej prośby.

-Myślisz, że co ty robisz? -spytałam gniewnie.
-Myślę, że idę zjeść śniadanie. -wysyczał przez zęby. -A teraz łaskawie puść mnie. Ja nic to ciebie nie mam i nie wchodzę ci w drogę...
-A ja do ciebie mam i to dużo. A teraz chodź! -pociągnęłam go za kaptur i ruszyłam w stronę odpowiedniego dla niego stolika. Nie będzie mnie lekceważył! Co to, to nie! Zauważyłam, że do stolika zdążyła dosiąść się Theresa. David nadal się opierał, ale już nie tak bardzo jak na początku.
-Słuchaj no! Już zapomniałeś co ci wczoraj mówiłam?
-Nie, ale nie mam zamiaru słuchać żadnych rozkazów!
-O mylisz się! Będziesz! I to moich.
Doszliśmy do stolika. Rose podniosła głowę z blatu i spojrzała na nas.
-Siadaj. -powiedziałam.
-Nie mam za...
-Siadaj! -podniosłam ton, chwyciłam go za ramie i pociągnęłam do dołu. Dzięki Bogu, usiadł. Usiadłam między Rose, a Theresą. Miałam już dość bruneta.
-Proszę, proszę... Któż to nas zaszczycił swoją obecnością... -powiedziała niebieskooka sarkastycznym tonem . -Wiesz, nie wiedziałam czy kiedykolwiek nadejdzie ten dzień, ale o niebiosa! Nadszedł
David tylko groźnie na nią spojrzał. Rose tylko prychnęła i położyła się na blacie stołu. Will przyglądał się raz mi, raz Davidowi. Ja zabrałam się od razu za moją jajecznicę. Kiedy przełknęłam pierwszy kęs, pomyślałam, że lepsza byłaby ciepła, więc spróbowałam ją podgrzać. Ustawiłam dłoń nad talerzem i zaczęłam wydobywać moją magię. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ktoś złapał mnie za ramiona.
-Cholera Mercy! -usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
-Wszystko w porządku? -spytał Will. Poczułam przyjemny wietrzyk na twarz. Powoli odzyskiwałam wzrok. Ujrzałam Willa machającego jakąś kartką, ulotką, albo czymś w stylu. Za ramiona trzymała mnie Rose. Usiadłam powoli na swoje miejsce. To nie było przyjemne uczucie...
-Co się stało? Wszystko okey? -spytał ponownie blondyn. Spojrzałam na moje dłonie. Trzęsły się! Super! Coś jest nie tak z moimi zasobami magii.
-Tak, po prostu nie zregenerowała mi się do końca energia magiczna...
-Może chcesz iść do pielęgniarki? Jest tutaj jedna... -zaproponowała Theresa.
-Później... Na razie mam zamiar zjeść tą jajecznicę! Co z tego, że jest zimna... Jakoś przeżyję... -odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie.
-A ty co? - do Davida zwróciła się Rose. -Dziewczyna cię uratowała, a ty ani me, ani be. Co z ciebie za facet?
Zakrztusiłam się jajecznicą. Zapomniałam powiedzieć Willowi i Rose, żeby nic nie mówili.
-Rose.. -zaczęłam.
-Czekaj daj mi dokończyć... -powiedziała do mnie i z powrotem zwróciła się do chłopaka. - Czy ty zdajesz sobie sprawę, że ta dziewczyna -wskazała na mnie palcem. -niosła cię ponad DWIE godziny, jak nie więcej, na barkach. Była ranna, ale nie zostawiła cię w lesie. Nie wydaje mi się, że nawet jej podziękowałeś, za to co zrobiła... Co z ciebie za dupek się zrobił?
-Nic o tym nie wiedziałem -powiedział, prostując się na krześle.
-Co? -spytała zaskoczona.
-No tak to. Panna wybawicielka, której teraz dziękuję przy świadkach, żeby nie było, powiedziała, że to ty i Will mnie znaleźliście.
Wszyscy nagle spojrzeli na mnie. Powili zniżałam się pod stół.
-Czemu nie powiedziałaś mu?! -powiedziała z wyrzutem Rose.
Co tu zrobić? Co tu zrobić? Wiem!
-Tessa, zaprowadzisz mnie do pielęgniarki? Trochę gorzej się poczułam. -odwróciłam głowę do blondynki, ale kontem oka zobaczyłam jak jedna brew niebieskookiej się podnosi.
-Tak... -opowiedziała, podnosząc się Theresa. Uratowana!
-Siadaj... Ja zaprowadzę naszą Mercy. -powiedziała Rose. Jednak nie...
-Nie wiesz gdzie jest pielęgniarka... -powiedziałam, próbując się jakoś uratować.
-Ale za raz się dowiem. -podeszłą do Theresy. Blondynka, jak na złość dała jej szczegółowe instrukcje jak pójść do pielęgniarki. Mam przechlapane!



-Czemu mu nie powiedziałaś? -spytała Rose, kiedy wyszłyśmy ze stołówki.
-A po co miałabym mu mówić. Nie musi wszystkiego wiedzieć...
-Czy ty już w ogóle nie myślisz? -spytała kręcąc głową. Oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi.
-O co ci chodzi?
-Chodzi mi o to rudzielcu, że gdybyś u powiedziała, że go przyniosłaś to by teraz skakał w okół ciebie i nie zachowałby się tak jak wczoraj...
-Znowu nazwałaś mnie rudzielcem?!
-A ty tylko tyle wyłapałaś z mojej wypowiedzi?
-Rose, słuchaj. Nie widziałaś go... Nie wiesz w jakim on był stanie...
-Oh, uwierz domyślam się. Zapewne był bliski załamania i postanowiłaś powiedzieć mu, ze może odpłacić swoje winy, czyż nie? I oczywiście najpierw poprosiłaś go o pomoc przy ranie. Tu był twój błąd. Gdybyś zaczęła od nakazania mu posłuszeństwa... Boże jak to dziwnie brzmi... -zaśmiała się. -To by od razu się zgodził.
-To co mam teraz zrobić? W ogóle to strasznie mi się nie podoba, że Stokrotka wybrał akurat mnie. Ha! I pewnie nie wierzy, że mi się uda, ale mu pokażę!
-O to mu właśnie chodzi. Stokrotka nie jest taki głupi, jak ci się wydaje. Wie, że się nie znosicie. Dodatkowo jesteście w tej samej drużynie. Chodziło mu głównie o to, żeby wasz relacje się poprawiły...
-Niech ten stary pryk nie wyobraża sobie za wiele. Nawet jak będę pomagać Davidowi, to przyjaźnić się z nim nie będę!
-Może nie od razu...
-WCALE!
-Ile lat ja już cie znam Mercy? Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć co będzie. W podstawówce się przyjaźniliście, prawda?
-No tak, ale nie był taki jak teraz!
-Ty też nie jesteś taka jak wcześniej... Na przykład nie jesteś już ruda. -zaśmiała się.
-Wiesz co? Za to ty wcale się nie zmieniłaś! -pokazałam jej język. Podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.

-I się nie zmienię. Przecież za to mnie kochasz. -zaśmiała się i poszłyśmy razem w stronę pokoju, gdzie miała być pielęgniarka. Po drodze opowiedziałam, ze szczegółami jak zostaliśmy zaatakowani. Pielęgniarka powiedziała mi, to co sama wiedziałam, a mianowicie, że moje zasoby magiczne się nie zregenerowały. Niestety z tego powodu zostałam uziemiona w pokoju żeby się nie przemęczać i "naładować akumulatory magiczne". Od małego nienawidziłam, nienawidzę, i będę nienawidzić taką bezczynność. Nie cierpię nic nie robić. Musiałam do końca wycieczki (przez cały tydzień) siedzieć w moim pokoju. Miałam jednak sporo rzeczy do roboty i nie nudziło mi się aż tak. Próbowałam rozszyfrować jak to się stało, że moja Insidiona się odblokowała i przybrała formę sztyletu. Mały postęp już był. Udało mi się w pokoju (mimo zakazu pielęgniarki) sprawić, żeby przybrała tę samą formę dwa razy. Niestety nadal nie wiem jak to się dzieje. Nie znalazłam jednego tego samego sposobu, ale i tak postęp był. Często do naszego pokoju przychodziły różne osoby z klasy. Najczęstszym gościem był oczywiście Will, którego strasznie zainteresowała moja broń. Po tych sześciu dniach siedzenia w pokoju wycieczka się skończyła i wróciłam razem z innymi do akademika.


-------------------------------------------------------------------------------------------

No i jest! Już pod dłuższej przerwie wracam! Sporo się u mnie działo i dlatego rozdział nie jest może najlepszy, ale jest! :D W tym tygodniu pojawi się już kolejny rozdział, więc zaglądajcie na bloga ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz