Przez
cały tydzień czytałam te trzy gigantyczne książki, w każdej
wolnej chwili. A co się z nich dowiedziałam? Że moja broń jest
bardzo wybredna i złośliwa! Jak broń może być złośliwa i
wybredna? Przecież to jest rzecz! Przeczytałam jeszcze, że nie
lubi współpracować z właścicielem. Jak może nie lubić? I tylko
tyle udało mi się dowiedzieć z tych trzech cegieł.
Przestudiowałam je całe, ale wszędzie było tylko „masło
maślane” i nic specjalnego się nie dowiedziałam. Wiem jeszcze
tylko, że moja Insidiosa
tak
jak każde inne muszą zostać rozpracowane przez operatora, bo każda
aktywuje się inaczej. W międzyczasie wychowawca powiedział nam o
pięciodniowej wycieczce, która ma się odbyć już za dwa tygodnie.
Nie będzie nas od środy do niedzieli. Wycieczka ma polegać na tym,
że grupami będziemy musieli odnaleźć drogę do naszego ośrodka,
w którym spędzimy resztę wycieczki.
Minął
kolejny tydzień i nadal nie widziałam jak aktywować moją broń.
Opiekunem grupy, w której byłam, okazała się pani Mabley.
Powiedziała mi, że dopóki nie odblokuję mojej Insidiosy,
muszę ćwiczyć ze wszystkimi rodzajami broni i tak robiłam.
Rozmawiałam też ze Stokrotką o... Davidzie.
-Mercy
zostań na chwilę. -powiedział pan Daisy, kiedy wychodziłam już z
sali. Obróciłam się na pięcie i podeszłam do jego biurka.
-Czy
coś się stało?
-Właściwie
to nie, ale mam do ciebie prośbę. Związaną z Davidem. -słysząc
jego imię, automatycznie wróciłam się do drzwi.
-Wiesz
Mercy, to nie uprzejmie tak ignorować nauczyciela. Wysłuchaj mojej
propozycji.
-Przykro
mi panie Daisy, ale jeżeli chodzi o niego
to nic nie mam zamiaru robić.
-Mercy,
wysłuchaj mnie...
-No
dobrze.
-Wiesz
pewnie doskonale w jakiej teraz sytuacji znajduje się David, czyż
nie?
Kiwnęłam
potakująco głową.
-Jak
widzisz, nie radzi sobie z nauką i chciałem cię poprosić, żebyś
mu w niej pomogła.
-Dlaczego
niby ja. Nie mógł pan wybrać sobie kogoś innego?
-Nie!
Przecież jesteś najlepszą uczennicą w klasie... Podwyższyłbym
ci ocenę z zachowania i...
-Myśli
pan, że jestem przekupna? Aż tak nie zależy mi na dobrej ocenie. W
dodatku, przez to, że David pogorszył się w nauce, już nie muszę
starać się być od niego lepsza w zachowaniu. Przykro mi panie
Daisy, ale nie skorzystam.
-Nie
dałaś mi dokończyć. Chciałem powiedzieć, że podwyższyłbym ci
ocenę z zachowania i na koniec szkoły poprosiłbym dyrektora, aby
wysłał podanie do rady, o pozwolenie dla ciebie, na używanie magii
w miejscach publicznych. Dobrze wiem, kim chcesz zostać, a bez tego
raczej ci się nie uda...
C-c-co?
Nie
mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Pozwolenie na magie?! Takie
pozwolenie trudno jest zdobyć. Naprawdę trudno. Zwykle trzeba
zobowiązać się do stałej służby w wojsku, ale i tak mało osób
ją dostaje. Można też, jakimś cudem dostać się do Rady, ale to
już w ogóle prawie nie możliwe. Pozwolenia jeszcze otrzymują np.
magowie ognia gdy pracują w straży pożartej. Wyjątkowe osoby, pod
wyjątkowymi warunkami mogą dostać tzw. Złotą Kartę, takim
sposobem, jaki zaproponował Stokrotka.
-Ale
pan serio mówi?-spytałam, jeszcze nie dowierzając jego słowom.
-No
nie wiem... Wyraziłaś się dość jasno, jeżeli chodzi o tą
sprawę...
-A
gdzie! Tak tylko żartowałam. -zaśmiałam się nerwowo. -Wie pan...
To jak mam się za to zabrać?
-Nie
wiem. -wzruszył ramionami. -Musisz po prostu doprowadzić jego
oceny, do poprzedniego stanu. I tyle.
-Nie
ma problemu! -powiedziałam z uśmiechem.
-Na
pewno? -jego prawa brew powędrowała do góry.
-Tak!
Trzymam pana za słowo. -wybiegłam z sali jak najszybciej, żeby
przypadkiem nie zrezygnował. Stokrotka zawsze dotrzymywał
obietnicy. Po chwili doszło do mnie co zrobiłam. Skazałam sama
siebie na Davida. Ale
ja jestem przekupna...
I
wreszcie przyszedł dzień wycieczki. Kto mógł się spodziewać, co
się na niej stanie? Cała szkoła wyjechała autokarami. Tak. CAŁA.
Każdy przedział wiekowy jechał gdzie indziej. Wyruszyliśmy o
piątej nad ranem. W autokarze udało nam się zająć ostanie
miejsca tj.: mnie, Rose, Willowi i Theresie. Na szczęście David nie
chciał z nami usiąść i zamiast niego dosiadł się jeszcze Mike.
Godzinę przed dotarciem na miejsce Stokrotek opisał dokładnie co
będziemy musieli robić. Każda grupa wyruszać będzie co pół
godziny z tego samego miejsca, ale będzie miała wyznaczoną inną
trasę. Mapa jest zaszyfrowana, ale powinniśmy znać wszystkie
zawarte w niej szyfry. Wygrywa ta grupa, która dotrze w najkrótszym
czasie, ze wszystkimi osobami z drużyny. Na miejsce dotarliśmy po
dwunastej.
Kiedy
wszystkie autokary opustoszały, pojechały inną drogą do ośrodka,
do którego mieliśmy dotrzeć. My musieliśmy czekać, aż wszystkie
grupy z klasy pierwszej „A” i trzy pierwsze grupy z naszej
wyruszą. Docelowy czas drogi miał wynosić co najwyżej
godzinę/półtorej. Moja grupa miała wyruszyć o 16.30. Theresa i
Will od razu rzucili się na mapę, a ja zostałam z dwójką
pozostałych. Rose i David siedzieli na kamieniu.
-Na
serio musimy iść? -powiedziała leniwie moja przyjaciółka,
siedzący koło niej brunet się nie odzywał, jak zwykle.
-Rose,
im szybciej wyruszymy, tym szybciej wrócimy.... -starałam się ją
zachęcić, o dziwo udało mi się za pierwszym razem;
-Masz
racje. -wstała i poszła w stronę pozostałej dwójki, która
najprawdopodobniej już kończyła rozszyfrowywać mapkę. Zostałam
tylko ja i David. Że
też, muszę to robić. Podeszłam
do chłopaka i pociągnęłam go za sobą za nadgarstek.
-Już
ci powiedziałam, co sądzę o twoich dąsach... -powiedziałam
cicho. On pociągnął mnie za rękę, z taką siłą, że się
odwróciłam od niego.
-Nie
wtrącaj się w nie swoje sprawy! Coś ty się mnie tak uczepiła hę?
Nie wiesz NIC o mojej siostrze, ani o mnie. NIE WIESZ NIC. Masz
kochającą się rodzinkę, a ja wszystkich straciłem jednego dnia!
Zostaw mnie wreszcie w spokoju!
Przegiął.
Musiałam wytrzymywać całe tygodnie, pracując z nim w grupie. Od
rozmowy ze Stokrotką starałam się coś wskórać. Ale ten
pieprzony idiota był nadal idiotą. I to się chyba nigdy nie
zmieni...
-Ja
nic nie wiem?! -zaczęłam mówić niskim głosem.
-Ha!
Słyszałaś go Rose? Ja?!
-krzyknęłam.
-Może
i masz racje... -zwróciłam się z powrotem do niego. -Nie mogę nic
wiedzieć, bo moi bliscy mnie nie zostawili jednego dnia... Jednego
dnia, nie. Wiesz co? Powinieneś DZIĘKOWAĆ, że umarli w jednej
chwili. Nie miałeś nadziei, że będą jeszcze żyć. Nikt się
ciebie nie wyrzekł... -głos mi się zaczął łamać. -Wiesz co
jest gorsze od tego co tobie się stało?! WIESZ?! Odebrana nadzieja.
Twoja matka nie umarła po tym jak wszystko wskazywało na to, że
będzie w porządku . Ciebie ojciec, by nigdy się nie wyrzekł. Nikt
by cię nie zostawił! A TY
teraz siedzisz i myślisz jaki jesteś biedny. Masz racje. Strasznie
biedactwo... -kiedy chciałam wziąć oddech, poczułam jak łzy
napływają mi do oczu. Puściłam jego nadgarstek, odwróciłam się
na pięcie i ruszyłam w stronę reszty mówiąc.
-Zostawiamy
tą łajzę tutaj. Powiemy, że złamał nogę, czy coś i stąd go
ktoś odbierze, ma to gdzieś... -po policzku spłynęła mi
pojedyncza łza. Zagryzłam dolną wargę z całej siły. Podbiegła
do mnie Rose i objęła mnie.
-Właśnie
muszę. Musze dotrzymać obietnicę...
-Hej...
-odchyliła mnie do siebie. -Zawsze możesz na mnie liczyć.
Wystarczy, że poprosisz...
-Mhm...
-otarłam twarz rękawem kraciastej koszuli i poszłam razem z Rose
do Theresy i Willa, żeby zobaczyć jak im poszło rozszyfrowywanie.
Nikt nie skomentował tego co przed chwilą się stało. Po prostu
ruszyliśmy według mapy. Niestety David ruszył za nami...
Chodziliśmy
prawie dwie godziny po lesie, a
raczej błądziliśmy...
-Jak
to się zgubiliśmy? -krzyczała na Willa Rose.
-No
tak to! Czemu w ogóle na mnie naskakujesz? To też jej wina!
-wskazał na Theresę, która próbowała złapać zasięg.
Znajdowaliśmy się na małej polance w
kształcie okręgu.
Tessa stała właśnie przy dość sporej skarpie. David siedział
przy samym końcu polanki, na starym, przewróconym pniu drzewa.
Podeszłam do Rose i Willa.
-Trzeba
będzie prze analizować jak szliśmy i wrócić na miejsce startu...
I potem z dobrze rozszyfrowaną mapą dość do ośrodka, tam gdzie
miała być meta... -mówił, drapiąc się po swojej blond
czuprynie, która jak zwykle była w nieładzie.
-Chyba
cię Bóg opuścił! -naskoczyła niego Rose.- Nie będę z powodu
waszej
głupoty łazić po tym lesie jakieś kolejne półtorej godziny! Daj
mi to! -wyrwała mu mapę.
-Pamiętam dokładnie całą drogę. Po prostu źle ją
rozszyfrowaliście. Ja to zrobię i znajdę najkrótszą drogę do
ośrodka...
-A
nie mogłaś tego zrobić wcześniej? -spytałam.
-A
niby jak miałam
to zrobić, ja ta dwójka – wskazała najpierw na Willa, a potem na
Therese przy skarpie – nie
pozwoliła mi nawet do niej zajrzeć!
-Tak,
tak... Nawet nie zaproponowałaś pomocy...- powiedział blondyn.
-Schyl
mi się tutaj blondasie. -nakazała mu Rose.
-Dla
czego miałbym się niby schylać?
-A
co niby mam siadać na ziemi?
Nie będę robić tego na kolanie tak jak wy...
-Nie
będę się schylać, po prostu oprzesz się na moich plecach... Nie
przesadzaj.
Rose
w odpowiedzi tylko pokręciła głową i zaczęła rozszyfrowywać
mapkę. Nagle zrobiło się cicho. Na prawdę cicho... A może tylko
mi się wtedy tak wydawało? Nie wiem. Może to było tylko moje
przeczucie? W
wysokich
krzakach koło Davida coś się poruszyło. Nie wiem jak to zrobiłam,
ani skąd wiedziałam, że to nie była np. wiewiórka. Po prostu
rzuciłam moją torbę, którą miałam na ramieniu, wyjmując z niej
moją Insidiosę o momentalnie
znalazłam się przed Davidem.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałabym Wam życzyć zdrowych i spokojnych Świąt Wielkanocnych <3 Żebyście spędzili je miło z rodziną... Nie wiem, czy będę miała czas wstawić oddzielny post z życzeniami, dlatego piszę je tutaj ;) Chciałabym wam podziękować strasznie za prawie 1000 wejść <3 Naprawdę dziękuję, bo to sprawia, że chętniej mi się pisze. W dodatku jestem już strasznie bliziutko jednego z moich ulubionych momentów <3 Rozdział może nie jest za długi, ale mam nadzieje, że następny Wam się spodoba, bo będzie akcja :D No nic, strasznie się rozpisałam... Jeszcze raz Wesołych Świąt ode mnie, Mercy, Rose, Theresy, Willa i od, jak go moja imienniczka nazwała, Łajzy (Davida), bo będzie go coraz więcej ;)
Chciałabym Wam życzyć zdrowych i spokojnych Świąt Wielkanocnych <3 Żebyście spędzili je miło z rodziną... Nie wiem, czy będę miała czas wstawić oddzielny post z życzeniami, dlatego piszę je tutaj ;) Chciałabym wam podziękować strasznie za prawie 1000 wejść <3 Naprawdę dziękuję, bo to sprawia, że chętniej mi się pisze. W dodatku jestem już strasznie bliziutko jednego z moich ulubionych momentów <3 Rozdział może nie jest za długi, ale mam nadzieje, że następny Wam się spodoba, bo będzie akcja :D No nic, strasznie się rozpisałam... Jeszcze raz Wesołych Świąt ode mnie, Mercy, Rose, Theresy, Willa i od, jak go moja imienniczka nazwała, Łajzy (Davida), bo będzie go coraz więcej ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz