sobota, 4 kwietnia 2015

Mercy i wycieczka cz.1.

Przez cały tydzień czytałam te trzy gigantyczne książki, w każdej wolnej chwili. A co się z nich dowiedziałam? Że moja broń jest bardzo wybredna i złośliwa! Jak broń może być złośliwa i wybredna? Przecież to jest rzecz! Przeczytałam jeszcze, że nie lubi współpracować z właścicielem. Jak może nie lubić? I tylko tyle udało mi się dowiedzieć z tych trzech cegieł. Przestudiowałam je całe, ale wszędzie było tylko „masło maślane” i nic specjalnego się nie dowiedziałam. Wiem jeszcze tylko, że moja Insidiosa tak jak każde inne muszą zostać rozpracowane przez operatora, bo każda aktywuje się inaczej. W międzyczasie wychowawca powiedział nam o pięciodniowej wycieczce, która ma się odbyć już za dwa tygodnie. Nie będzie nas od środy do niedzieli. Wycieczka ma polegać na tym, że grupami będziemy musieli odnaleźć drogę do naszego ośrodka, w którym spędzimy resztę wycieczki.
Minął kolejny tydzień i nadal nie widziałam jak aktywować moją broń. Opiekunem grupy, w której byłam, okazała się pani Mabley. Powiedziała mi, że dopóki nie odblokuję mojej Insidiosy, muszę ćwiczyć ze wszystkimi rodzajami broni i tak robiłam. Rozmawiałam też ze Stokrotką o... Davidzie.
-Mercy zostań na chwilę. -powiedział pan Daisy, kiedy wychodziłam już z sali. Obróciłam się na pięcie i podeszłam do jego biurka.
-Czy coś się stało?
-Właściwie to nie, ale mam do ciebie prośbę. Związaną z Davidem. -słysząc jego imię, automatycznie wróciłam się do drzwi.
-Wiesz Mercy, to nie uprzejmie tak ignorować nauczyciela. Wysłuchaj mojej propozycji.
-Przykro mi panie Daisy, ale jeżeli chodzi o niego to nic nie mam zamiaru robić.
-Mercy, wysłuchaj mnie...
-No dobrze.
-Wiesz pewnie doskonale w jakiej teraz sytuacji znajduje się David, czyż nie?
Kiwnęłam potakująco głową.
-Jak widzisz, nie radzi sobie z nauką i chciałem cię poprosić, żebyś mu w niej pomogła.
-Dlaczego niby ja. Nie mógł pan wybrać sobie kogoś innego?
-Nie! Przecież jesteś najlepszą uczennicą w klasie... Podwyższyłbym ci ocenę z zachowania i...
-Myśli pan, że jestem przekupna? Aż tak nie zależy mi na dobrej ocenie. W dodatku, przez to, że David pogorszył się w nauce, już nie muszę starać się być od niego lepsza w zachowaniu. Przykro mi panie Daisy, ale nie skorzystam.
-Nie dałaś mi dokończyć. Chciałem powiedzieć, że podwyższyłbym ci ocenę z zachowania i na koniec szkoły poprosiłbym dyrektora, aby wysłał podanie do rady, o pozwolenie dla ciebie, na używanie magii w miejscach publicznych. Dobrze wiem, kim chcesz zostać, a bez tego raczej ci się nie uda...
C-c-co? Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Pozwolenie na magie?! Takie pozwolenie trudno jest zdobyć. Naprawdę trudno. Zwykle trzeba zobowiązać się do stałej służby w wojsku, ale i tak mało osób ją dostaje. Można też, jakimś cudem dostać się do Rady, ale to już w ogóle prawie nie możliwe. Pozwolenia jeszcze otrzymują np. magowie ognia gdy pracują w straży pożartej. Wyjątkowe osoby, pod wyjątkowymi warunkami mogą dostać tzw. Złotą Kartę, takim sposobem, jaki zaproponował Stokrotka.
-Ale pan serio mówi?-spytałam, jeszcze nie dowierzając jego słowom.
-No nie wiem... Wyraziłaś się dość jasno, jeżeli chodzi o tą sprawę...
-A gdzie! Tak tylko żartowałam. -zaśmiałam się nerwowo. -Wie pan... To jak mam się za to zabrać?
-Nie wiem. -wzruszył ramionami. -Musisz po prostu doprowadzić jego oceny, do poprzedniego stanu. I tyle.
-Nie ma problemu! -powiedziałam z uśmiechem.
-Na pewno? -jego prawa brew powędrowała do góry.
-Tak! Trzymam pana za słowo. -wybiegłam z sali jak najszybciej, żeby przypadkiem nie zrezygnował. Stokrotka zawsze dotrzymywał obietnicy. Po chwili doszło do mnie co zrobiłam. Skazałam sama siebie na Davida. Ale ja jestem przekupna...
I wreszcie przyszedł dzień wycieczki. Kto mógł się spodziewać, co się na niej stanie? Cała szkoła wyjechała autokarami. Tak. CAŁA. Każdy przedział wiekowy jechał gdzie indziej. Wyruszyliśmy o piątej nad ranem. W autokarze udało nam się zająć ostanie miejsca tj.: mnie, Rose, Willowi i Theresie. Na szczęście David nie chciał z nami usiąść i zamiast niego dosiadł się jeszcze Mike. Godzinę przed dotarciem na miejsce Stokrotek opisał dokładnie co będziemy musieli robić. Każda grupa wyruszać będzie co pół godziny z tego samego miejsca, ale będzie miała wyznaczoną inną trasę. Mapa jest zaszyfrowana, ale powinniśmy znać wszystkie zawarte w niej szyfry. Wygrywa ta grupa, która dotrze w najkrótszym czasie, ze wszystkimi osobami z drużyny. Na miejsce dotarliśmy po dwunastej.
Kiedy wszystkie autokary opustoszały, pojechały inną drogą do ośrodka, do którego mieliśmy dotrzeć. My musieliśmy czekać, aż wszystkie grupy z klasy pierwszej „A” i trzy pierwsze grupy z naszej wyruszą. Docelowy czas drogi miał wynosić co najwyżej godzinę/półtorej. Moja grupa miała wyruszyć o 16.30. Theresa i Will od razu rzucili się na mapę, a ja zostałam z dwójką pozostałych. Rose i David siedzieli na kamieniu.
-Na serio musimy iść? -powiedziała leniwie moja przyjaciółka, siedzący koło niej brunet się nie odzywał, jak zwykle.
-Rose, im szybciej wyruszymy, tym szybciej wrócimy.... -starałam się ją zachęcić, o dziwo udało mi się za pierwszym razem;
-Masz racje. -wstała i poszła w stronę pozostałej dwójki, która najprawdopodobniej już kończyła rozszyfrowywać mapkę. Zostałam tylko ja i David. Że też, muszę to robić. Podeszłam do chłopaka i pociągnęłam go za sobą za nadgarstek.
-Już ci powiedziałam, co sądzę o twoich dąsach... -powiedziałam cicho. On pociągnął mnie za rękę, z taką siłą, że się odwróciłam od niego.
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! Coś ty się mnie tak uczepiła hę? Nie wiesz NIC o mojej siostrze, ani o mnie. NIE WIESZ NIC. Masz kochającą się rodzinkę, a ja wszystkich straciłem jednego dnia! Zostaw mnie wreszcie w spokoju!
Przegiął. Musiałam wytrzymywać całe tygodnie, pracując z nim w grupie. Od rozmowy ze Stokrotką starałam się coś wskórać. Ale ten pieprzony idiota był nadal idiotą. I to się chyba nigdy nie zmieni...
-Ja nic nie wiem?! -zaczęłam mówić niskim głosem.
-Ha! Słyszałaś go Rose? Ja?! -krzyknęłam.
-Może i masz racje... -zwróciłam się z powrotem do niego. -Nie mogę nic wiedzieć, bo moi bliscy mnie nie zostawili jednego dnia... Jednego dnia, nie. Wiesz co? Powinieneś DZIĘKOWAĆ, że umarli w jednej chwili. Nie miałeś nadziei, że będą jeszcze żyć. Nikt się ciebie nie wyrzekł... -głos mi się zaczął łamać. -Wiesz co jest gorsze od tego co tobie się stało?! WIESZ?! Odebrana nadzieja. Twoja matka nie umarła po tym jak wszystko wskazywało na to, że będzie w porządku . Ciebie ojciec, by nigdy się nie wyrzekł. Nikt by cię nie zostawił! A TY teraz siedzisz i myślisz jaki jesteś biedny. Masz racje. Strasznie biedactwo... -kiedy chciałam wziąć oddech, poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Puściłam jego nadgarstek, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę reszty mówiąc.
-Zostawiamy tą łajzę tutaj. Powiemy, że złamał nogę, czy coś i stąd go ktoś odbierze, ma to gdzieś... -po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Zagryzłam dolną wargę z całej siły. Podbiegła do mnie Rose i objęła mnie.
-Nie musisz się przez niego tak denerwować... -powiedziała cicho, nie uwalniając mnie z uścisku.
-Właśnie muszę. Musze dotrzymać obietnicę...
-Hej... -odchyliła mnie do siebie. -Zawsze możesz na mnie liczyć. Wystarczy, że poprosisz...
-Mhm... -otarłam twarz rękawem kraciastej koszuli i poszłam razem z Rose do Theresy i Willa, żeby zobaczyć jak im poszło rozszyfrowywanie. Nikt nie skomentował tego co przed chwilą się stało. Po prostu ruszyliśmy według mapy. Niestety David ruszył za nami...
Chodziliśmy prawie dwie godziny po lesie, a raczej błądziliśmy...
-Jak to się zgubiliśmy? -krzyczała na Willa Rose.
-No tak to! Czemu w ogóle na mnie naskakujesz? To też jej wina! -wskazał na Theresę, która próbowała złapać zasięg. Znajdowaliśmy się na małej polance w kształcie okręgu. Tessa stała właśnie przy dość sporej skarpie. David siedział przy samym końcu polanki, na starym, przewróconym pniu drzewa. Podeszłam do Rose i Willa.
-Trzeba będzie prze analizować jak szliśmy i wrócić na miejsce startu... I potem z dobrze rozszyfrowaną mapą dość do ośrodka, tam gdzie miała być meta... -mówił, drapiąc się po swojej blond czuprynie, która jak zwykle była w nieładzie.
-Chyba cię Bóg opuścił! -naskoczyła niego Rose.- Nie będę z powodu waszej głupoty łazić po tym lesie jakieś kolejne półtorej godziny! Daj mi to! -wyrwała mu mapę. -Pamiętam dokładnie całą drogę. Po prostu źle ją rozszyfrowaliście. Ja to zrobię i znajdę najkrótszą drogę do ośrodka...
-A nie mogłaś tego zrobić wcześniej? -spytałam.
-A niby jak miałam to zrobić, ja ta dwójka – wskazała najpierw na Willa, a potem na Therese przy skarpie – nie pozwoliła mi nawet do niej zajrzeć!
-Tak, tak... Nawet nie zaproponowałaś pomocy...- powiedział blondyn.
-Schyl mi się tutaj blondasie. -nakazała mu Rose.
-Dla czego miałbym się niby schylać?
-A co niby mam siadać na ziemi? Nie będę robić tego na kolanie tak jak wy...
-Nie będę się schylać, po prostu oprzesz się na moich plecach... Nie przesadzaj.
Rose w odpowiedzi tylko pokręciła głową i zaczęła rozszyfrowywać mapkę. Nagle zrobiło się cicho. Na prawdę cicho... A może tylko mi się wtedy tak wydawało? Nie wiem. Może to było tylko moje przeczucie? W wysokich krzakach koło Davida coś się poruszyło. Nie wiem jak to zrobiłam, ani skąd wiedziałam, że to nie była np. wiewiórka. Po prostu rzuciłam moją torbę, którą miałam na ramieniu, wyjmując z niej moją Insidiosę o momentalnie znalazłam się przed Davidem.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałabym Wam życzyć zdrowych i spokojnych Świąt Wielkanocnych <3 Żebyście spędzili je miło z rodziną... Nie wiem, czy będę miała czas wstawić oddzielny post z życzeniami, dlatego piszę je tutaj ;) Chciałabym wam podziękować strasznie za prawie 1000 wejść <3 Naprawdę dziękuję, bo to sprawia, że chętniej mi się pisze. W dodatku jestem już strasznie bliziutko jednego z moich ulubionych momentów <3 Rozdział może nie jest za długi, ale mam nadzieje, że następny Wam się spodoba, bo będzie akcja :D No nic, strasznie się rozpisałam... Jeszcze raz Wesołych Świąt ode mnie, Mercy, Rose, Theresy, Willa i od, jak go moja imienniczka nazwała,  Łajzy (Davida), bo będzie go coraz więcej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz