piątek, 18 września 2015

Mercy i energiczna Rose


Obudziłam się w dosyć dziwnej pozycji. Kiedy moje nogi leżały tak jak powinny, czyli wylegiwały się spokojnie na łóżku, tak reszta mojego ciała leżała na podłodze. Koszulka podwinęła mi się i zasłaniała całą moją twarz. Kiedy próbowałam wstać, walnęłam się niechcący o krzesło przy biurku. Uderzyłam się w policzki, żeby się jeszcze bardziej rozbudzić. Ze względu na to, że miałam Saharę w mordzie (jak zwykle) chciałam się napić, ale moja butelka, nie wiem w jaki sposób znalazła się pod moim łóżkiem. Wyjęłam telefon, żeby zobaczyć, która godzina...

- Cholera! - syknęłam pod nosem. Wstałam i nie wierząc, spojrzałam jeszcze raz na wyświetlacz telefonu. No nie chce być inaczej!

- Cholera! - powtórzyłam. Było dobrze po dziesiątej. Cholera, cholera, cholera, cholera! Biegałam po pokoju, szukając mojego mundurka, który leżał na jednej z puf.

Wybiegłam z pokoju, zeskoczyłam ze schodów. Dosłownie. Przez barierkę. Po prostu hop i byłam na dole. Zostałam ciocię, która leżała na kanapie z laptopem na brzuchu.

- Co się stało?! Czemu mnie nie obudziłaś? Jest już po dziesiątej! Straciłam trzy lekcje! - wystrzeliłam jak z karabinu. Szatynka zamrugała oczami.

- Mercy przecież dziś przychodzi ta babka... Mówiłam wczoraj, że zostajesz dziś u mnie.

- Ale ja myślałam, że na noc! Boże! Ja muszę raport oddać! - krzyknęłam, przeczesując palcami moje włosy. Nie udało mi się to zbytnio, bo moja dłoń ugrzęzła w połowie długości moich kasztanowych loków. Pobiegłam na górę, nie słuchając zbytnio co mówi ciocia, ale słyszałam, że coś mówiła. Założyłam szybko mundurek, który był mega pognieciony, wrzuciłam wszystkie książki jakie miałam do torby, bo nie miałam czasu przypominać sobie planu lekcji. Związałam włosy w wysoki kucyk za pomocą trzech gumek, bo tylko taka ilość mogła wytrzymać burzę moich loków. Kiedy schodziłam po schodach, przypomniałam sobie o raporcie z wczorajszych przerw, więc wskoczyłam jednym susem na górę, zgarnęłam z biurka raport i zeskoczyłam ze schodów. Na dole czekała na mnie ciocia z kanapką.

- Podwiozę cię. - powiedziała i wręczyła mi w rękę kanapkę.

***

Ciocia trąbiła klaksonem, wychylając co chwila głowę przez okno. Mimo że była prawie jedenasta to trafiłyśmy na korek, bo z naszej ulicy wjeżdża się od razu na główną, na której zawsze jest ruch. Kiedy wzięłam ostatni gryz kanapki, którą wcześniej dostałam od Judy, zawinęłam na szyi beżowy szalik i otworzyłam drzwi.

- Co ty robisz? - spytała brunetka, odwracając się do mnie.

- Prędzej dobiegnę. - rzuciłam i wyskoczyłam z samochodu. Ciocia wyszła za mną i mnie zawołała, ale pomachałam jej tylko ręką. Biegłam między samochodami w stronę chodnika. Wszyscy na mnie trąbili, a ja im tylko pokazywałam język w odpowiedzi. Biegłam na zmianę sprintem i truchtem, dzięki czemu w szkole byłam po 35 minutach.

Zdążyłam idealnie na długą przerwę, ale niestety ominęła mnie moja ulubiona lekcja, czyli w-f. Czekałam w szatni dziewcząt na Rose. Usiadłam sobie na ławce i wyjęłam telefon z nudów. Sześć nie odebranych połączeń i cztery nieprzeczytane sms-y. Wszystkie od Rose.

"Kiedy będziesz?"

"Spóźnisz się na pierwszą lekcje?"

"Cholera Mercy gdzie cię wcięło!?"

"Świetnie! Ja tu chodzę do szkoły, pilnie się uczę, jestem na każdej lekcji, zgłaszam się, a ty sobie olałaś szkołę! Jak tylko cię zobaczę to dam ci taki wykład moralny, że po pamiętasz! Nie pozdrawiam lenia, który teraz pewnie smacznie sobie śpi!"

Czytając ostatni sms mimowolnie się uśmiechnęłam pod nosem. Normalnie słyszałam w głowie jak ona to mówi!

- O i jest moja zguba! - usłyszałam głos mojej przyjaciółki z lewej strony. Zdziwiłam się trochę, bo to ona wchodziła pierwsza do szatni. Zazwyczaj wygląda to tak, że zawsze się ociąga i jest ostatnia. Ale dziś było inaczej. W dodatku jakby emanowała dziwną energią. A Rose nigdy nie jest energiczna. No chyba że jest przecena w jakiejś cukierni... Podeszła do szafki i zaczęła się przebierać.

- Nawet nie wiesz jaki jest dzisiaj porypany dzień! - zaczęła. - Po pierwsze ciebie nie ma na połowie lekcji... W ogóle to dlaczego cię nie było?

- Tak jakby zaspałam, a ciocia nie chciała żebym szła do szkoły, bo ta babka z opieki dziś przychodzi.- wzruszyłam ramionami i oparłam się o szafkę obok. - Coś ty taka dzisiaj energiczna, co? - spytałam, mrużąc oczy.

- A widzisz! To jest kolejna dziwna rzecz... Jestem tak wkurzona na Willa, że rozpiera mnie energia i musiałam się jakoś rozładować... A ze względu na to, że jakoś dziś wszyscy wyjątkowo są zamuleni, to wyżyłam się na w-fie.

Szkoda, że tego nie widziałam…Usłyszałam za moimi plecami trzaśnięcie drzwiami.

- To, że masz zły humor to nie oznacza, że możesz się tak panoszyć! - Krzyknęła mi przez ucho Rose. Zgaduję, że przed chwilą wyszła Theresa.

- I tak ciebie nie usłyszała pewnie... Skoro tak szybko wyszła.

Rose w odpowiedzi wzruszyła ramionami.

- Skoro jesteś zła na Willa to nadal się nie pogodziliście?

- Nie. W ogóle to wiesz co on wczoraj zrobił? Jak rozmawiał z tobą wtedy w kiblu. - Wiedziałam, że podsłuchiwała. - To jak wyszedł wziął mnie do góry po prostu tak za ręce, - Chwyciła się za pachy, demonstrując. - Wyniósł mnie z pokoju i zatrzasnął przed nosem drzwi, zamykając je na klucz!

- Wiesz Rose... Ale on miał całkowite prawo to zrobić.. W końcu molestowałaś go w jego pokoju!

- Jakie molestowałaś, jakie molestowałaś? Chciałam tylko dotrzymać mu towarzystwa...

Rose była już ubrana, więc wyszłyśmy i ruszyłyśmy w stronę stołówki.

***

- Według mnie powinnaś go przeprosić i będzie po sprawie. - Odezwałam się przed stołówką.

- Chyba żartujesz! - prychnęła. - No przecież słyszałam wasza rozmowę, kiedy Will wymknął się do kibla... Chcę go podenerwować jeszcze troszkę, za to, że on udaje że się na mnie obraził - puściła do mnie oczko, a ja strzeliłam mocnego facepalma. Nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo ruszyła w stronę naszego stolika, przy którym siedział Will. Dołączyłam do niej szybkim krokiem i obie po chwili siedziałyśmy już przy stole.

- Hej Will! - odezwałam się wesoło. Will uśmiechnął się do mnie, a kiedy jego wzrok zatrzymał się na brunetkę, wywrócił oczami.

- Mercy! Czemu cię nie było? - spytał.

- Tak jakby zaspałam. - podrapałam się po głowie. Will sięgnął do torby, wyjął z niej kanapkę i zaczął ją jeść. Świetnie. Przy naszym stoliku zapadła irytująca cisza. Przez chwilę siedziałam i bawiłam się moimi włosami, ale ileż tak można?!

- Rose masz go przeprosić! - szepnęłam do niebieskookiej.

- Przecież ja wiem, że on udaje, że jest na mnie zły... - odszepnęła i od razu odezwał się Will:

- Teraz już naprawdę nie udaje... Wiesz, że to nie ładnie podsłuchiwać jak ktoś rozmawia? - patrzył się na Rose, w ten sposób, że nawet mnie ciarki przeszły, a siedziałam obok.

- Will, przecież wiem, że... - zaczęła Rose, ale bez tej pewności w głosie, z którą zazwyczaj mówiła.

- Nie Rose, nie wiesz! Przepraszam cię Mercy, ale ja z nią nie wytrzymam... Jest zbyt irytująca! - powiedziawszy to, wstał i ruszył w stronę wyjścia ze stołówki. Ja też się zerwałam. Cholera, Mercy myśl! Jakiś melodramat się tu zrobił! Albo Will naprawdę jest na nią tak wściekły, albo jest tak dobrym aktorem, że nawet nabrał Rose, a to jest bardzo trudne.

- Czekaj Will... Możemy jakoś załagodzić sprawę w końcu to tylko... - zaczęłam.

- Przepraszam.

- Co?

- Co?

Oboje z Willem patrzyliśmy na Rose. Czy ona właśnie...

- Jezu, nie każcie mi tego powtarzać! - powiedziała lekko speszona i związała sobie ręce na piersi.

- Ale ja nic nie słyszałem. Wiem, że coś powiedziałaś, ale nie wiem co. Serio mówię. - blondyn podszedł w jej stronę.

- A ja nie wiem, czy mnie słuch nie zmylił. - powiedziałam, a Rose spojrzała na mnie wilkiem. Po chwili jednak westchnęła.

- Przepraszam. - powiedziała wyraźniej. Spojrzeliśmy po sobie; ja i Will.

- Czy ona właśnie... - chłopak wskazał na nią palcem.

- Chyba tak... - odpowiedziałam.

- Ej, no! Nie róbcie z tego wielkiego halo! Jakbym nie umiała...

Nie dokończyła, bo objęłam ją z całej siły i uniosłam do góry. Rose potrafiła przepraszać tylko mnie, ale nie słyszałam, żeby szczerze przeprosiła kogoś innego. Duma po prostu jej na to nie pozwalała, ale teraz przeprosiła Willa!

- I co? To było aż tak trudne?

Puściłam Rose i obie spojrzałyśmy na chłopaka.

- Mercy mi mówiła, że nie umiesz przepraszać, więc chciałem to sprawdzić...

Will! Cholera jasna! Czy tobie życie nie miłe?! Rose zacisnęła pięści i ruszyła w jego stronę. Will spojrzał na nią i kiedy zbliżyła się do niego wystarczająco, położył dłoń na jej głowie, a ona się zatrzymała.

- Oj już daj spokój Rose! Złość piękności szkodzi.- powiedział z uśmiechem. Po prostu ją pocałuj! Czasem mam wrażenie, że on ma więcej szczęścia niż rozumu, ale i tak mu się dostało od Rose. Dziewczyna uderzyła go pięścią w brzuch, ale delikatnie, bo on się nawet nie ruszył. Brunetka zabrała głowę spod jego ręki, poprawiła włosy i oznajmiła:

- Wiecie, ja to bym coś zjadła.

***

Następną lekcją było wychowanie magiczne z naszym wychowawcą. Stokrotka wszedł jako pierwszy do klasy, a my za nim. Zajęłam swoje miejsce jak każdy i wyjęłam mój zeszyt. Do wychowania magicznego nie ma podręczników. Nauka bazuje tylko i wyłącznie na wiedzy nauczyciela. Wychowanie magiczne jest dość specyficznym przedmiotem, bo na nim uczymy się wszystkiego. Nawet jak są oddzielne zajęcia z wiedzy o broniach, to i tak Stokrotka często porusza ten temat, a szczególnie ostatnio... Na tym przedmiocie możemy siedzieć tylko w ławkach i wkuwać teorię, albo wyjść na dwór i zacząć praktykować zdobytą już wiedzę. Wszystko zależy od planu naszego wychowawcy. Czasem potrafi zrobić lekcje wychowawczą, kiedy mamy nadprogramowe godziny.

Stokrotka sprawdził szybko listę. Nie było tylko Davida. Pewnie nadal był u tej dalszej rodziny. Cholera! Właśnie to do mnie dotarło! Kiedy on przestanie się uczyć u nas w szkole, to nasza grupa będzie miała tylko cztery osoby... A może przeniosą nam kogoś z innej klasy? Kurde, mamy mały problem.

- Dobrze, zanim przejdziemy do lekcji, chciałbym wam coś ogłosić. - zrobił pauzę, żeby zbudować napięcie. - Szykuje się kolejna wycieczka! - powiedział z entuzjazmem, ale klasa nie była tak wesoła. Zaczęły się nieprzyjemne szepty, a na twarzy każdego można było wyczytać niechęć. W sumie, to co nam się dziwić? Po ostatniej wycieczce też jakoś nie mam wielkiej ochoty na żaden wyjazd.

- Wiem, że macie nieprzyjemne wspomnienia związane z poprzednią wycieczką...- Mie wiedzieć czemu, spojrzał na mnie. Choć chyba się domyślam. W końcu to ja najprawdopodobniej skończyłam najgorzej i to z winy Davida, bo raczył udać się w głęboką drzemkę.

- Ale ta wycieczka - kontynuował pan Daisy. - nie będzie tak jak poprzednia. Teraz jedzie tylko i wyłącznie nasza klasa. Będzie to wyjazd integracyjny. Will możesz to rozdać? - położył na pierwszej ławce plik kartek. Chłopak posłusznie wstał i zaczął rozdawać kartki, a Stokrotka mówił dalej.

- Przesłałem waszym rodzicom wcześniej formularze i wszyscy wyrazili zgodę, więc nie próbujcie się wykręcać, bo wiem jak to z wami jest. Jedziemy na 5 dni. Wszytko macie na kartkach, które już niektórzy otrzymali.

W tym momencie Will właśnie położył mi na ławce ową kartkę. Posłał mi uśmiech, a przechodząc koło Rose, pstryknął ją w ucho i położył jej broszurkę na blacie. Spojrzałam na kartkę. Zdjęcie jakiejś stodoły, nazwa miejscowości, która nic mi nie mówi, bo to jakaś wieś. Data i godzina wyjazdu... Chwila! Wycieczka już za tydzień? Dobra lecimy dalej. Plan zajęć, lista potrzebnych rzeczy, uwagi... Że co?! Zaczęłam szybko czytać w myślach ponownie ten fragment tekstu. "Ośrodek znajduje się pod specjalną barierą, która uniemożliwia używanie magii. Z tego powodu, goście po przyjeździe nie mają zajęć, tylko czas żeby przyzwyczaić się do panujących tu warunków." Chyba w tym samym momencie większość osób to przeczytała, bo w sali zrobił się hałas. Z ławki wstał Marcus;

- Czemu tam będzie ta bariera? - spytał naszego wychowawcę.

- Będzie to dla was ciekawe doświadczenie. W dodatku się czegoś nauczycie, bo wiem, że używacie magii, nawet jak tego nie potrzebujecie. - skinął głową, żeby chłopak usiadł. Z ławki pod oknem, odezwała się Martha:

- Ale jak to mamy, wziąć jakieś ubrania, które można zniszczyć i pobrudzić? Ja nie mam zamiaru się brudzić.

Nadal nie mogę przeboleć, że z naszej starej, nieśmiałej Marthy zrobiła się taka...No taka panienka.

- Dziękuję za informacje, Martho. Zapamiętam, ale na wszelki wypadek weź też jakieś starsze ubrania. Je na pewno będziesz mogła zniszczyć. - Stokrotka klasną w dłonie. - Dobrze, ktoś ma jeszcze jakieś pytania, albo uwagi?

Było jeszcze kilka mało istotnych pytań, ile będziemy jechać itp.

- Wspaniale, skoro to już wszystko, to możemy przejść do lekcji. Skoro jesteśmy w temacie, to porozmawiamy dziś o barierach. Wiem, że coś wam się obiło o uszy, ale tym razem temu tematowi poświęcimy przynajmniej pięć lekcji. Dobra! To co pamiętacie? Tak, Evo. Patrzę właśnie na ciebie, bo to twoja specjalność.

Whitmore Eva, jest magiem runicznym. To znaczy jak moją naturą jest ogień, to jej są runy. Magia runiczna jest bardzo uniwersalna, gdyż pozwala używać dowolnego żywiołu. Kiedy Eva może na przemian używać zaklęć ognia i lodu, ja nie mam takiej możliwości. Moja magia ma tak jakby zablokowane wyjścia, na inne żywioły. Mogę używać tylko zaklęć uniwersalnych, które tworzą runy. Właśnie dzięki nim mogę przekształcić moją naturalną magię, na jakąś inną np. mogę zostawić pułapkę z elektryczności w jakimś miejscy, ale nie mogę strzelać piorunami jak to robi Theresa. Mag runiczny ma taką możliwość. Zna też od urodzenia wszystkie runy z trzech podstawowych alfabetów. Zanim zacznie się jeszcze nauczyć mówić pierwsze słowa, to ma zakodowane w głowie runy, ale nie przeszkadza to w dorastaniu, bo ta wiedza odblokowuje się kiedy mag ma umiejętności, żeby z niej skorzystać. Czyli tak mniej więcej w wieku gimnazjalnym. Kolejną charakterystyczną cechą jest to, że ich talent magiczny nie przeskakuje przez pokolenia z prababki, czy pradziada. Jeden z rodziców musi być magiem runicznym. Ja podobno otrzymałam talent magiczny po babci, ze strony ojca…

- Bariery, to zaprogramowana energia magiczna. Kiedy bariera jest słabo wywołana wystarczy zmiana jednej, z programujących ją run, a zostanie zdezaktywowana, albo zmieni swoje właściwości. Bariery mogą być niewidzialne i nie wyczuwalne dal zwykłego człowieka, ale dobrze wyszkolony mag może wyczuć wydobywającą się z niej magię. Każda bariera zawiera w sobie linijkę kodu z takimi samymi runami, bez tej linijki bariera nie może powstać…

Brzmi trochę jak kodowanie na informatyce, prawda?

- Świetnie Evo! To dziś będziemy się uczyć właśnie tej obowiązkowej linijki run. Mam nadzieje, że uważaliście na zajęciach z run… - powiedział stokrotka i zaczął rozpisywać na tablicy runy. – Przepiszcie to, a potem zajmiemy się każdą z run osobno.

Wyjęłam zeszyt i szybko przepisałam to, co było na tablicy i sama zaczęłam analizować runy. Kiedy kończyły się wakacje z wiedzą o runach byłam już na tym poziomie, na którym jest obecnie większość naszej klasy (oczywiście nie mówię tu o Evie). Kiedy moja klasa przerabiała pierwsze tematy, to ja wyprzedzałam z tematami. Największym problemem jest to, że nie posiadamy podręczników, jeżeli chodzi o wszystkie przedmioty magiczne (nie liczę tu historii magicznej, bo tam uczymy się tylko teorii), więc musiałam bawić się w chodzenie do biblioteki szkolnej lub miejskiej. Osobiście wolę, tę drugą… Wszyscy pracownicy tam mnie znają. W gimnazjum chodziłam tam prawie codziennie. Mam nawet specjalną kartę do archiwum, gdzie trzymają wiele starych książek. Potrafiłam tam nawet na noc zostać, szukając jakiś starych zaklęć medycznych, ale ta magia jest tak zapomniana, że to się w głowie nie mieści! Na około sto książek jakie przejrzałam do tej pory natrafiłam tylko na cztery zaklęcia lecznicze! Teraz, jak przeczytam kilka stron z jakiejś starej książki to zaczynam sypać tyloma archaizmami w normalnej rozmowie, że sama siebie przerażam!

Doszliśmy do połowy kodu, wspólnie ze Stokrotką, kiedy zadzwonił dzwonek. Wyjęłam mój wczorajszy raport, żeby oddać go Theresie, ale dokładnie w tym momencie kiedy wstałam, ona właśnie wyszła pędem z sali. Wybiegłam za nią na korytarz. Co ona tak pędzi? Wchodziłam za nią po schodach.

- Mercy, nie łaź za mną. Nie widzisz, że jestem nie w humorze? – odezwała się nagle.

- Ale musisz wziąć ode mnie raport za wczoraj!

- Zostaw mi go na ławce, a teraz się ode mnie odczep! – nie zwalniała tępa, ale nie miałam problemu, żeby dotrzymać jej kroków.

- Słuchaj, to, że pokłóciłaś się z ojcem, nie oznacza, że możesz się na wszystkich wyżywać!

- Właśnie dlatego, chce żebyś sobie poszła! Bo nie chce się na nikim wyżywać!

- Dobrze! Ale nie chcę już widzieć takiego wyrazu twarzy u ciebie!

- Że co, ty właśnie powiedziałaś!? – odwróciła się na pięcie i złapała mnie za kołnierz, przyciągając do siebie. Stałyśmy na półpiętrze.

- To, co słyszałaś. – powiedziałam z lekką drwiną w głosie. Jak na razie idzie zgodnie z moim planem…

- Nie wkurzaj, mnie Mercedes, bo jak nie to…

- Bo jak nie to co? – uśmiechnęłam się lekko i też złapałam ją za kołnierz.

- Nie wiesz nic o moim życiu, więc się nie wtrącaj! – wybuchła.

- W takim razie mi powiedz. – powiedziałam spokojnie. Zagryzła dolną wargę i spojrzała na podłogę. Po chwili mnie puściła, ja zrobiłam to samo. Podpatrzyłam tę sztuczkę od Rose. Najpierw trzeba wyprowadzić kogoś z równowagi, a potem trzeba postępować spokojnie i powie nam to co chcemy. Większość dziwnych zachowań mojej przyjaciółki nie są bez celu. Rose po prostu umie manipulować ludźmi… Kurde, to brzmi źle, a ona nie wykorzystuje tego do jakichś niecnych celów! Ale jakoś nie mogę znaleźć innego słowa, żeby nazwać to, co ona robi.

- Nawet jeśli powiem, to to nic nie zmieni. Nie chcę obarczać ludzi moimi problemami… Sama muszę dać sobie z nimi radę.

- Ale jak mi powiesz, to może ci ulży…

- Nie Mercy, ale dzięki. Teraz idę na obchód. – uśmiechnęła się lekko i mijając mnie, klepnęła mnie w ramię. Raaanyyy… Z niej naprawdę trudno jest coś wydusić! Szczerze mówiąc wiem o niej najmniej ze wszystkich osób z naszej klasy. Nawet o Willu wiem o wiele więcej niż o niej, choć znam go niecałe trzy miesiące… Właśnie! Już jest listopad! Muszę się zająć kilkoma sprawami, ale ciągle je odwlekałam!

Wróciłam do sali lekko zamyślona, podeszłam do ławki Theresy, która znajdowała się pod oknem i położyłam tam raport, który lekko się pogniótł. Odwróciłam się w stronę swojej ławki. Rose siedziała w swojej ławce, opierała głowę na dłoni i coś mówiła. Nad nią stała Martha i chyba się bulwersowała, bo co chwila wymachiwała swoimi rękoma. Kiedy zauważył mnie Will, od razu do mnie przyszedł.

- Ty wiesz, o co tym dwóm chodzi? – spytał, pokazując brodą w ich stronę.

- O ciebie. – westchnęłam i oparłam się o ławkę Theresy. Will się nagle zerwał i stanął przede mną.

- C-co! Ale, że o mnie–mnie!? – zająkał się i wskazał palcem na siebie. Widziałam, że lekko się zarumienił.

- Pewnie tak… - W końcu o co ta dwójka mogłaby się tak kłócić? – A teraz się przesuń, bo nic nie widzę! – okułam go lekko łokciem w brzuch, żeby się przesunął, ale było już za późno. Martha właśnie odchodziła od mojej przyjaciółki, cała czerwona, pewnie ze złości. Nie patrząc na blondyna ruszyłam w stronę Rose. Will poszedł za mną.

- O czym tak się kłóciłyście? - spytałam, siadając na swoim miejscu. Will przywlókł sobie krzesło, z którejś ławki i usiadł na nim okrakiem.

- Z mojej strony to nie była kłótnia, bo byłam pewna swojej pozycji… - zerknęła na Willa. – Ale ona nie, więc musiałam uświadomić jej, że nie wszystko może mieć dla siebie. - wzruszyła ramionami i położyła się na ławce. – A ty co tak wybiegłaś za Theresą? – odezwała się po chwili.

- Raport jej musiałam oddać… A po drugie chciałam wypróbować jeden z twoich sposobów, żeby wyciągnąć od niej, czemu dokładnie jest taka wściekła…

Rose się nagle rozbudziła. Odwróciła się w moją stronę:

- Trzeba było mnie pytać! W ogóle to jestem z ciebie dumna. Chciałaś kimś pomanipulować! Brawo, Mercy wreszcie schodzisz na ludzi! – pogłaskała mnie po głowie.

- Że słucham?! Jak to „wreszcie schodzę na ludzi” ? Chyba ci się coś pomyliło kochana… - złapałam ją za policzki jedną dłonią, w ten sposób, że zrobiła dziubek.

- Puuusc mnie Meersyy… - przeciągała samogłoski i mówiła w tak śmieszny sposób, że musiałam się po prostu zaśmiać.

- Ani mi się śni! Do póki mnie nie przeprosisz! – udawałam, że się dąsam i ścisnęłam ją mocniej.

- Will… pomósz miiii...

- Mogę? – spytał chłopak, wskazując na jej twarz.

- Pewnie. – opowiedziałam, domyślając się co ma na myśli. Chłopak pochylił się w jej stronę, a moje serce zabiło szybciej. To nie było to, o czym pomyślałam! To wyglądało tak jakby miał ją pocałować. Ich twarze dzieliły centymetry. Zamierzasz ją pocałować TU?! Przecież w klasie jest Stokrotka! I właśnie patrzy się w naszą stronę. Chłopie! Jak chcesz ją pocałować, to nie teraz, nie tu, kiedy w klasie jest Stokrotka i centralnie się na nas gapi! Nagle Will uszczypał jej policzki, ja puściłam jej buzie, a on zaczął rozciągać jej policzki w różne strony. Odetchnęłam z ulgą.

- Masz takie urocze policzki, aż chce się je uszczypnąć.

Hola! Will, czy ty wiesz co przed chwilą zrobiłeś i co powiedziałeś? Mam nadzieje, że wiesz… Naprawdę to wyglądało tak jakby miał ją pocałować, ale w ostatniej chwili zrezygnował!

Rose wyrwała się i pogłaskała po policzkach. Byłam pewna, że na jej twarzy widziałam rumieniec… A może to było tylko zaczerwienienie od szczypania.

- Rany… Widzę, że mieliście świetną zabawę, szczypiąc mnie po twarzy. - burknęła.

- A żebyś wiedziała! – uśmiechnął się Will.

- Idiota. – Rose uderzyła go lekko w głowę. Chłopak w odpowiedzi pokazał jej język i wyprostował się na krześle.

- A wracając do twojego pytania... - zaczęła, jeszcze gładząc swoje poliki. - To po tym wczoraj, ojciec zrobił jej mega awanturę i teraz ma zakaz na wszystko. Dosłownie wszystko. Jej ojciec wynajął takiego typa, który wszędzie chodzi za nią... Pilnuje wyjścia ze szkoły. Thunder powiedział też w szkole, że nie mogą jej wypuścić z lekcji, chyba, że on sam osobiście zadzwoni. W domu jest zamknięta na klucz, ojciec jej załatwił dodatkowe zajęcia, bo nie może znieść, że jego córka opuściła się w nauce, więc Theresa ma dodatkowo zawalone całe dni po szkole. Ma też zakaz zbliżania się do Daga i jego warsztatu!

- Raaanyyy... - westchnęłam, bo nie widziałam jak to skomentować.

- No! A ta burza z wczoraj to rzeczywiście byli oni! Potwierdzone info. - dodała po chwili.

- Ej, ale skąd to wiesz? - spytałam, ciekawa jak wyciągnęła z niej te informacje. A może po prostu wydedukowała z plotek, w czym jest mistrzynią.

- Podpuściłam ją. Zrobiłam dokładnie to co ty przed chwilą, tylko, że mi się udało. Nie nadajesz się do tego typu rzeczy, kiedy nie jesteś na serio wściekła. - pokręciła lekko głową.

- Co jej powiedziałaś? - spytałam, ciekawa jak wytrąciła Therese z równowagi.

- Ty wiesz, że ja czasem jestem naprawdę okropną osobą, kiedy chcę osiągnąć swój cel i lepiej żebyś się nie popsuła przeze mnie. Więc ci nie powiem.

- Rose... Znam cię nie od dziś i nadal nie jestem zepsuta! Chyba się uodporniłam czy coś...

- Taaa.... - westchnęła Rose i położyła głowę na bacie mojej ławki. Jakie "Taaa"?! Co to miało być za westchnienie?! Nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć, bo zadzwonił dzwonek. W tym samym momencie weszła do sali Theresa i zajęła swoje miejsce. Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, które oznaczało "Dzięki.", machając raportem.

Na kolejnej lekcji wychowania magicznego (w skrócie MG) omawialiśmy każdą runę z osobna. Nie było w tym nic interesujacego, bo to była zwykła teoria typu: "Z którego alfabetu runicznego pochodzi ta runa" albo Co się stanie z polem magicznim jeśli ta runa zostanie zamieniona/zbarana. Kiedy lekcja się skończyła ruszyłam z klasą do szatni, która znajdowała się w piwnicy. Powiem tak, nasza szatnia to NAJGORSZA cześć tej szkoły. Wygląda jak jakieś więzienie; obskurne sciany, z których schodzi farba, sztania każdej klasy wygląda jak cela zamykana na kłódkę. Czekaliśmy aż pani sztaniarka (która swoją drogą jest naprawdę wredna) otworzy nam sztanie. Ona musi nas naprawdę nie lubić, bo zawsze naszą szatnię otwiera ostatnią... Na dworzu było tylko 15 stopni, co oznaczało dla mnie początek sezonu "Nosimy spodnie pod spódnicą, bo nogi odpadną". Przez to, że jestem magiem ognia jestem o wiele bardziej wrażliwsza na zimno. Jak na razie noszę leginsy, bo jeszcze nie ma zimy, ale jak tylko temperatura spadnie poniżej 10 stopni to zakładam jeansy. Wygląda to dość dziwnie kiedy paraduje po szkole w jeansach, spódnicy i białym golfie, na który jest zarzucona marynarka od mundyrku szkolnego, no ale co ja poradzę, że w szkole słabo z ogrzewaniem. Nie to, że nie grzeją, bo grzeją, ale budynek jest już dość stary i ściany nie chronią tak przed zimnem. Ale przynajmniej nie jestem sama. W szkole jest sporo magów ognia, bo jest to podstawowy żywioł magiczny, więc nie tylko ja chodzę tak ubrana w szkole w okresie jesień-zima. Nawet w klasie mam mojego magicznego "brata" - Marcusa, który wie co czuję, bo też jest magiem ognia. Nasze szatnie są małe, więc ciężko żeby zmieściło się 25 osób w każdej. Ja i Rose zawsze zawieszamy kurtki na haczykach przy drzegwiach, więc wystarczy, że sięgniemy po nasze rzeczy i nie musimy wbijać się w ten tłum. Najlepszy jest pierwszy dzień w szkole, bo w naszej klasie uzgodniliśmy, że kiedy ktoś zajmie pierwszy jakiś wieszak to jest już jego do końca roku.

Wzieliśmy swoje rzeczy i zaczęłyśmy ubierać się w kurtki. Rose miała tylko czarną ramoneskę i zarzuciła jeszcze na szyję szary komin. Ja założyłam na koszulę sweter (nie nosiłam go w szkole, bo jeszcze nie jest aż tak zimno), potem na to marynarkę od mundyrku i na to kurtkę parkę. Owinęłam szalikem szyję i twarz, że spod niego wystawały mi tylko oczy. Może uważacie, że to przeada, ale dla mnie na dworzu jest około 5 stopni... Poczekałyśmy jeszcze na Willa, bo Theresa wyszła pierwsza z sali i nie raczyła na nas poczekać.

- W Sul Tower szatnie były większe... - odezwał się Will, kiedy wchodziliśmy po schodach.

- Za to tutaj jest większy teren z boiskami. - powiedziałam.

- I w ogóle szkoła jest większa. - dodała radośnie Rose. Cały czas się uśmiechała. Will też to pochwycił i od razu spytał:

- A ty co się tak cieszysz?

- A co, nie mogę? Po prostu nie mogę się doczekać wycieczki. - wyszczerzyła się w jego stronę.

- Ty, niemogąca się doczekać wycieczki? To chyba jakiś żart. - skomentowałam. Rose nie lubiła wycieczek, zawsze próbowała znaleźć jakąś wymówkę, żeby tylko nie pojechać, a teraz?

- Nie mów, że nie skojarzyłaś faktów? - spoważniała na sekundę.

- Jakich faktów? - stanęłam. Byliśmy już na głównym holu szkolnym. Rose odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się delikatnie.

- Nie ważne... - powiedziała cicho, puszczając mi oczko.

- Nie, Rose! Jak coś zaczęłaś to dokończ! - powiedziałam stanowczo. W odpowiedzi pokazała mi język i zaczęła biec od jednej ściany do drugiej kierując się w stronę wyjścia. Dziwne, że jej się te jej krótkie nóżki nie poplączą się w tych jesiennych botkach na obcasach... Zerknęłam na Willa, który wlepiał wzrok w Rose.

- Nie uważasz, że ona ma dziś za dużo energii? - spytałam.

Brak odpowiedzi.

- Will...

Cisza.

Dobra Will! Kogo jak kogo, ale mnie się nie ignoruje! Chciałam go lekko popchnąć, ale powstrzymałam się i dałam mu jeszcze jedną szanse. Pomachałam dłonią przed jego twarzą.

- Wiiiill!

Zadziałało! Chłopak oderwał wzrok od brunetki i spojrzał oszołomiony na mnie.

- Co? - spytał po chwili. Miał taki głupkowaty wyraz twarzy, że musiałam się zaśmiać.

- No co? Z czego się śmiejesz, Mercy?

- Z ciebie. Haha! Gdybyś widział swój wyraz twarzy! – Śmiałam się jeszcze przez chwilę, potem wzięłam uspokajający oddech i dodałam:

- Chodzimy, bo Rose nam ucieknie.

W odpowiedzi Will pokiwał mi głową.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po dłuższym oczekiwaniu jest nowy rozdział :3 Ten post dedykuję Kasi, o której już wspomniałam w poprzednim poście... Strasznie Ci Kasiu dziękuję za korektę i tym razem nie w komentarzach :D <3 Rozdziały nie będą się pojawiać regularnie, ale na pewno nie dodam ich w środku tygodnia. Jak będę miała dodawać jakiś rozdział to w weekend (piątek, sobota lub niedziela). Kto jeszcze nie widział, to zapraszam do zakładki "Bohaterowie" (klik), gdzie znajdują się krótkie opisy i rysunki mojego autorstwa ^^ Nie są najlepsze, ale to była moja pierwsza próba narysowania całej piątki xD No... to chyba tyle chciałam Wam powiedzieć! Zachęcam do komentowania i zaobserwowania bloga <3
A! I jeszcze chciałam Wam podziękować za ponad 5 tysięcy wyświetleń <3(dla podejrzliwych, nie, ja sobie ich nie nabijam xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz