niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 26: "Mercy coś ci się pali..."

Weszłam po schodkach do budynku, który kiedyś miał być stodołą. Zaraz za mną był David. Stokrotka właśnie schodził po schodach, które były po mojej lewej.

– Wchodźcie na górę i zajmijcie sobie łóżka – powiedział i minął nas, kierując się do dużego pomieszczenia na parterze. To chyba była stołówka. Weszłam po schodach i trafiłam do takiego małego kącika zabaw? Chyba tak to można było nazwać. Dwie małe kanapy, jeden fotel, stolik pośrodku, z boku stała malutka szafka z jakimiś książkami. Zaraz obok tego kącika znajdowały się duże drewniane drzwi, zza których słychać było naszą klasę. Za drzwiami znajdowało się duże pomieszczenie. Po lewej i po prawej stronie przy oknach znajdowały się, postawione w  równych odległościach, łóżka piętrowe. Pomieszczenie było całe wykonane z drewna, a przynajmniej tak się wydawało. Ściany z drewnianym obiciem, drewniana podłoga, drewniane kolumny, łóżka z ramą drewnianą, drewniane kufry, które stały przy każdym łóżku... Widać było wyraźny podział. Po lewej łóżka miały dziewczyny, a po prawej chłopcy. Automatycznie odszukałam wzrokiem Rose, która przeszukiwała swoją torbę, przy jednym z ostatnich łóżek po stronie dziewczyn. Od razu ruszyłam w jej stronę.

– I co, lepiej już się czujesz? – spytała, kiedy do niej podeszłam.

– Dlaczego wyczuwam nutkę złośliwości w twoim tonie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– Akurat nie było tu ani ociupinki złośliwości, ale okej.

O nie! Kiedy Rose kończy zdanie słowami „ale okej” oznacza to, że jest czymś bardzo poirytowana. A jeszcze jeśli wzruszy ramionami, tak jak to przed chwilą zrobiła, to jest naprawdę źle... Pierwsza myśl - Co znowu ja, albo Will, zrobiliśmy?

– Jesteś na mnie zła? – spytałam ostrożnie.

– Akurat nie. Po prostu irytuje mnie fakt, że dostaliśmy godzinę na rozpakowanie się i odpoczęcie.

Widzicie, mówiłam...Chwila! Czy ona właśnie powiedziała, że irytuje ją to, że ma godzinę czasu na leniuchowanie?!
Brunetka wyjęła z torby jakieś szeleszczące opakowanie i usiadła na łóżku.

– Rose, czy ty przed chwilą narzekałaś na to, że masz godzinę odpoczynku? – dopytałam na wszelki wypadek.

– Tak – odpowiedziała, jakby było to u niej normalne, następnie otworzyła opakowanie i zaczęła wżerać żelki.

– Gdybyś – zaczęła po chwili – łączyła fakty, to wiedziałabyś, czego tak nie mogę się doczekać.

No i znowu coś gada o łączeniu faktów! Nie mam zielonego pojęcia o co jej z tym chodzi!
Rose, widząc moją zakłopotaną minę, westchnęła ciężko.

– Ty śpisz na górze – powiedziała, znowu westchnęła i zaczęła napychać się żelkami, nie częstując mnie ani jednym.

Zaczęłam wypakowywać moje rzeczy do tego drewnianego kufra, który stał przed łóżkiem. Nie było ich dużo, bo przyjechaliśmy tylko na trzy dni, więc nie miałam problemu ze zmieszczeniem wszystkiego. Rose bez sukcesu próbowała złapać zasięg, więc szybko się poddała.

– Hej, dziewczyny! – Za moimi plecami usłyszałam głos Willa.
Zanim zdążyłam się odwrócić, moja przyjaciółka już go przywitała:

– Mercy zabierz go, bo nie ręczę za siebie.

Miłe powitanie, no nie powiem, że nie.

– Zachowujesz się jak dziecko, wiesz Rose? – zaczął Will i po chwili się uśmiechnął. – A może jesteś po prostu zazdrosna, co?
Rose spojrzała na niego krzywo i wybuchła śmiechem.

– Gdyby było jeszcze o co.

Uuu... Zajechało mi czystym kłamstwem... Dziewcz

– I z naszej trójki na pewno zachowuję się najmniej dziecinnie – dodała.

– Bo obrażanie się o byle co jest taaaakieee dorosłe – zauważył Will.

– Na pewno doroślejsze od... – zaczęła brunetka, ale jej przerwałam:

– Wasza dwójka! Spokój, ale to już!

– Ale... – jęknął chłopak.

– Nie ma żadnego "ale"! Teraz proszę podać sobie rączki na zgodę jak w przedszkolu i zacząć się zachowywać normalnie – powiedziałam stanowczo. – Nadal źle się czuję po tej całej podróży bez magii i te wasze "przekomarzanki" – nakreśliłam w powietrzu znak cudzysłowu – przyprawiają mnie o ból głowy!

Rose spojrzała na mnie. Will wyciągnął w jej stronę niechętnie dłoń i czekał aż ona mu ją uściśnie.

– Rose... – zaczęłam.

– Dobra! – Podała chłopakowi dłoń.

Czułam się dziwnie, uspokajając ich. Zazwyczaj to ja jestem tą, którą trzeba uspokajać, a tu proszę: zamiana ról! Dokończyłam rozpakowywanie i usiadłam na kufrze, rozglądając się po pomieszczeniu. Dopiero wtedy zauważyłam, że nad wejściem do tego pomieszczenia znajdowało się coś w rodzaju poddasza. Po prawej stronie od drzwi znajdowała się drewniana drabina, po której właśnie schodziła Theresa. Na górze była pani Mably, która również przyjechała z nami jako opiekunka. Thunder pomachała nauczycielce, wzięła swoją torbę z rzeczami, która leżała na podłodze i ruszyła w naszą stronę.

– Już ci lepiej? – spytała mnie od razu, kiedy do nas podeszła.
Wrzuciła swoją torbę na łóżko, które było obok naszego.

– Ta, już lepiej – odpowiedziałam. – Ale nie wiem na jak długo, bo przy tej dwójce nie da się wytrzymać – dodałam po chwili.

– Gołąbeczki znowu się podziobały? – powiedziała złośliwie.
Rose w odpowiedzi wywróciła oczami. Willowi nazwanie ich "gołąbeczkami" jakoś nie przeszkadzało.
Zauważyłam, że od blondynki wyraźnie czuć było radość. Zwykle jest strasznie poważna.

– A ty co taka zadowolona? – spytałam.
Theresa rzuciła się na łóżko i wzięła głęboki oddech.

– Czujesz to, Mercy? To jest wolność. Wreszcie jestem poza zasięgiem ojca. Mogę mówić i robić, co żywnie mi się podoba.  W dodatku dowiedziałam się od pani Mably, że nie musimy pisać stąd żadnych raportów! – Wyciągnęła się na łóżku.

No tak... Przecież ona ciągle żyje pod presją ojca. Nie dziwie się jej, że jest taka zadowolona. Też bym była na jej miejscu.

– Może uda mi się załatwić, że w ogóle nie będziesz musiała już pisać raportów ze mną, ale o tym powiem ci trochę później. – Mrugnęła do mnie.

Dobra, byłam w szoku. Jeszcze nie znałam takiej Theresy. Była taka wyluzowana. Normalnie jak nie ona. Wdrapałam się na moje łóżko. Chciałam odpocząć, bo nadal nie czułam się za dobrze. Na pewno było lepiej niż w autokarze czy w momencie, kiedy zemdlałam. Will poszedł do chłopaków, a Theresa zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy. Rose stwierdziła, że nie ma zamiaru się denerwować i szybciej czas minie, kiedy zrobi sobie małą drzemkę. Chciałabym czasami jak ona, umieć zasypiać, kiedy tylko chce, ale nie potrafię spać w dzień chyba, że naprawdę źle się czuje. Teraz też nie mogłam zasnąć, bo ciągle nie mogłam wymyślić o co chodzi mojej przyjaciółce.


***

Nareszcie. Po godzinie, która ciągnęła się tak niemiłosiernie, do sali wszedł Stokrotka razem z panią Mably.

– Dobra, dzieciaki. – Zatarł dłonie. – Zbieramy się na dół, ale to wszyscy, bez marudzenia. Musimy się przywitać z pracownikami!

Zeszłam w łóżka i obudziłam Rose. Nie ociągała się. Jak tylko zorientowała się, że już minęła ta godzina odpoczynku, od razu się rozbudziła i już była gotowa do wyjścia. To definitywnie nie mogła być moja przyjaciółka. Zawsze powinna marudzić i ociągać się z wyjściem z wyrka, a tu proszę. Nie mogłam się doczekać, żeby dowiedzieć się co ją tak bardzo podekscytowało.

Z pokoju wyszliśmy całą klasą. Zeszliśmy na dół po schodach i weszliśmy do głównego pomieszczenia, gdzie znajdowała się stołówka. Jego wnętrze również było wykonane z drewna; stoliki ustawione po lewej stronie, ławki, kolumny, ściany i podłoga. Wszystko było z drewna, co dawało taki swojski charakter temu miejscu. Po lewej stronie, prawie przy samym wejściu, wisiał worek treningowy, który od razu skupił na sobie uwagę chłopaków, którzy zaczęli go kopać, bić, a nawet się na nim bujać. Też chciałam spróbować, ale w tym momencie Stokrotka nas upomniał. Rose zniknęła mi gdzieś z pola widzenia. Stałam koło Marcusa i Willa, opierając się o ścianę. Byliśmy z boku, ale mimo to wszystko widzieliśmy. Na środku stał mężczyzna w średnim wieku o czarnych, ale jednak gdzieniegdzie siwych włosach związanych w koczka z tylu głowy, z siwo-czarną brodą. Miał przyjemny wyraz twarzy. Uśmiechnął się i czekał aż sie uspokoimy. Pani Mably i Stokrotka jeszcze raz nas ucieszyli.
  
  – Chciałbym Was powitać na integracyjnym wyjeździe w Sowim Bagnie! – zaczął mężczyzna – Nazywam się Emanuel Geness. Stworzyłem to miejsce z zamysłem integracji młodych magów i pokazania im, jak może wyglądać codzienne życie bez magii, która jest waszym towarzyszem od dziecięcych dni. Wszyscy dobrze wiemy, że używacie magii wtedy, kiedy nie jest to potrzebne, dlatego będziecie musieli sobie poradzić z codziennymi czynnościami bez jej użycia. W skrócie to tyle, moi drodzy. Może niektórzy was mnie kojarzą, ale na pewno większość z was kojarzy mojego syna...

Drzwi, przez które wchodziliśmy wcześniej, uchyliły się, a z wyszedł z nich ktoś, kogo najmniej się spodziewałam. Wysoki, dobrze zbudowany chłopak, o krótko obciętych blond włosach postawionych do góry. Już chciałam krzyknąć, ale ktoś mnie uprzedził;

    – Luke! – wrzasnęła Rose i wybiegła z tłumu, rzucając mu się na szyje. Chłopak objął ją w talii i postawił na ziemi.

Pamiętacie list, który jakiś czas temu dostałyśmy razem z Rose? Chłopak, do którego właśnie lepiła się moja przyjaciółka, był jego autorem. Prawie wszyscy znali blondyna, więc cała grupa ruszyła się z nim przywitać. Luke chodził do naszej klasy przez całe gimnazjum, więc tak naprawdę nie znali go tylko Will i David. Obie z Rose byłyśmy z nim bardzo zaprzyjaźnione, więc nie mogłam być gorsza od brunetki. Wybiegłam z tłumu i jako pierwsza dotarłam do blondyna. Przywitałam go z małym utrudnieniem, jakim była Rose, która cały czas obejmowała go w talii i raczej nie miła zamiaru puścić. Kiedy ja oderwałam się od chłopaka, wokół nas już był wianuszek zrobiony z całej klasy. Każdy po kolei witał się z chłopakiem. Gdzieś pod koniec podszedł Will i wyciągnął do Luka dłoń:
   
– My się jeszcze nie znamy, jestem Will!
Widziałam jak jego wzrok ląduje na Rose i wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił.

    – No nie znamy, Luke. – Mój stary przyjaciel uścisnął Willowi dłoń . Zauważyłam, że Whitlock uścisnął Luke'owi jeszcze mocniej rękę, bo mogłam zobaczyć jak jego mięśnie się napinają.

    – Mocny uścisk masz – odpowiedział mój stary przyjaciel i również ścisnął mocniej. Z daleka można było wyczuć napięcie między tą dwójką. Dałabym sobie rękę uciąć, że za chwilę zaczną sobie ciskać piorunami z oczu. Dzięki Bogu, na horyzoncie pojawił się Thomas, który przepchnął Willa na bok, żeby przywitać się ze swoim dawnym kumplem.

***

Mieliśmy godzinę czasu do ogniska, więc wszyscy poszliśmy na górę. Chłopcy, jak to chłopcy. Ich testosteron buzuje, więc postanowili urządzić sobie wielką bitwę na poduszki. Stokrotka im na to pozwolił pod warunkiem, że po zabawie posprzątają wszystko. Ja też bym z chęcią do nich dołącza, ale musiałam razem z Rose nadrobić jakoś te stracone trzy lata z Luke’iem. Chłopak opowiadał, jak przez dwa lata podróżował z ojcem po całym kraju. Był nawet na granicy z Republiką, ale określił to tylko jednym słowem – tragedia. Kiedy skończył mówić, spytał co się działo u nas, więc z racji tego, że moja przyjaciółka nadal była zajęta przytulaniem się do niego, to ja zaczęłam.

– No, doszedł do naszej klasy w tym roku nowy chłopak, ale już go poznałeś.

– Will, tak? – upewnił się. – Chyba mnie nie polubił.

– Nie martw się – odezwała się Rose. – To przeze mnie. Jest zazdrosny po prostu.

– To dlatego się do mnie tak kleisz od samego początku! – zauważył Luke. – Wykorzystujesz mnie i tyle? – udał zawód.

– Oj, chcesz powiedzieć, że nie podoba ci się to, że taka piękna dziewczyna jak ja się do ciebie przytula? – zażartowała brunetka.

Luke poklepał ją po głowie w odpowiedzi i zwrócił się do mnie:

– A ten z czarnymi włosami, co siedzi na łóżku. – Wskazał głową w stronę Harveya. –  Kto to?

– David, wiesz który – odpowiedziałam krótko.

– A! To ten, którego nie lubimy!

– Mercy już sama nie wie, czy go nie lubimy, czy lubimy – odezwała się cicho Rose.

Luke spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Już miałam zaczynać, kiedy ktoś zza blondyna krzyknął: „Uwaga!”

Chłopak momentalnie ukucnął, a we mnie leciała rozpędzona poduszka. Stałam zdezorientowana jak ten kołek i czekałam, aż ten pocisk trafi w moją zaskoczoną twarz. I trafił. Ten, kto rzucił, musiał mieć niezłą parę, bo odrzuciło mnie mocno do tyłu. Oczywiście ustałam na nogach, bo to była tylko poduszka, ale byłam wściekła, bo mi przerwano, kiedy zaczynałam coś mówić. Dodatkowo byłam jeszcze lekko rozdrażniona po tej całej podróży. Złapałam poduszkę i zarzuciłam ją do tyłu.

– Kto rzucił? – spytałam.

Wszyscy nagle odębieli. Patrzyli się na mnie, jakby zobaczyli ducha.

– Mercy coś ci się pali... – Rose wskazała palcem na poduszkę, którą trzymałam w prawej dłoni. Odwróciłam głowę.

Wrzasnęłam przerażona i zaczęłam podrzucać z ręki do ręki, płonącym przedmiotem. Nie parzyło, ale byłam tak spanikowana, że nie wiedziałam co robię i poduszka upadła na drewnianą podłogę. Przed chwilą była cisza jak makiem zasiał, a teraz wszyscy krzyczeli na mnie:

– Zgaś to!

Magia nie powinna działać tutaj, więc czemu...? Nagle poczułam przed sobą powiew zimna. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Coś się zmieniło. Znowu wszyscy zamilkli, a w nozdrza już nie drażnił zapach spalenizny. Spojrzałam na miejsce, gdzie przed chwilą paliła się poduszka. Już się nie paliła. Została z niej tylko nędzna kupka zamrożonego popiołu... Chwila... zamrożonego?!

– Złamałaś barierę, idiotko – usłyszałam z prawej lodowaty głos Davida. Stał, trzymając jedną rękę w kieszeni, a drugą wyciągniętą w stronę kupki popiołu. Patrzył na mnie krzywo. Złamałam barierę? To w ogóle możliwe? Nagle usłyszałam krzyk naszego wychowawcy, który rozległ się po całym pomieszczeniu;

– Mercedes, do mnie!

Stał przy wejściu do sali i patrzył się prosto na mnie. Super, znowu się wpakowałam w kłopoty. Nadal nie miałam zielonego pojęcia co się właściwie wydarzyło przed chwilą. Stałam jak słup soli i patrzyłam się na kupkę zamrożonego popiołu.

– Ty David też – warknął Stokrotka.

Usłyszałam, jak chłopak ciężko wzdycha.

– Jak wrzód na dupie – mruknął pod nosem, złapał mnie za kaptur i pociągnął za sobą, prowadząc w stronę wychowawcy. Ocuciłam się i wyrwałam się chłopakowi.

– Mogę iść sama – burknęłam. Minęłam mężczyznę, który zgromił mnie wzrokiem i zeszłam od razu po schodach. Zdążyłam jeszcze usłyszeć jak Stokrotka krzyczy;

– A wy, koniec zabawy! Posprzątać mi, ale to już!
Potem usłyszałam tylko jak zatrzasnął drzwi. Co ja znowu narobiłam?

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od miesiąca nie było rozdziału ;-; Co ta szkoła robi z ludźmi
? xD Na szczęście z ratunkiem przyszła przerwa świąteczna i wzięłam się za ostre pisanie! Nawet mam już prawie do końca napisany rozdział na następny weekend ^^ Miałam dodać mapkę... Dodam ją kiedy ją poprawię ;-; (Ciekawe kiedy to będzie?) Mam nadzieję, że rozdział był w porządku :) Mercy znowu narozrabiała... A właśnie! Chciałam podziękować za ponad 8 tys wyświetleń <3 Przypominam, że jak ktoś czyta bloga, a nie subskrybuje go, to jest taka opcja ^^ Oczywiście dziękujmy Kasi [klik] za to, że znowu wzięła pod korektę mój rozdział <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz