piątek, 1 maja 2015

Mercy i impreza na plaży

Wrzesień jest podzielony na dwie części. Pierwsza połowa to typowe upały, które kocham. Druga połowa jest strasznie deszczowa. Korzystając z tego, że nadal była część upalna, jeden chłopak z trzeciej klasy urządził imprezę nad jeziorem. Zaprosił wszystkich od drugich klas w górę. Postanowiłam pójść żeby się odprężyć, bo przez cały tydzień studiowałam znowu te cegły, które dała mi pani Mably. Miałam nadzieje, że może coś mi to pomoże. Na w-fie ćwiczyłam jeszcze na wszelki wypadek z opaską, a na zajęciach związanych z magią, mogłam tylko brać udział w teorii. Dodatkowo przez ten tydzień mieszkałam u ciotki i nie pomagałam jej w cukierni. Kategorycznie mi tego zabroniła. Mimo, że prosiłam ją o to przynajmniej dwa razy dziennie...
-Nie możesz się przemęczać! -powiedziała ponownie. Nie miała zamiaru zrezygnować ze swojego stanowiska. Siedziała teraz na kanapie i przełączała programy.
-Ale ja się nie przemęczam! To dla mnie przyjemność... Prooooszę. -robiłam tak zwane słodkie oczka... Niestety nieważne ile próbowałam, za każdym razem nie uzyskiwałam tego co chciałam. A może, po prostu nie umiem robić maślanych oczu? Tak, to bardzo możliwe...
-Mówię ci już setny raz Mercy, że nie. A kiedy już pozwolę ci wrócić to nawet nie myśl o klonowaniu. Zatrudnię kogoś. Może nawet kilka osób.
-A niby kogo? -spytałam, zasłaniając jej telewizor. Przez chwilę się na mnie patrzyła w ciszy, zapewne myśląc nad odpowiedzią.
-Jeszcze nie wiem... Napiszę ogłoszenia w internecie.
-Eh... Czyli nie mam szans w tym tygodniu na pomaganie na dole?
Ciocia ma mieszkanie tuż nad kawiarnią. Jej mieszkanie jest dwu poziomowe, a na parterze znajduje się właśnie jej miejsce pracy.
-Nie. Nawet nie wiem, czy po tygodniu ci pozwolę.
-Cooo? Czemu? -spytałam zdezorientowana.
-Bo przychodzą z opieki społecznej sprawdzić, czy masz dobre warunki i w ogóle. Wiesz przecież, że udało mi się ciebie zaadoptować na wyjątkowych warunkach...
-Gdybyś znalazła sobie jakiegoś faceta, nie byłoby takiego problemu. -zaśmiałam się i usiadłam koło niej na kanapie. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiałam jej dokuczać z tego powodu.
-Kto to mówi? Ty jeszcze nie miałaś chłopaka. -odgryzła mi się.
-N-n-no i co z tego? W ogóle to ja nie mam czasu na żadne romanse. -spróbowałam się czegoś złapać, na moją obronę. W sumie to była prawda. Nie chciałam szukać chłopaka, bo zwyczajnie zabierałoby mi to czas. Mam poważne plany na przyszłość i nie mam zamiaru tracić czasu.
-No to masz odpowiedź, czemu ja też nie mam. -pokazała mi język. Z ciotką mogę porozmawiać o wszystkim (dosłownie wszystkim) swobodnie. Może czasem nie mówię całej prawdy, tak jak w przypadku wycieczki... Niestety, dowiedziała się co tak naprawdę mi było, bo otrzymała papiery od pielęgniarki i zrobiła mi taką awanturę, jakiej to świat nie widział. Dodatkowo okazało się, że takich „wypadków” ubezpieczenie nie obejmuje, z tego powodu, że jestem magiem.
W piątek wieczorem wróciłam do akademika, bo w sobotę miała się odbyć ta impreza nad jeziorem. Rose siedziała na łóżku, czytając książkę. Znowu o jakiejś tematyce przepowiadania przyszłości. Strasznie się w to wkręciła, bo prawie za każdym razem jak coś czytała, albo przeglądała w internecie, to w tej tematyce. Nie chwaliła się jednak jakoś informacjami, które znajdowała... Do pokoju ktoś zapukał.
-Wchodź!- krzyknęłam i wyjrzałam kto przyszedł. -I co, dowiedziałeś się? -spytałam, kiedy zobaczyłam, że to Will. Chłopak obdarzył mnie ciepłym uśmiechem i skinął głową, żeby przywitać się z Rose.
-A no, dowiedziałem się. I z radością mogę ci oznajmić, że Davida nie będzie nad jeziorem.
Westchnęłam z ulgą. Chciałam unikać spotkania z nim jak najdłużej. Kiedy wróciliśmy z wycieczki, dokładnie kiedy wysiedliśmy z autokaru, podszedł do mnie i powiedział, że zgadza się na warunki, ale w miarę rozsądku. Tak po prostu podszedł. Z jednej strony mi ulżyło, bo nie myślałam, że pójdzie mi tak gładko, ale z drugiej przeraziłam się, że będę musiała spędzać z nim więcej czasu. A on naprawdę działał na mnie jak płachta na byka. Jednak mimo że starałam się go unikać, to denerwowałam się kiedy nadal, przez cały tydzień unikał długich przerw.
-Dobra teraz jest kolejny problem. -powiedziałam.
-Co jest? -spytał zdziwiony.
-Ten leniwiec -wskazałam kciukiem, leżącą za moimi plecami Rose. - nie ma zamiaru iść jutro.
-Co? Czemu? -spytał kierując wzrok na moją przyjaciółkę.
-A po co mam iść? Leżeć plackiem mogę tutaj, a nie mam zamiaru jeździć komunikacją miejską i potem iść jeszcze taki kawał, żeby posiedzieć na plaży... -powiedziała, nie podnosząc wzroku znad książki.
-Przecież ma prawko... -powiedział blondyn i usiadł na moim łóżku.
-Czekaj! Masz prawo jazdy? -spytałam zdziwiona.
-Co z tego, że ma jak samochodu brak... Prawda? Mamusia samochodu nie pożyczy, więc twoje prawko na nic się nie przyda.. - powiedziała niebieskooka i wyjrzała zza książki.
-Załatwię samochód... -powiedział, ale chyba sam nie był pewny swoich słów.
-Jak do jutra załatwisz samochód to jadę. -powiedziała po chwili brunetka.
-Tak jest psze pani! - blondyn zasalutował.
-I spróbuj tylko wypić choć kropelkę jakiegokolwiek alkoholu! -posłała mu groźne spojrzenie.
-Teraz zabrzmiałaś jak moja matka... Spokojnie nie jestem głupi.
-Czy ja wiem... -zwątpiła Rose.
-Ej!
-Dobra, spokój! -powiedziałam. -Nie mam zamiaru siedzieć i patrzeć jak to Rose wątpi w twoją inteligencję, Will. Po prostu nas tam zawieź.
Chłopak otworzył drzwi Jeepa. Usiadł w miejscu kierowcy i włożył kluczyki do stacyjki. Wzięłam od Rose jej rzeczy i razem z moimi, rzuciłam na miejsce pasażera z przodu, a same usiadłyśmy z tyłu. Theresa podeszła do okna Willa.
-Nie wiem jakim samochodem jeździłeś, ale ten ma automatyczną skrzynie biegów...
-Już zdążyłem się zorientować... A co to? -skierował wzrok, na jakąś materiałową bransoletę przypiętą kablem do kokpitu samochodu. Przesunęłam się do przodu żeby lepiej się widzieć.
- Nawet nie próbuj tego tknąć! Dotknij tego, a kopnie cię prąd! -blondynka powiedziała stanowczym tonem. Otworzyła drzwi od strony pasażera odpięła tą „bransoletę” i schowała ją w schowku. -Dobra jedźcie, bo nie mam czasu. -zamknęła drzwi i stanęła z boku. Will przekręcił kluczyki w stacyjce i ruszył.
Jechaliśmy może z czterdzieści minut. Na dziką plaże, gdzie odbywała się impreza, jedyny dojazd był przez las. Przy końcu drogi słychać było już muzykę. Chłopak zaparkował samochód przy zjedźcie na polanę, a potem od razu wyskoczył z samochodu. Otworzył drzwi po przeciwnej stronie:
-No to teraz zobaczymy co to za bransoleta...
Wyszłam z samochodu i stanęłam koło niego. Też byłam ciekawa. W dodatku Theresa strasznie się wkurzyła, jak Will o to spytał.
Chłopak chciał otworzyć schowek, ale kiedy tylko go dotknął szybko odskoczy, i uderzył mnie łokciem w czoło, przez co upadłam
-Co robisz idioto?! -krzyknęłam, gładząc się po miejscu uderzenia i wstając. Zorientowałam się, że zabrzmiałam jak Rose, która ciągle na niego krzyczy.
-To nie moja wina! Wiesz jaki prąd mnie przeszył! Kurde! -trzymał się za rękę. - Co ona może tak ukrywać?
-Może bawiła się ze swoim chłopakiem w niewolnicę i jej pana. -wtrąciła się Rose... Oboje z Willem wlepiliśmy wzrok na brunetkę.
-No co? -wzruszyła ramionami i się zaśmiała.
-Jesteś zboczona. -powiedział Will. Wyjął mi to z ust. Dziewczyna tylko w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Wzięliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy na plaży. Od razu na niej ktoś chciał nas poczęstować piwem.
-Stary, mam dwie te laski na karku. W dodatku samochód, którym przyjechałem, należy do trzeciej, która zabiłaby mnie jeżeli choćby ryska pojawiła się na karoserii jej samochodu, więc nie, dzięki. -odmówił Will.

-Ja też dziękuję.-powiedziałam. Na wszelki wypadek wolę być trzeźwa na imprezach.

Rose tylko ziewnęła i poczłapała w głąb plaży, ignorując gościa
Zaczęłam szukać wzrokiem miejsca, gdzie chłopaki rozstawili siatkę do gry. Była na krańcu plaży. Zdjęłam swoją koszulkę, zostając tylko w krótkich jeansowych spodenkach i w górze od kostiumu. Podbiegłam do chłopaków. Rzuciłam torbę koło siatki.
-No nareszcie! - krzyknął Marcus, wstając. Chłopak miał zaczesane do tyłu, lśniące i czarne ja smoła włosy, piwne oczy i podobnie jak ja jest magiem ognia. Był dosyć wysoki i dobrze zbudowany, ale chyba każdy mag ma wyrzeźbione ciało. Chodzi ze mną do klasy i jest w Trzeciej Drużynie. Przy siatce kręcili się jeszcze prawie wszyscy chłopcy z mojej klasy. Nie było ani jednego chłopaka z Drużyny Drugiej. Za to było kilku chłopaków z innych klas. Koło „boiska” kręciło się kilka dziewczyn, ale znając życie przyszły pogapić się na gołe klaty chłopaków, a nie grać, tak jak ja. Przybiłam chłopakowi piątkę na przywitanie.
-Trzeba zająć się wyznaczaniem pola... -powiedział ja zawsze niskim i ochrypniętym głosem.
-A ty nie mogłeś tego zrobić? Przecież też jesteś magiem ognia. -pokazałam mu figlarnie język.
-Dobrze wiesz, że wolę to robić z tobą. -objął mnie w tali, a ja położyłam dłoń na jego gołej piersi. Nachylił się do mojego ucha:
-I nie tylko to... -wyszeptał.
-O jak ty mi słodzisz. - powiedziałam słodko i wyślizgnęłam się z jego objęcia. -Kochany znam cię za dobrze, a ty nadal myślisz, że polecę na takie coś? -zaśmiałam się. Z Marcusa był niezły casanova. Ale nie taki jak z byłego Rose. Marc przynajmniej nie oszukiwał i otwarcie mówił, że nie szuka stałego związku. Znam się z nim tak długo, jak z większością chłopaków, ale on i tak próbuje mnie podejść! Ale na szczęście robił to w żartach. Czasem nawet udawałam jego dziewczynę, przed jakimiś namolnymi laskami.
-No wiesz Mercy! Ranisz me biedne serducho. Ty jesteś magiem ognia i ja jestem. To przeznaczenie jest zapisane w gwiazdach. Jesteśmy jak dwa ziarenka piasku, które znalazły się na tej plaży! -mówił teatralnie.
-A pro po pisaku... Zabierzmy się za wyznaczanie pola gry. -przypomniałam mu.
-Eh... Ty tylko myślisz o sporcie. -powiedział ponuro. Zaczął odliczać krokami odpowiednią odległość od siatki. Ja zrobiłam to samo, tylko, że po drugiej stronie. Ryłam w piasku piętą, zaznaczając gdzie mają znaleźć się linie. Chłopak robił to samo. Kiedy skończyliśmy w jego dłoni pojawiły się płomienie i zaczął podpalać piasek, tak żeby zmienił swoją barwę.
-A ty się w to nadal bawisz? -krzyknęłam do niego. Brunet odwrócił się w moją stronę. Chciałam się pochwalić tym, czego niedawno się nauczyłam. Strasznie żałowałam, że nauczyłam się tego dopiero po akcji na wycieczce. Bo gdybym znała wtedy tą sztuczkę, to pewnie dałabym rade pokonać tego faceta.
Rozejrzałam się, czy ktoś nie stoi na żadnej linii. W porządku. Podniosłam ręce do góry i zza moich pleców buchnął ogień. Kilka dziewczyn odskoczyło z piskiem. Wszyscy patrzyli się w moją stronę, a ja stałam na środku pełna satysfakcji. Kiedy zaznaczałam linie, uwalniałam jednocześnie odrobinę magi na piasku. Potem wystarczyło tylko zamienić ją w płomień, jak to zawsze się robi, kiedy od razu wydobywa się magię i zamienia na swój żywioł. Cieszę się, że byli tu tylko magowie, bo mogłam do woli używać magii.
-Ale zajebiście Mercy!- krzyknął Marcus i podbiegł do mnie, przechodząc pod siatką. Podbiegli też do mnie inni chłopcy zainteresowani.
-Jak to zrobiłaś? -przez grupkę przedarł się Mike. Chyba dopiero teraz przyszedł, bo wcześniej go nie zauważyłam, a to trudne nie było, w końcu ma chyba ze dwa metry wzrostu.
-A no normalnie... -uśmiechnęłam się zadziornie.
-Nie pogrywaj ze mną Mercy... - zaśmiał się, złapał mnie w tali i przerzucił przez ramię. -Chyba odrobinę przytyłaś... -powiedział podrzucając mnie delikatnie. Moje głowa zwisała po stronie jego pleców. Machałam nogami i pięściami uderzałam w jego plecy.
-Wcale nie przytyłam! Po prostu mięśni mi przybyło! Puść mnie wielkoludzie! Bo ci dupę podpalę! -zagroziłam.
-Już dobrze, dobrze. Ty groźna, ty! -zaśmiał się i postawił mnie na ziemi.
-Więc?- spytał Marcus.
-No mówię, że normalnie. Uwalniasz odrobinę magii, ale nie zamieniasz jej od razu w żywią, albo nie formujesz w zaklęcie. Dopiero później robisz to co zawsze i tyle. -wzruszyłam ramionami.
-To, to jest takie banalne? -spytał z tłumu najprawdopodobniej Victor, bo go nie widziałam, więc poznać mogłam tylko po głosie. -To możemy już grać? -spytałam. W głębi ducha byłam zadowolona, że wszyscy się tak tym zainteresowali. Wiedziałam, że jako pierwsza w klasie takie coś znalazłam.
-Dobra! Wybieramy drużyny! -krzyknął jakiś chłopak z innej klasy...
Skończył się drugi set. Był remis 1:1. Mieliśmy dłuższą przerwę, więc siedziałam sobie w cieniu popijając schłodzoną wodę od Nathaniela.
-Chłopie jesteś bogiem! Świetny pomysł z przyniesieniem przenośnej lodówki! -odezwałam się do niego.
-Ale jesteś pewna, że nie chcesz piwa? Lepiej chłodzi, niż woda. -krzyknął zza samochodu, w którym trzymał lodówkę. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo nagle pojawiła się jego siostra bliźniaczka -Luisa.
-Suń się głąbie. -popchnęła go na bok.
-Kto ci brać picie z lodówki? -krzyknął na nią.
-Sama sobie pozwoliłam. Jestem bardziej odpowiedzialna od ciebie. Chciałabym ci tylko wspomnieć, że nie mam zamiaru odwozić cię do domu. Będziesz zapychał na piechotę do domu.
-Ty... -nie dosłyszałam, co powiedział, bo ktoś za mną stanął. Odwróciłam głowę.
-Panienka idzie ze mną. -powiedział Will. Zauważyłam, że miał na sobie opaskę i teraz jego blond włosy, nie przysłaniały mu twarzy, tak jak zazwyczaj. I wyglądał w niej o wiele lepiej.
-Musisz częściej nosić opaski. -powiedziałam do niego.
-Dobra, dobra. Idziesz ze mną. -nim zdążyłam się zorientować, przerzucił mnie przez ramie. Już drugi raz dzisiaj ktoś mnie tak trzymał! Chłopak zaczął biec.
-Ej! Puszczaj mnie! -biłam jego plecy pięściami i wierzgałam nogami.
-Nie zrobię tego, dopóki nie będę na pomoście.
-Masz mnie zamiar wrzucić!? Puszczaj, ale to natychmiast! -złapałam go w tali i chciałam przerzucić nogi za jego barki, żeby zrobić fikołka i jednocześnie uwalniając się z jego chwytu, ale Will chwycił mnie mocno za kostki.
-Nawet nie próbuj! Zawsze jakąś dziewczynę wrzucam do wody, na takich imprezach.
Nawet się nie zorientowałam, a nagle byłam w jego ramionach. Jedną ręką trzymał mnie pod kolanami, a drugą podtrzymywał plecy. Potem znalazłam się w powietrzu, zdążyłam tylko zatkać palcami nos i już byłam w wodzie. Wypłynęłam na powierzchnię.
-Nie mogłeś wrzucić Rose? -spytałam go, wymachując pięścią.
-Spójrz za siebie. -poruszył brodą. Odwróciłam się i zobaczyłam unoszącą się spokojnie na wodzie Rose. Zaskoczona. Odpłynęłam kawałek i przejechałam dłonią po obojczyku. Nie ma go! Cholera! Zaczęłam przejeżdżać dłońmi po szyi.
-Nie ma go!- powiedziałam z przerażeniem w głosie.
-Co się stało? -spytała Rose podpływając do mnie. Nie odpowiedziałam tylko od razu zanurkowałam. Macałam po dnie dłońmi, ale nic nie wyczuwałam. Zobaczyć też nic nie mogłam, bo woda nie była zbyt przejrzysta. Poczułam jak ktoś mnie ciągnie w górę. Wypłynęłam na górę i zobaczyłam przed sobą Rose. Trzymała mnie za ramiona.
-Co jest? -spytała lekko mną potrząsając.
-Nie ma go. -dotknęłam swojego obojczyka. -Nie ma mojego pierścionka... - powiedziałam drżącym głosem. Ktoś obcy by pomyślał, że za bardzo panikuję, ale moja przyjaciółka wiedziała dlaczego jest dla mnie tak ważny. To była jedyna rzecz, która mi pozostała, po dawnym, poukładanym życiu. Wtedy miałam wszystko. Rodziców, nie byłam jeszcze magiem (nie odkryłam w sobie magicznej mocy), miałam przy sobie dwójkę najwspanialszych przyjaciół, moje dzieciństwo nie było jeszcze zniszczone. To była jedyna rzecz, która pozostała mi z tego okresu w moim życiu, a teraz jej nie ma. Nie mogłam do tego dopuścić.
-Pomogę ci szukać. -powiedziała, kiwając głową.
-Ja też. - obok mnie odezwał się Will, którego nie zauważyłam wcześniej. W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową i we trójkę zanurkowaliśmy. Rose sprawiła swoją magią, że teraz obszar, w którym się znajdowaliśmy stał się bardzo przejrzysty. Will natomiast uczepił się dłońmi dna. Nie wiedziałam co robi, więc grzebałam w piasku, szukając pierścionka razem z Rose. Nigdzie go nie mogłam znaleźć. Nerwowo grzebałam w piasku, kamieniach, pomiędzy glonami i wodorostami, ale nic tam nie było. Rose zrobiła mi i Willowi bańkę powietrzną, dzięki której mogliśmy oddychać. Chłopak przez ten czas nie ruszył się z miejsca. Nie miałam pojęcia co on robi, anie jak ma to mi pomóc. Usłyszałam jakieś niewyraźne dźwięki, które zagłuszała woda. Wypłynęłyśmy z Rose na powierzchnie. Niebo było całe zachmurzone. Zapowiadało się na deszcz. Spojrzałam w stronę plaży. Pozostało jeszcze tylko kilka osób, ale one też się zbierały. W twarz uderzył mnie zimny, nieprzyjemny wiatr.
-Powinniśmy już wracać.. -odezwała się Rose. Zwróciłam się do niej:

-Nie mam zamiaru wracać stąd bez tego... -i zanurkowałam z powrotem, a brunetka za mną. Zauważyłam, że Will już nie jest w miejscu gdzie wcześniej był. Płyną, tak jakby koncentrując się w jedno miejsce. Wypłynął poza obszar, oczyszczony przez Rose. Po chwili zobaczyłyśmy ja wypływa. Zrobiłyśmy to samo. Na powierzchni już zaczęło padać. Coraz częstsze krople trafiły w tafle wody. Will podpłynął do nas. Pociągnął mnie za dłonie i poczułam, że coś mi do nich włożył. Przyciągnęłam je do siebie i wbiłam wzrok w to co mi dał chłopak. Moja zguba... Ale jak on to znalazł?

-Przepraszam, nie wiedziałem, że...-zaczął mówić, ale Rose mu przerwała:
-Dokończysz później! Zbieramy się i to szybko. Błyska się. -zaczęła płynąć w stronę brzegu. Ja i Will zrobiliśmy to samo. Na plaży nikogo już nie było. Pobiegłam po moją torbę i potem od razu do samochodu. Will włączył ogrzewanie, bo od razu jak weszliśmy do suchego miejsca zrobiło nam się zimno. Osuszyliśmy się w miarę możliwości, ogrzaliśmy i wróciliśmy do akademika. Podczas drogi cały czas trzymałam w dłoni pierścionek. Na mojej głowie zagościła piękna szopa. Kiedy dotarliśmy do akademika, przestało już lać i siąpił tylko drobny deszczyk. Wszyscy pobiegliśmy prosto do budynku.
-Mercy na pewno się już nie gniewasz? -spytał Will, jak byliśmy już w środku.
-Mhm. -uśmiechnęłam się delikatnie. -Skąd mogłeś wiedzieć, że tak zareaguje. Możliwe nawet, że nie zauważyłeś, że mam go na szyi.
Chłopak nachylił się i zbliżył swoją twarz do mojej.
-Na pewno? -spytał ponownie.
-Tak! W końcu go znalazłeś i jestem ci za to wdzięczna. -uśmiechnęłam się.
-No dobra. To ja idę do siebie. Przyjść później do was? -spytał.

-Jak chcesz. -odparłam i skierowałam się do naszego pokoju razem z Rose.


-------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest nowy rozdział ^^ Wracam z regularnym dodawaniem postów tj. dwa rozdziały w weekend, więc spodziewajcie się nowego jutro, albo w niedzielę ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz