Wrzesień
jest podzielony na dwie części. Pierwsza połowa to typowe upały,
które kocham. Druga połowa jest strasznie deszczowa. Korzystając z
tego, że nadal była część upalna, jeden chłopak z trzeciej
klasy urządził imprezę nad jeziorem. Zaprosił wszystkich od
drugich klas w górę. Postanowiłam pójść żeby się odprężyć,
bo przez cały tydzień studiowałam znowu te cegły, które dała mi
pani Mably. Miałam nadzieje, że może coś mi to pomoże. Na w-fie
ćwiczyłam jeszcze na wszelki wypadek z opaską, a na zajęciach
związanych z magią, mogłam tylko brać udział w teorii. Dodatkowo
przez ten tydzień mieszkałam u ciotki i nie pomagałam jej w
cukierni. Kategorycznie mi tego zabroniła. Mimo, że prosiłam ją o
to przynajmniej dwa razy dziennie...
-Nie
możesz się przemęczać! -powiedziała ponownie. Nie miała zamiaru
zrezygnować ze swojego stanowiska. Siedziała teraz na kanapie i
przełączała programy.
-Ale
ja się nie przemęczam! To dla mnie przyjemność... Prooooszę.
-robiłam tak zwane słodkie oczka... Niestety nieważne ile
próbowałam, za każdym razem nie uzyskiwałam tego co chciałam. A
może, po prostu nie umiem robić maślanych oczu? Tak, to bardzo
możliwe...
-Mówię
ci już setny raz Mercy, że nie. A kiedy już pozwolę ci wrócić
to nawet nie myśl o klonowaniu. Zatrudnię kogoś. Może nawet kilka
osób.
-A
niby kogo? -spytałam, zasłaniając jej telewizor. Przez chwilę się
na mnie patrzyła w ciszy, zapewne myśląc nad odpowiedzią.
-Jeszcze
nie wiem... Napiszę ogłoszenia w internecie.
-Eh...
Czyli nie mam szans w tym tygodniu na pomaganie na dole?
Ciocia
ma mieszkanie tuż nad kawiarnią. Jej mieszkanie jest dwu poziomowe,
a na parterze znajduje się właśnie jej miejsce pracy.
-Nie.
Nawet nie wiem, czy po tygodniu ci pozwolę.
-Cooo?
Czemu? -spytałam zdezorientowana.
-Bo
przychodzą z opieki społecznej sprawdzić, czy masz dobre warunki i
w ogóle. Wiesz przecież, że udało mi się ciebie zaadoptować na
wyjątkowych warunkach...
-Gdybyś
znalazła sobie jakiegoś faceta, nie byłoby takiego problemu.
-zaśmiałam się i usiadłam koło niej na kanapie. Nie wiem
dlaczego, ale uwielbiałam jej dokuczać z tego powodu.
-Kto
to mówi? Ty jeszcze nie miałaś chłopaka. -odgryzła mi się.
-N-n-no
i co z tego? W ogóle to ja nie mam czasu na żadne romanse.
-spróbowałam się czegoś złapać, na moją obronę. W sumie to
była prawda. Nie chciałam szukać chłopaka, bo zwyczajnie
zabierałoby mi to czas. Mam poważne plany na przyszłość i nie
mam zamiaru tracić czasu.
-No
to masz odpowiedź, czemu ja też nie mam. -pokazała mi język. Z
ciotką mogę porozmawiać o wszystkim (dosłownie wszystkim)
swobodnie. Może czasem nie mówię całej prawdy, tak jak w
przypadku wycieczki... Niestety, dowiedziała się co tak naprawdę
mi było, bo otrzymała papiery od pielęgniarki i zrobiła mi taką
awanturę, jakiej to świat nie widział. Dodatkowo okazało się, że
takich „wypadków” ubezpieczenie nie obejmuje, z tego powodu, że
jestem magiem.
W
piątek wieczorem wróciłam do akademika, bo w sobotę miała się
odbyć ta impreza nad jeziorem. Rose siedziała na łóżku, czytając
książkę. Znowu o jakiejś tematyce przepowiadania przyszłości.
Strasznie się w to wkręciła, bo prawie za każdym razem jak coś
czytała, albo przeglądała w internecie, to w tej tematyce. Nie
chwaliła się jednak jakoś informacjami, które znajdowała... Do
pokoju ktoś zapukał.
-Wchodź!-
krzyknęłam i wyjrzałam kto przyszedł. -I co, dowiedziałeś się?
-spytałam, kiedy zobaczyłam, że to Will. Chłopak obdarzył mnie
ciepłym uśmiechem i skinął głową, żeby przywitać się z Rose.
-A
no, dowiedziałem się. I z radością mogę ci oznajmić, że Davida
nie będzie nad jeziorem.
Westchnęłam
z ulgą. Chciałam unikać spotkania z nim jak najdłużej. Kiedy
wróciliśmy z wycieczki, dokładnie kiedy wysiedliśmy z autokaru,
podszedł do mnie i powiedział, że zgadza się na warunki, ale w
miarę rozsądku. Tak po prostu podszedł. Z jednej strony mi ulżyło,
bo nie myślałam, że pójdzie mi tak gładko, ale z drugiej
przeraziłam się, że będę musiała spędzać z nim więcej czasu.
A on
naprawdę działał na mnie jak płachta na byka. Jednak mimo że
starałam się go unikać, to denerwowałam się kiedy nadal, przez
cały tydzień unikał długich przerw.
-Dobra
teraz jest kolejny problem. -powiedziałam.
-Co
jest? -spytał zdziwiony.
-Ten
leniwiec -wskazałam kciukiem, leżącą za moimi plecami Rose. - nie
ma zamiaru iść jutro.
-Co?
Czemu? -spytał kierując wzrok na moją przyjaciółkę.
-A
po co mam iść? Leżeć plackiem mogę tutaj, a nie mam zamiaru
jeździć komunikacją miejską i potem iść jeszcze taki kawał,
żeby posiedzieć na plaży... -powiedziała, nie podnosząc wzroku
znad książki.
-Przecież
ma prawko... -powiedział blondyn i usiadł na moim łóżku.
-Czekaj!
Masz prawo jazdy? -spytałam zdziwiona.
-Co
z tego, że ma jak samochodu brak... Prawda? Mamusia samochodu nie
pożyczy, więc twoje prawko na nic się nie przyda.. - powiedziała
niebieskooka i wyjrzała zza książki.
-Załatwię
samochód... -powiedział, ale chyba sam nie był pewny swoich słów.
-Jak
do jutra załatwisz samochód to jadę. -powiedziała po chwili
brunetka.
-Tak
jest psze pani! - blondyn zasalutował.
-I
spróbuj tylko wypić choć kropelkę jakiegokolwiek alkoholu!
-posłała mu groźne spojrzenie.
-Teraz
zabrzmiałaś jak moja matka... Spokojnie nie jestem głupi.
-Czy
ja wiem... -zwątpiła Rose.
-Ej!
-Dobra,
spokój! -powiedziałam. -Nie mam zamiaru siedzieć i patrzeć jak to
Rose wątpi w twoją inteligencję, Will. Po prostu nas tam zawieź.
Chłopak
otworzył drzwi Jeepa. Usiadł w miejscu kierowcy i włożył
kluczyki do stacyjki. Wzięłam od Rose jej rzeczy i razem z moimi,
rzuciłam na miejsce pasażera z przodu, a same usiadłyśmy z tyłu.
Theresa podeszła do okna Willa.
-Nie
wiem jakim samochodem jeździłeś, ale ten ma automatyczną skrzynie
biegów...
-Już
zdążyłem się zorientować... A co to? -skierował wzrok, na jakąś
materiałową bransoletę przypiętą kablem do kokpitu samochodu.
Przesunęłam się do przodu żeby lepiej się widzieć.
-
Nawet nie próbuj tego tknąć! Dotknij tego, a kopnie cię prąd!
-blondynka powiedziała stanowczym tonem. Otworzyła drzwi od strony
pasażera odpięła tą „bransoletę” i schowała ją w schowku.
-Dobra jedźcie, bo nie mam czasu. -zamknęła drzwi i stanęła z
boku. Will przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszył.
Jechaliśmy
może z czterdzieści minut. Na dziką plaże, gdzie odbywała się
impreza, jedyny dojazd był przez las. Przy końcu drogi słychać
było już muzykę. Chłopak zaparkował samochód przy zjedźcie na
polanę, a potem od razu wyskoczył z samochodu. Otworzył drzwi po
przeciwnej stronie:
-No
to teraz zobaczymy co to za bransoleta...
Wyszłam
z samochodu i stanęłam koło niego. Też byłam ciekawa. W dodatku
Theresa strasznie się wkurzyła, jak Will o to spytał.
Chłopak
chciał otworzyć schowek, ale kiedy tylko go dotknął szybko
odskoczy, i uderzył mnie łokciem w czoło, przez co upadłam
-Co
robisz idioto?! -krzyknęłam, gładząc się po miejscu uderzenia i
wstając. Zorientowałam się, że zabrzmiałam jak Rose, która
ciągle na niego krzyczy.
-To
nie moja wina! Wiesz jaki prąd mnie przeszył! Kurde! -trzymał się
za rękę. - Co ona może tak ukrywać?
-Może
bawiła się ze swoim chłopakiem w niewolnicę i jej pana. -wtrąciła
się Rose... Oboje z Willem wlepiliśmy wzrok na brunetkę.
-No
co? -wzruszyła ramionami i się zaśmiała.
-Jesteś
zboczona. -powiedział Will. Wyjął mi to z ust. Dziewczyna tylko w
odpowiedzi wzruszyła ramionami. Wzięliśmy swoje rzeczy i
ruszyliśmy na plaży. Od razu na niej ktoś chciał nas poczęstować
piwem.
-Stary,
mam dwie te laski na karku. W dodatku samochód, którym
przyjechałem, należy do trzeciej, która zabiłaby mnie jeżeli
choćby ryska pojawiła się na karoserii jej samochodu, więc nie,
dzięki. -odmówił Will.
-Ja
też dziękuję.-powiedziałam. Na wszelki wypadek wolę być trzeźwa
na imprezach.
Rose tylko ziewnęła i poczłapała w głąb plaży,
ignorując gościa
Zaczęłam
szukać wzrokiem miejsca, gdzie chłopaki rozstawili siatkę do gry.
Była na krańcu plaży. Zdjęłam swoją koszulkę, zostając tylko
w krótkich jeansowych spodenkach i w górze od kostiumu. Podbiegłam
do chłopaków. Rzuciłam torbę koło siatki.
-No
nareszcie! - krzyknął Marcus, wstając. Chłopak miał zaczesane do
tyłu, lśniące i czarne ja smoła włosy, piwne oczy i podobnie jak
ja jest magiem ognia. Był dosyć wysoki i dobrze zbudowany, ale
chyba każdy mag ma wyrzeźbione ciało. Chodzi ze mną do klasy i
jest w Trzeciej Drużynie. Przy siatce kręcili się jeszcze prawie
wszyscy chłopcy z mojej klasy. Nie było ani jednego chłopaka z
Drużyny Drugiej. Za to było kilku chłopaków z innych klas. Koło
„boiska” kręciło się kilka dziewczyn, ale znając życie
przyszły pogapić się na gołe klaty chłopaków, a nie grać, tak
jak ja. Przybiłam chłopakowi piątkę na przywitanie.
-Trzeba
zająć się wyznaczaniem pola... -powiedział ja zawsze niskim i
ochrypniętym głosem.
-A
ty nie mogłeś tego zrobić? Przecież też jesteś magiem ognia.
-pokazałam mu figlarnie język.
-Dobrze
wiesz, że wolę to robić z tobą. -objął mnie w tali, a ja
położyłam dłoń na jego gołej piersi. Nachylił się do mojego
ucha:
-I
nie tylko to... -wyszeptał.
-O
jak ty mi słodzisz. - powiedziałam słodko i wyślizgnęłam się z
jego objęcia. -Kochany znam cię za dobrze, a ty nadal myślisz, że
polecę na takie coś? -zaśmiałam się. Z Marcusa był niezły
casanova. Ale nie taki jak z byłego Rose. Marc przynajmniej nie
oszukiwał i otwarcie mówił, że nie szuka stałego związku. Znam
się z nim tak długo, jak z większością chłopaków, ale on i tak
próbuje mnie podejść! Ale na szczęście robił to w żartach.
Czasem nawet udawałam jego dziewczynę, przed jakimiś namolnymi
laskami.
-No
wiesz Mercy! Ranisz me biedne serducho. Ty jesteś magiem ognia i ja
jestem. To przeznaczenie jest zapisane w gwiazdach. Jesteśmy jak dwa
ziarenka piasku, które znalazły się na tej plaży! -mówił
teatralnie.
-A
pro po pisaku... Zabierzmy się za wyznaczanie pola gry.
-przypomniałam mu.
-Eh...
Ty tylko myślisz o sporcie. -powiedział ponuro. Zaczął odliczać
krokami odpowiednią odległość od siatki. Ja zrobiłam to samo,
tylko, że po drugiej stronie. Ryłam w piasku piętą, zaznaczając
gdzie mają znaleźć się linie. Chłopak robił to samo. Kiedy
skończyliśmy w jego dłoni pojawiły się płomienie i zaczął
podpalać piasek, tak żeby zmienił swoją barwę.
-A
ty się w to nadal bawisz? -krzyknęłam do niego. Brunet odwrócił
się w moją stronę. Chciałam się pochwalić tym, czego niedawno
się nauczyłam. Strasznie żałowałam, że nauczyłam się tego
dopiero po akcji na wycieczce. Bo gdybym znała wtedy tą sztuczkę,
to pewnie dałabym rade pokonać tego faceta.
Rozejrzałam
się, czy ktoś nie stoi na żadnej linii. W porządku. Podniosłam
ręce do góry i zza moich pleców buchnął ogień. Kilka dziewczyn
odskoczyło z piskiem. Wszyscy patrzyli się w moją stronę, a ja
stałam na środku pełna satysfakcji. Kiedy zaznaczałam linie,
uwalniałam jednocześnie odrobinę magi na piasku. Potem wystarczyło
tylko zamienić ją w płomień, jak to zawsze się robi, kiedy od
razu wydobywa się magię i zamienia na swój żywioł. Cieszę
się, że byli tu tylko magowie, bo mogłam do woli używać magii.
-Ale
zajebiście Mercy!- krzyknął Marcus i podbiegł do mnie,
przechodząc pod siatką. Podbiegli też do mnie inni chłopcy
zainteresowani.
-Jak
to zrobiłaś? -przez grupkę przedarł się Mike. Chyba dopiero
teraz przyszedł, bo wcześniej go nie zauważyłam, a to trudne nie
było, w końcu ma chyba ze dwa metry wzrostu.
-A
no normalnie... -uśmiechnęłam się zadziornie.
-Nie
pogrywaj ze mną Mercy... - zaśmiał się, złapał mnie w tali i
przerzucił przez ramię. -Chyba odrobinę przytyłaś... -powiedział
podrzucając mnie delikatnie. Moje głowa zwisała po stronie jego
pleców. Machałam nogami i pięściami uderzałam w jego plecy.
-Wcale
nie przytyłam! Po prostu mięśni mi przybyło! Puść mnie
wielkoludzie! Bo ci dupę podpalę! -zagroziłam.
-Już
dobrze, dobrze. Ty groźna, ty! -zaśmiał się i postawił mnie na
ziemi.
-Więc?-
spytał Marcus.
-No
mówię, że normalnie. Uwalniasz odrobinę magii, ale nie zamieniasz
jej od razu w żywią, albo nie formujesz w zaklęcie. Dopiero
później robisz to co zawsze
i tyle. -wzruszyłam ramionami.
-To,
to jest takie banalne? -spytał z tłumu najprawdopodobniej Victor,
bo go nie widziałam, więc poznać mogłam tylko po głosie. -To
możemy już grać? -spytałam. W głębi ducha byłam zadowolona, że
wszyscy się tak tym zainteresowali. Wiedziałam, że jako pierwsza w
klasie takie coś znalazłam.
-Dobra!
Wybieramy drużyny! -krzyknął jakiś chłopak z innej klasy...
Skończył
się drugi set. Był remis 1:1. Mieliśmy dłuższą przerwę, więc
siedziałam sobie w cieniu popijając schłodzoną wodę od
Nathaniela.
-Chłopie
jesteś bogiem! Świetny pomysł z przyniesieniem przenośnej
lodówki! -odezwałam się do niego.
-Ale
jesteś pewna, że nie chcesz piwa? Lepiej chłodzi, niż woda.
-krzyknął zza samochodu, w którym trzymał lodówkę. Nie zdążyłam
odpowiedzieć, bo nagle pojawiła się jego
siostra bliźniaczka -Luisa.
-Suń
się głąbie. -popchnęła go na bok.
-Kto
ci brać picie z lodówki? -krzyknął na nią.
-Sama
sobie pozwoliłam. Jestem bardziej odpowiedzialna od ciebie.
Chciałabym ci tylko wspomnieć, że nie mam zamiaru odwozić cię do
domu. Będziesz zapychał na piechotę do domu.
-Ty...
-nie dosłyszałam, co powiedział, bo ktoś za mną stanął.
Odwróciłam głowę.
-Panienka
idzie ze mną. -powiedział Will. Zauważyłam, że miał na sobie
opaskę i teraz jego blond włosy, nie przysłaniały mu twarzy, tak
jak zazwyczaj. I wyglądał w niej o wiele lepiej.
-Musisz
częściej nosić opaski. -powiedziałam do niego.
-Dobra,
dobra. Idziesz ze mną. -nim zdążyłam się zorientować,
przerzucił mnie przez ramie. Już drugi raz dzisiaj ktoś mnie tak
trzymał! Chłopak zaczął biec.
-Ej!
Puszczaj mnie! -biłam jego plecy pięściami i wierzgałam nogami.
-Nie
zrobię tego, dopóki nie będę na pomoście.
-Masz
mnie zamiar wrzucić!? Puszczaj, ale to natychmiast! -złapałam go w
tali i chciałam przerzucić nogi za jego barki, żeby zrobić
fikołka i jednocześnie uwalniając się z jego chwytu, ale Will
chwycił mnie mocno za kostki.
-Nawet
nie próbuj! Zawsze jakąś dziewczynę wrzucam do wody, na takich
imprezach.
Nawet
się nie zorientowałam, a nagle byłam w jego ramionach. Jedną ręką
trzymał mnie pod kolanami, a drugą podtrzymywał plecy. Potem
znalazłam się w powietrzu, zdążyłam tylko zatkać palcami nos i
już byłam w wodzie. Wypłynęłam na powierzchnię.
-Nie
mogłeś wrzucić Rose? -spytałam
go, wymachując pięścią.
-Spójrz
za siebie. -poruszył brodą. Odwróciłam się i zobaczyłam
unoszącą się spokojnie na wodzie Rose. Zaskoczona. Odpłynęłam
kawałek i przejechałam dłonią po obojczyku. Nie ma go!
Cholera! Zaczęłam przejeżdżać
dłońmi po szyi.
-Nie
ma go!- powiedziałam z przerażeniem w głosie.
-Co
się stało? -spytała Rose podpływając do mnie. Nie odpowiedziałam
tylko od razu zanurkowałam. Macałam po dnie dłońmi, ale nic nie
wyczuwałam. Zobaczyć też nic nie mogłam, bo woda nie była zbyt
przejrzysta. Poczułam jak
ktoś mnie ciągnie w górę. Wypłynęłam na górę i zobaczyłam
przed sobą Rose. Trzymała mnie za ramiona.
-Co
jest? -spytała lekko mną potrząsając.
-Nie
ma go. -dotknęłam swojego obojczyka. -Nie ma mojego pierścionka...
- powiedziałam drżącym głosem. Ktoś obcy by pomyślał, że za
bardzo panikuję, ale moja przyjaciółka wiedziała dlaczego jest
dla mnie tak ważny. To była jedyna rzecz, która mi pozostała, po
dawnym, poukładanym życiu. Wtedy miałam wszystko. Rodziców, nie
byłam jeszcze magiem (nie odkryłam w sobie magicznej mocy), miałam
przy sobie dwójkę najwspanialszych przyjaciół, moje dzieciństwo
nie było jeszcze zniszczone. To była jedyna rzecz, która pozostała
mi z tego okresu w moim życiu, a teraz jej nie ma. Nie mogłam do
tego dopuścić.
-Pomogę
ci szukać. -powiedziała, kiwając głową.
-Ja
też. - obok mnie odezwał się Will, którego nie zauważyłam
wcześniej. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową i we trójkę
zanurkowaliśmy. Rose sprawiła swoją magią, że teraz obszar, w
którym się znajdowaliśmy stał się bardzo przejrzysty. Will
natomiast uczepił się dłońmi dna. Nie wiedziałam co robi, więc
grzebałam w piasku, szukając pierścionka razem z Rose. Nigdzie go
nie mogłam znaleźć.
Nerwowo grzebałam w piasku, kamieniach, pomiędzy glonami i
wodorostami, ale nic tam nie było. Rose zrobiła mi i Willowi bańkę
powietrzną, dzięki której mogliśmy oddychać. Chłopak przez ten
czas nie ruszył się z miejsca. Nie miałam pojęcia co on robi,
anie jak ma to mi pomóc. Usłyszałam jakieś niewyraźne dźwięki,
które zagłuszała woda. Wypłynęłyśmy z Rose na powierzchnie.
Niebo było całe zachmurzone. Zapowiadało się na deszcz.
Spojrzałam w stronę plaży. Pozostało jeszcze tylko kilka osób,
ale one też się zbierały. W twarz uderzył mnie zimny,
nieprzyjemny wiatr.
-Powinniśmy
już wracać.. -odezwała się Rose. Zwróciłam się do niej:
-Nie
mam zamiaru wracać stąd bez tego... -i zanurkowałam z
powrotem, a brunetka za mną. Zauważyłam, że Will już nie jest w
miejscu gdzie wcześniej był. Płyną, tak jakby koncentrując się
w jedno miejsce. Wypłynął poza obszar, oczyszczony przez Rose. Po
chwili zobaczyłyśmy ja wypływa. Zrobiłyśmy to samo. Na
powierzchni już zaczęło padać. Coraz częstsze krople trafiły w
tafle wody. Will podpłynął do nas. Pociągnął mnie za dłonie i
poczułam, że coś mi do nich włożył. Przyciągnęłam je do
siebie i wbiłam wzrok w to co mi dał chłopak. Moja
zguba... Ale jak on to znalazł?
-Przepraszam,
nie wiedziałem, że...-zaczął mówić, ale Rose mu przerwała:
-Dokończysz
później! Zbieramy się i to szybko. Błyska się. -zaczęła płynąć
w stronę brzegu. Ja i Will zrobiliśmy to samo. Na plaży nikogo
już nie było. Pobiegłam po moją torbę i potem od razu do
samochodu. Will włączył ogrzewanie, bo od razu jak weszliśmy do
suchego miejsca zrobiło nam się zimno. Osuszyliśmy się w miarę
możliwości, ogrzaliśmy i wróciliśmy do akademika. Podczas
drogi cały czas trzymałam w dłoni pierścionek.
Na mojej głowie zagościła
piękna szopa. Kiedy
dotarliśmy do akademika, przestało już lać i siąpił tylko
drobny deszczyk. Wszyscy pobiegliśmy prosto do budynku.
-Mercy
na pewno się już nie gniewasz? -spytał Will, jak byliśmy już w
środku.
-Mhm.
-uśmiechnęłam się delikatnie. -Skąd mogłeś wiedzieć, że tak
zareaguje. Możliwe nawet, że nie zauważyłeś, że mam go na szyi.
Chłopak
nachylił się i zbliżył swoją twarz do mojej.
-Na
pewno? -spytał ponownie.
-Tak!
W końcu go znalazłeś i jestem ci za to wdzięczna. -uśmiechnęłam
się.
-No
dobra. To ja idę do siebie. Przyjść później do was? -spytał.
-Jak
chcesz. -odparłam i skierowałam się do naszego pokoju razem z
Rose.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest nowy rozdział ^^ Wracam z regularnym dodawaniem postów tj. dwa rozdziały w weekend, więc spodziewajcie się nowego jutro, albo w niedzielę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz